Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

piątek, 21 grudnia 2007

Towarzyszu mój...

Ex towarzysz i jednocześnie profesor. Bogusław Wolniewicz zresztą, jeden z głównych głosów stacji wysoce ściśle związanej z Rydzykiem Tadeuszem, z zawodu ojcem raczył oświadczyć, że podstawowym unijnym celem jest rozbicie Kościoła katolickiego i zdławienie polskich aspiracji narodowych.
I kto to mówi? 
Towarzysz z ćwierćwiecznym stażem w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Nie brzydził się też wziąć w swe czyste rączki odznacznia państwowego od obrzydliwego, bo komucha, Olka Kwaśniewskiego
Po życiorysie widać, że najpierw leżał pod Komitetem Centralnym PZPR, a potem wstał, otrzepał się, oświadczył, że nie wiedział gdzie leżał i przeniósł się pod krzyż. Tylko czy rydzykowy krzyż jest prawdziwy?
Znałem onegdaj faceta - jakiż to był zatwardziały, betonowy wręcz, komunista (nie mylić z lewicowcem). Któregoś dnia oświadczył, że szedł ulicą i nagle go (to cytat) "pierdolęło" i zaczął wierzyć w Boga.
Bez dodatkowego komentarza...

Sphere: Related Content

niedziela, 16 grudnia 2007

Dupa z pozycji biskupa

Stać się chyba muszę wyjątkowo dosadnym. Wyjątkowe "autorytety" w dziedzinie seksuologii czyli księża katoliccy zabierają głos, potępiając metodę in vitro i namawiając małżeństwa, jakie mają problemy z tzw. naturalnym poczęciem do adopcji. Sztuczne zapłodnienie to bowiem - ich zdaniem - metoda niegodziwa. A wszystko przez fakt, że minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiedziała dofinansowywanie z budżetu takich zabiegów.
Prym w protestach wiedzie metropolita krakowski, pewnie główny seksuolog kraju. Ten, co podobno jak inni księża o tej sferze życia winni mieć wiedzę mniejszą od przeciętnego licealisty ze względu na przyrzekane śluby czystości. Podobnie jak cała rzesza księży oskarżanych o gwałty i pedofilię.
Dlaczego zatem katolicki kościół nie pójdzie z duchem czasu i nie zdecyduje się na zniesienie wspomnianego celibatu? Chętnych na żony księża znaleźliby pewnie sporo, no i adopcję?
Nauczycielem teoretycznym łatwo być...
A na marginesie, skoro tak kler przeciwstawia się metodzie in vitro, niech naukowo raczy wyjaśnić jak zatem począł się Jezus?

Sphere: Related Content

piątek, 14 grudnia 2007

Powodzenia (niekoniecznie każdemu)

Nieco z boku spojrzałem się na ostatnie wydarzenia w niejakim politykierstwie. I jakoś tak widzę, że nowy papcio narodu zwany Tuskiem dupeczką swą zatrząsł na pojawiające się wieści, jakie rozsiewali inni platformersi wedle których planowano dokonać czegoś w rodzaju prawnego rachunku sumienia Rydzyka Tadzika, z zawodu ojca. Pogrążony w konszachtach - bo tylko tak to odebrać można - z klerem mister premier odpuścić nie tylko sobie sprawę raczył, ale również (przynajmniej to moje zdanie) pogodził się z tym, by padre R. pozwalał sobie, wzorem prezydenciunia będącego ostatnim bastionem kaczyzmu, na obelgi wszelakie. Powodzonka w otrzymywaniu razów np. "wermachtowy bękart" czy "liberalny komuch".
Przyzwolenie tym samym rząd daje choćby na to, by religii lekcje odbywały się na takich zasadach, żeby przewielebnym rosły różki. Nieopodal Opola księżulo zwyczajnie lał dzieci bez opamiętania. Jakoś tak przekonany jestem, że sprawa, która ma znaleźć swój finał w prokuraturze zakończona będzie w nicości (czytaj: w umorzeniu).
Kto natomiast umorzy mandaty tych posłów, którzy raczyli wyjść z pisuarowej partii? Tak to towarzystwo krzyczało na lepperowe porządki, na weksle podpisywane przez byłych parlamentarzystów tej partyji. wedle których odchodzący mieli forsę płacić. PiS-uary wymyśliły rezygnację z funkcji posłów. Taką lojalkę musiał podobno odpisać każdy mniej lub bardziej kaczyzm wyznający. Aby było śmieszniej, o honorze w tym względzie mówić zaczął niejaki Gosiewski Edgar Przemysław zwany przez niektórych Pingwinem, przez niektórych Peronowym, co mu we Włoszczowej nie wyszło jak dotąd wybudowanie portu morskiego i lotniska.
I takich detalików mnożyć można, jak choćby ten ujawniony niedawno fakt, że jeden z PiS-uarowych wiceministrów (za kaczych rządów), idąc za hasłem taniego państwa, potrzebował sześciu miesięcy, by ze swej służbowej komórki przegadać 80 tysiączków złociszy.
Jedynym pozytywnym bohaterem okazuje się być - zarabiający onegdaj laniem po pyskach - Przemysław Saleta. Przyznam, trzymam kciuki za powrót do zdrowia. Najpierw oddał córce nerkę, potem zapadł w śpiączkę. Na szczęście dochodzi do siebie.
W przeciwieństwie do politykierów naszych.

Sphere: Related Content

czwartek, 13 grudnia 2007

Dziejowa "sprawiedliwość"

Rocznica wprowadzenia stanu wojennego, 13 grudnia praktycznie we wszystkich mediach pokazywana jest poprzez pryzmat czołgów na ulicach, żołnierzy z karabinami, wymądrzających się historyków z IPN, którzy w czasie, gdy ów stan obowiązywał albo ssali palec w prowadzonym przez brzydką komunę żłobku, zwyczajnie srali w pieluchy albo ich jeszcze na świecie nie było. No i na dodatek te manifestacje, martyrologia internowanych - niejednokrotnie jednak nie w więzieniach, ale w ośrodkach wczasowych.
Nie będę się sprzeczał czy słusznie czy też niesłusznie stało się tak, że 13 grudnia 1981 roku nie było Teleranka. Moje zdanie jest takie: gdyby stanu wojennego nie było, do polskich miast weszłyby wojska zza wschodniej, południowej i zachodniej granicy w ramach "pomocy". Byłby rozlew krwi o skali niewyobrażalnej, bez porównania większej od tego, do czego doszło tych 26 lat temu.
Znacznie od tego ciekawsze jest pokłosie, dzisiejsze efekty stanu wojennego. Jak to bowiem możliwe, by taki internowany ówczesny opozycjonista, dziś polityk pełną gębą otrzymał w ramach rekompensaty za nieprawości, jakie wobec niego popełniono w 1981 i latach późniejszych dostał odszkodowanie sięgające miliona złotych? Osoby, które przeżyły koszmar hitlerowskich obozów koncentracyjnych musiały zadowolić się kwotami o przynajmniej dwa zera mniejszymi.
Ot, sprawiedliwość dziejowa.

Sphere: Related Content

piątek, 7 grudnia 2007

Abonamencik zlikwidujcie nam łaskawcy...

Jeżeli rzeczywiście dojdzie do tak wielkiej zmiany w podejściu do telewizji publicznej, zacznie mieć to nie tylko swoje ręce, ale i nogi. Abonamencik szanowny, który - wedle zapowiedzi - ma zniknąć
Ileż to przecież można, gdybyśmy spojrzeli się z pozycji np. kibica sportowego, wytrzymać, skoro od lat oferta publicznej telewizorni ma tyle wspólnego, co urządzenie spotkania ligi szachowej na Stadionie Śląskim i oczekiwanie na pełne trybuny. Co z tego, że zorganizowano sobie jakiś kanał sportowy, do którego dostęp jest marzeniem ściętej głowy. Nic to, w zamian możemy obserwować w reklamach byłego chodziarza, Roberta Korzeniowskiego, szefującego teraz (to ciekawostka) redakcji sportowej w publicznej telewizji właśnie. Jeżeli mnie skojarzenia nie mylą, osoba na tym stanowisku, w telewizorni na dodatek jest chyba dziennikarzem, a bywało przecież wiele przypadków, kiedy osoby pełniące tego typu funkcje leciały na zbity pysk za pokazanie swej facjaty w reklamie proszku czy innej pasty.
I teraz na dodatek publiczna telewizornia, która przegrała z Polsatem w wyścigu o wykupienie praw do transmisji meczów z przyszłorocznych mistrzostw Europy w piłce kopanej ma obiekcje, by zapłacić komercyjnej stacji część poniesionych przez nią kosztów, żeby w otwartych kanałach polscy telewidzowie mogli obejrzeć polską reprezentację. Taki bajzel z TVP mamy już od pięciu lat, kiedy to - po latach posuchy - piłkarze rodem znad Wisły (i kilku innych rzek) znaleźli się w finałowym turnieju Mistrzostw Świata. Publiczna (na bodajże 64 spotkania) pokazała... osiem.
Dobrze zatem stanie się, jeżeli ów abonament zniknie. Przyda się konkurencja z prawdziwego zdarzenia, bez sztucznych dotacji, rzucania jakichś bzdurnych słów o konieczności spełniania misji (jakiej, nikt nie wie), finansowania przedsięwzięć itp.
Zupełnie jak gdyby komercyjne stacje w większym czy mniejszym stopniu nie uczestniczyły pieniężnie właśnie np. w produkcjach filmowych czy kulturalnych. Za własne, te z reklam, nie z abonamentu.
Tegoż właśnie zasiłku nie ma (chociaż pewnie trafiał on za kaczystów w innej postaci) do telewizorni kierowanej przez Rydzyka Tadeusza, z zawodu ojca. Od niedawna w pewnych kręgach TV Trwam zaczyna mieć nową nazwę - Wydział Śledczy. Ostatnio bowiem owo telewizornium uraczyło widzów audycją o muzyce techno, która - jak się dowiedzieć z Rydzyk TV można było - pełna jest demonów i innych szatanów. Wcześniej takie elementy wytropiono m.in. w heavy metalu. Jako że jestem cierpliwy, poczekam aż ta stacja rodem z Torunia dojdzie do "Bogurodzicy".

Sphere: Related Content

czwartek, 6 grudnia 2007

Z różańcem przez maturę?

Czy będzie to sprawdzian z prawidłowego klęczenia? A może ze zgodnego z zasadami odmawiania różańca? Może przed przystąpieniem do egzaminu niezbędne będzie zaliczenie przynajmniej trzech pielgrzymek? Do tego jeszcze zaświadczenie od przewielebnego, obowiązkowe pięć spowiedzi w tygodniu, uczestnictwo w dwóch mszach dziennie itp.
Naprawdę, coś w rodzaju szyderstwa mnie ogarnia, kiedy słyszę, że prowadzone będą prace
nad włączeniem religii do zestawu przedmiotów, które uczniowie mogą zdawać na maturze . A poinformował o tym nie kto inny, tylko episkopat. Kościoła katolickiego.
Zastanawiam się tylko nad jednym - jak można ocenić w skali od 1 do 6 stopień czyjejś wiary, której nie należy mylić z religijnością. Linijką, kątomierzem, subiektywną opinią, jaka może zależeć od sympatii lub też niechęci w stosunku do ucznia? Poza tym czy wiara w Boga polegać może na wykuciu na pamięć jakichś formułek wpajanych podczas szkolnych zajęć z religii, na których omawiane są np. poszczególne elementy liturgiczne? Przecież czyjaś wiara może być wyjątkowo mocna, co przejawia się w codziennych uczynkach w przeciwieństwie do delikwenta regularnie uczęszczającego (i to ostentacyjnie na msze), a w owym życiu codziennym zachowuje się niczym diabeł wcielony.
Nic sobie jednak nie robi całe to towarzystwo pisuarsko-platformiaste z artykułu 53 obowiązującej przecież Konstytucji RP, a mówi on choćby o wolności sumienia i religii.

Sphere: Related Content

środa, 5 grudnia 2007

Nawrócenie (nie)łaskawcy

Najpierw przez miesiąc olewali strajkujące przed siedzibą ich władzy pielęgniarki a teraz - kiedy odsunięto ich od sterów - tak nagle stali się wrażłiwi. Metamorfoza jakowaś!
PiS-uary z dziwnych i sobie znanych powodów nagle stali się obrońcami tych, których w kamasze wsadzać chcieli, grozili im aresztowaniami lub też zrobili to wykonując pokazówki za pomocą swej policji politycznej. Przed mediami krzyczą konferencyje prasowe zwołując, że nie wolno w Polsce opóźniać wprowadzenia unijnych przepisów dotyczących tego, by lekarze nie pracowali tygodniowo dłużej niż 48 godzin.
Jakie to unijne się nagle PiS-uary stały. A przecież któż to tak protestował, żeby nie wprowadzać jednolitej karty praw obywateli w całej Europie? Tym też sposobem Polska ogranicza prawo do strajków, a tych pewnie by nie brakowało.
Niestety, nawet obecna koalicja w kooperacji z lewicą nic nie zrobi. Chcąc przeforsować wspomnianą kartę niezbędnych jest w Sejmie 2/3 głosów. Tylu nie ma.
Kaczyland robi swoje. Na nieszczęście w majestacie prawa.

Sphere: Related Content

Zero argumentacji pana Z.

I co? JAJCO !!!
Ależ skuteczność w walce z układem mieli wyznawcy kaczyzmu. Co prawda przez niego nikt już nie miał zginąć, ale nie wziął podobno łapówy Jondrek, gdyż przez Ryszarda Krauzego uprzedzonym został. I cóż też wyszło z konferencyji prasowych niejakiego Ziobro? Dosadnie rzecz ujmując - (cztery litery) wyjątkowo blade.
Prokuratura cofnęła bowiem wydany za PiS-uarowego ministra od sprawiedliwości nakaz zatrzymania przebywającego poza granicami kraju biznesmena, bo zarzuty względem Krauzego okazały się jakości tak miernej, jak - nie przymierzając - argumentacja pana Z. Oddając szczyptę sprawiedliwości, przesłuchanym ma zostać, ale na tym koniec.
I niech zatem nikt mi nie mówi, że nie mieliśmy do czynienia z politycznymi naciskami. Mister Ziobro zresztą ostatnio jakby nieco przycichł, nie widać go w mediach, nie oskarża, nie oczernia, po prostu go nie ma.
Nic jednak z tego, z pewnością wróci, bo podobno zbiera siły. Mniemam, że na nową wojnę. Konstruktywności bowiem przy takim charakterze - zero.

Sphere: Related Content

poniedziałek, 3 grudnia 2007

Rakieto-Fotyga

Nie ma to jak mądrość nad mądrościami, szczególnie kiedy narobiło się niezłego bajzlu, a teraz próbuje się krytykować tego, który zamierza odkręcać ów bajzel. Z takiej pozycji występuje niejaka Fotyga, teraz szefowa prezydenckiej kancelaryji, co to miała nieprzyjemność zagranicznymi problemami w rządzie kaczystów się zajmować.
Sikorski Radosław, jej następca na wspomnianym stanowisku - jak widać - nie za bardzo zamierza ślinić się przez Amerykanami, więc Fotyga (zajmująca teraz stanowisko w teoretycznie apolitycznym urzędzie) ganić go zamierza, że na tarczę antyrakietową się nie zgadza tak bezkrytycznie, dodając: - Naszym obowiązkiem jest uczestniczenie w tej grze na równych prawach, a nie - jako protektorat rosyjski.
No właśnie, na równych prawach. Rację macie Fotygo, ale gdzie to wywalczone przez panią zniesienie wiz, gdzie te zlecenia dla polskiego przemysłu zbrojeniowego?
A na marginesie. Koszty utrzymania tarczy w Polsce ponieść mają z pewnością nie Amerykanie. Jakie są to kwoty, pojęcia nie mam, ale z pewnością trzeba je liczyć w grubych milionach. Na dodatek, miałem okazję rozmawiać z kilkoma panami ściśle związanymi z wojskiem. Na temat owej tarczy antyrakietowej. Mało obeznanym w temacie wyjaśnię zatem co usłyszałem: wystrzelona np. gdzieś z Dalekiego (a może bliższego) Wschodu rakieta w kierunku Europy zostaje wykryta przez system tarczy, z której odpala się rakietę mającą zniszczyć tę pierwszą. W praktyce będzie ona zniszczona na takiej wysokości, że jej nuklearny ładunek zneutralizowany zostanie w kosmosie. Może się jednak zdarzyć sytuacja, gdy materiał radioaktywny (a nawet uszkodzona rakieta) spadnie na ziemię, np. na Rosję, Ukrainę, Polskę, inny kraj. Co wówczas? W jakich liczbach będziemy liczyć ofiary? Na pewno nie w tak znikomym stopniu jak po katastrofie w Czarnobylu. I tego boją się polscy sąsiedzi, chyba nie tylko oni.
Ale Fotyga wie lepiej...

Sphere: Related Content

Poseł wyuczony

Niczym barany teraz powtarzać będą slogany...

Na ich nieszczęście jutrzejsza "Gazeta Wyborcza" prezentuje jak PiS-uarowcy mają mówić o Tusku. Ubiegnięci więc zostali z tekstami, które mieli wygłaszać, że np.

- Tusk popełnia błąd za błędem.

- Wyraźnie widać, że nie ma doświadczenia, że wcześniej nie piastował ważnych funkcji państwowych.

- Zamiast iść w konflikt i konfrontacje z prezydentem powinien czerpać z jego doświadczenia i uczyć się jak postępuje prawdziwy mąż stanu.

No już w tym ostatnim stwierdzeniu przegięcie nastąpiło maksymalne. Mąż? Tak, swojej żony, stanu - na pewno nie, bardziej Stanów (tych Zjednoczonych Ameryki Północnej, którym bez wazelinki...).

Nie w tym jednak rzecz. Wiem już, chociaż co niektórzy PiS-uarowcy zdążyli zaprzeczyć jakoby taka instrukcja istniała, że w partii tej ma obowiązywać nie tylko jednomyślność z wodzem, ale również to samo słownictwo, narzucone zresztą z góry. Przecież wcale nie tak dawno jak jeden mąż posłowie od kaczyzmu dokładnie tymi samymi słowami mówili o Olku Spromilonym, który pijanym krokiem stąpał po grobach w Charkowie.

Sphere: Related Content

niedziela, 2 grudnia 2007

Nie płacz kiedy odjadę...

Brat Mniejszy Większy - jak śmiem podejrzewać - ma permanentną sraczkę. Z tęsknoty dzieła, jakiego nie udało mu się (wraz z braciszkiem) zrealizować. W wywiadzie dla "Wprost" oświadczył, że IV Rzeczpospolita nie powstała, bo dzieła jej budowy nie pozwolono doprowadzić do końca.
I się wypłakał - opowiadał jak to teraz rozmontowuje się walkę z korupcją (wskazany przez PiS-uarów jedyny układ wywodził się z ich kręgu), nie pozwolono tamtej władzy walczyć z przywilejami możnych (dlaczego do dziś nikt nie zajął się sprawą uchylenia immunitetu Putrze, który doprowadził do milionowych strat w systemie wodociągowo-kanalizacyjno-oczyszczającym Białegostoku?), z PiS-uarami walczyły media (jakoś tak dziwnie, że w spokoju kaczystów zostawiły chyba tylko: TVPiS i TV Trwam - wraz z pochodnymi). I tak można wymieniać kolejne przykłady walki. Tylko po co?
Teraz będzie gorzej (nie zaprzeczam, że koniecznie musi być lepiej), bo nie pozwolono im (PiS-uarom) dokończyć ich dzieła. Mówi to apolityczny prezydent (ten wariant będę powtarzał do znudzenia).
No i wypłakuje się z tęsknoty. Za wszechwładzą pewnie.

Sphere: Related Content

My są mistrzem ściemy

Podróżowałem nieco ostatnio i w pewnym mieście miałem nieco czasu, więc urządziłem sobie niewielką przechadzkę...
Ciekawsze od wszelkich obiektów mniej lub bardziej zabytkowych okazało się spojrzenie na sporych rozmiarów reklamę z facjatą Miśka Wiśniewskiego zachęcającą do kupna płaskiego telewizorka. No i najciekawsze - rata za ów sprzęcik wynosząca 249 złociszy miesięcznie. Tak to wynikało z owej reklamy, tyle tylko, że nieco poniżej znalazł się napis, a wynikało z niego, iż ta wspomniana rata za telewizor nie może być niższa od 300 złotych.
Problem w tym, że czcionka tegoż dodatkowego napisu była znacznie mniejsza od ogromniastej reszty, niekoniecznie czytelna dla zmotoryzowanych, bo dla nich przy jednej z głównych ulic miasta reklama ta jest przeznaczona.
Hasło tejże firmy, której nazwy przez miłosierdzie nie wspomnę, mówi, że obniżają ceny. Dla mnie winno ono brzmieć jak w tytule powyżej.

Sphere: Related Content

czwartek, 29 listopada 2007

Cięcie po kaczych skrzydłach

Raz przychodzi mi zganić, innym razem pochwalić - cóż, niewdzięczna jest rola rządu, który chyba jeszcze nie za bardzo wie gdzie dokładnie znieść swe jajo. Przynajmniej w części posunięć finansowych zaczyna to przypominać normalność, w przeciwieństwie do poprzedników chcących lansować puste hasełko taniego państwa. W wydatkach PiS-uarów miało być przepiórcze jajeczko, a wyszło w praktyce - strusie.
I - jak się okazuje - można. Ostatniemu bastionowi kaczyzmu, czyli Pałacowi Prezydenckiemu, a dokładnie kancelarii firmującej poczynania Brata Mniejszego Mniejszego obcięto na wydatki 2 miliony złociszy. Aby dać przykład, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zmniejszono o znacznie więcej, bo o 6 milionów, a Sejmowi o skromne 22 miliony. Będzie więc kolejna wojna o to jak należy rozumieć tanie państwo.
Wcale się nie dziwię, że rząd obniżył swoje i innych rządzących wydatki. Ostatni bastion kaczyzmu znalazł sobie nową świetną szefową swej kancelarii. Niejaka Fotyga, co sprawy zagraniczne za PiS-uarowych rządów skutecznie rozpieprzała trafiła właśnie na to stanowisko. No i kolejny raz życie przerosło kabaret.
Pewnie teraz zabraknie kasy na premie i tym podobne dodatki dla wyznawców kaczyzmu. Ale o Fotygę się nie martwię, poradzi sobie. Zawsze przecież może wziąć udział w Tańcu z gwiazdami.

Sphere: Related Content

środa, 28 listopada 2007

Spoczywajcie zatem w (nie)pokoju cz. 2

Zaczyna się. Wcale nie kaczo, chociaż w sumie coś podobnego. Już poszły zapowiedzi, że rozpocznie się całokształt weryfikacji tego, co wyczynia w kraju nad Wisłą (i innymi rzekami) Rydzyk Tadeusz z zawodu ojciec. I co z tego wyszło? Dosadnie powiem: dupa blada. Widać, platformersi po prostu gaciami trzęsą przed zakonnikiem z Torunia.
Klientela z PO zwyczajnie rakiem zaczęła się wycofywać z wcześniejszych twierdzeń o zbadaniu czy rydzykowa szkoła działa według obowiązujących prawnie norm, czy system nauczania to kanon właściwy czy schizofrenia jakaś itp. No i wiadomo już, że żadnej kontroli nie będzie.
Po co zatem były te gadki o planach zbadania uczelni Tadzika? Wzorem PiS-uarów, najpierw ktoś coś chlapnie, by potem można było stwierdzić np., że źle odczytano takie słowa.
Całe szczęście, nigdy fanem platformersów nie byłem, bo pewnie przeżyłbym dużo większy zawód, niż po tym, co powyżej.
Niech więc nie mówią o cudzie gospodarczym, o tym, że ludzie zaczną tu z Zielonej Wyspy wracać. Ta ryba psuje się od głowy...
Spoczywajcie zatem...

Sphere: Related Content

Spoczywajcie zatem w (nie)pokoju cz. 1

Kaczyzm nie zginie, z pewnością nie za prędko, bo zaczyna się tworzyć coś na jego podobieństwo, co na własny (a być może nie tylko) użytek nazwę tuskizmem. Pierwszym krokiem w edukacji miało być zniesienie obowiązku chodzenia w mundurkach. Tymczasem rozpoczyna się nowy etap w historii powojennego szkolnictwa.
Barbara Kudrycka - nowy minister z platformerskiego pomazania od nauki i szkolnictwa zmieniać chce sposób finansowania studiów. Chciałaby wprowadzić system gwarantowanych kredytów na opłacenie nauki na poziomie wyższym, czyli wyjdzie na to, że studiowanie na państwowych uczelniach będzie po prostu płatne. A dzieje się tak po apelu władz finansowanych z budżetu państwa szkół wyższych, bo ci twierdzą, że bezpłatna nauka w Polsce jest fikcją.
Jeden z argumentów: W Polsce mamy około 2 miliony studentów z czego 1,25 mln uczy się w szkołach prywatnych, a tylko ta reszta (mniej więcej 750 tysięcy) w państwowych, co jest dla owej większości niesprawiedliwe, bo ci pierwsi płacić muszą, pozostali - nie. I to zmianie ma ulec.
Podam zatem przykłady mi znane ze świata nauki:
1. Pewien znany mi chłopak pochodzący z niezbyt majętnej rodziny studiuje jednocześnie dwa kierunki związane z medycyną. Uczy się znakomicie, jednak nie ma do końca sprecyzowanych planów dotyczących swej przyszłości, chociaż powolutku zaczyna coś przebąkiwać o genetyce. Normalnie, gdyby platformerskie reguły miały wejść w życie, nie miałby najmniejszej szansy na studiowanie choćby na jednym z kierunków, bo z pewnością nie byłoby go na to stać.
2. (Niekoniecznie ze szkolnictwa wyższego, chociaż z pewną aluzją) Absolwentka podstawówki nie dostała się do renomowanego gimnazjum. Trafiła do prywatnego, gdzie pobierane jest czesne. Po niespełna dwóch miesiącach okazało się, że pomiędzy jej wiedzą a pozostałymi uczniami istnieje ogromna przepaść, nie miała sobie równych, po prostu w szkole tej się nudziła i można było podejrzewać, iż jej zdolności staczałyby się po równi pochyłej. Ze szkoły odeszła, do tradycyjnego gimnazjum, jakie działają przy podstawówkach. Tam przynajmniej coś wymagają i czesnego płacić nie trzeba.
Tyle może z dającymi do myślenia przykładami ludzi zdolnych a planami tuskistów wprowadzenia odpłatności za studia.
Skoro tak zamierzają, najpierw niezbędna będzie zmiana konstytucji i dostosowanie jej - wolą również i platformersów, jeżeli takich zmian pragną - do tego, co planowały z owymi najzdolniejszymi, a szczególnie najuboższymi zrobić w swoim konstytucyjnym projekcie ich poprzednicy, czyli wyznawcy kaczymu. Jakież kryteria będą stosowane? Zarobków? Niekoniecznie może ono oddawać sytuację, gdyż jeśli za owo kryterium uznamy dochód poniżej np. 500 złociszy na osobę ileż to będzie niedoszłych, acz zdolnych (niekoniecznie laureatów olimpiad czy im podobnych konkursów). W ich rodzinach na głowę przypada 600-800 zł, jednak kiedy odliczymy czynsz, gaz, prąd, zazwyczaj jakiś kredyt, mamy kwotę znacznie poniżej mogącej obowiązywać normy. Tym możliwość studiowania zwyczajnie się odbierze. Kryterium oceny kto jest ubogi a kto nie zaistnieć muszą. Byleby tylko nie były to zasady obowiązujące w ZUS-ie przy przyznawaniu praw do renty...
Władza odrealnia i odbiera rozum. Spadkobiercy kaczyzmu - tuskiści - spoczywajcie zatem...

Sphere: Related Content

TK: Kaczor czy Donald? Zróbmy ściepę...

Rozgrywki pomiędzy kaczystą - prezydentem a tuskistą - premierem ciąg dalszy. Temu pierwszemu nerwy puściły, bo nowy rząd nie zamierza w pas kłaniać się Wielkiemu Bratu zza Jeszcze Większej Wody.
Ministrowie od obronności i spraw zagranicznych zapowiedzieli zgodnie wycofanie polskich wojsk z Iraku. Śmiem podejrzewać, że to pierwszy krok, by Amerykanie zaczęli traktować nas jak partnera, a nie gówniarza z piaskownicy, któremu można wcisnąć jakiekolwiek głupoty, naobiecywać a potem na owe przyrzeczenia się wypiąć (patrz np.: zniesienie wiz i kontrakty dla polskiego przemysłu zbrojeniowego).
Tego Brat Mniejszy Większy znieść już nie może, więc planuje zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego czy wspomnianym ministrom wolno było tak zrobić czy też wcześniej winni swe stanowiska skonsultować z prezydentem.
Frustracja porażką brata do pewnych zasad zobowiązuje. Najpewniej do tego, by narobić jak największego bałaganu a przy nadarzającej się okazji coś zawetować, opóźnić podpisanie ustawy i tak bawić się w kotka i myszkę. Najważniejsze jednak - prezydent chce mieć wpływ na politykę zagraniczną. Ot i prawnik, który Konstytucji nie czytał...
Aby było śmieszniej - któryś z PiS-uarów oświadczył, że prezydent nie zamierza pełnić funkcji dekoracyjnej.
Zróbmy narodową ściepę na lustro dla tego, co nie chce być jeno ozdobą.

Sphere: Related Content

poniedziałek, 26 listopada 2007

Mila kura si planina

Odjazd i jeszcze raz pełen odjazd w wersji Service Pack 2 1/2. Uwielbiam humor sytuacyjny, bo chyba najlepszym z możliwych on jest.
Rydzyk Tadeusz z zawodu ojciec się, kurde, obawia kogoś? Platformersi zapowiedzieli, że - zgodnie z obowiązującym prawem - skontrolują jego szkółkę nazywaną "wyższą szkołą (czegoś tam od kultury i jakichś mediów). Rozbawił mnie do łez, gdy uznał to Tadzik za zapowiedź represji, powrót do najciemniejszego komunizmu i totalitaryzm.
Po rozumek do główki platformersi winni pójść i nie tylko to sprawdzić, ale i fakt czy te grube miliony, jakie kaczyści w swej hojności (z tanim państwiem na ustach) dali papci Rydzykowi należały się. Pewnikiem, o ile tuskowym odwagi nie zabraknie, będą jakoweś uchybienia, Tadzikowi (może) mamonkę zwrócić przyjdzie, czego przewielebny nie zniesie. Moher-ściepę - jak mniemam - zorganizuje, pewnie taką jak na ratowanie gdańskiej stoczni. Potem może na Galapagos ruszy i tam biedne żółwiki na rydzykizm nawracać będzie. A w Polsce nie obaczy go nikt. Póki co - zagrożonym się czując - hau, hau robi...
Jazda to była pierwsza.
Druga jest jeszcze lepsza, chociaż innej dyscypliny, nie polityki dotyczy, bo piłki kopanej. Zakończyły się eliminacje do europejskich mistrzostw. Nie w tym, że zagra w nich polska reprezentacja. Ciekawsze - Anglicy nie zagrają, a reprezentacja to mocna. Jak to przegrać z Chorwatami mogli...
Mila kura si planina - zaśpiewał chorwacki hymn operowy śpiewak Tony Henry czym wywołał rechot wśród piłkarzy tegoż kraju. Walnęło się pieśniarzowi w jednej literce, bo powinien zaintonować: Mila kuda si planina, czyli: Ty wiesz, kochana, jak kochamy nasze góry. Tymczasem zaśpiewał: Kochana, penis i góry. No i Chorwaci wygrali.
Byleby tylko nasi na mistrzostwa nie zabierali już nikogo do śpiewania. Ewentualnie - w ramach eksperymentu (i pokuty) - może Tadzika...

Sphere: Related Content

niedziela, 25 listopada 2007

Wzrastający poziom gówna

To nie ubaw po same pachy, ale po pachy po prostu PiS-uary w zwyczajnym gównie siedzą, a jego poziom wzrasta, niebawem - czego się można spodziewać - przeleje się.
W budynku, gdzie od lat mieści się Kancelaria Premiera znaleziono wmurowany w dachu pocisk. Jak wieść niesie, robotnicy z czystej fantazji (może złośliwości do ówczesnej władzy), umieścili go tam gdzieś na przełomie lat 40. i 50. Mniejsza z tym kiedy dokładnie, ale fakt ten pokazuje pewien absurd: Jak to możliwe, by przez tyle lat nie sprawdzono tak ważnego obiektu, choćby ze względu na możliwe podsłuchy?
I teraz owo najciekawsze - po odkryciu pocisku PiS-uary zmontowały dowcip: Wiecie, skąd Kancelaria Premiera dowiedziała się o bombie z czasów wojny w suficie? Dziadek z Wehrmachtu zadzwonił do Tuska i mu powiedział.
Dalsze "dowcipy" niekoniecznie oczekiwane. Może wyjątkiem będzie elektorat fanów pewnej rozgłośni z Torunia i im podobni. Prezentowanym poziomem rzecz jasna.

Sphere: Related Content

Chorego przyjąć?

Mieszać, mieszać i jeszcze raz mieszać. W politycznym tyglu, no i robić wodę z mózgu elektoratowi. A przy okazji jeszcze wspominać o jakichś zasadach naruszania demokracji, o dobrych obyczajach nie wspominając.
Tak też się dzieje z Antkiem Policmajstrem Macierewiczem, którego PiS-uary próbują usadowić w komisji do spraw służb specjalnych - kolesia, który wszędzie (i chyba z jeszcze większym od Braci Mniejszych zapałem) szuka agentów. Nie kto inny jak właśnie on w 1992 roku oświadczył, że połowa dotychczasowych ministrów spraw zagranicznych była agentami radzieckiego wywiadu.
Któż to, jak nie on patronował ustawie lustracyjnej tak zdruzgotanej przez Trybunał Konstytucyjny? Jakież to prawo i jaką sprawiedliwość ów koleżka reprezentuje? Jak to było, że z
tajnych dokumentów wyciekały do opinii publicznej nazwiska kolejnych domniemanych agentów? Krasnoludki wynosiły? I takiegoż delikwenta Jedynie Prawi i Sprawiedliwi do komisji chcą wstawić.
Skoro koalicja się na niego nie godzi, PiS-uary twierdzą, że zbojkotują sprawę i nikogo innego do owej komisji nie zaproponują. Albo on, albo nikt. Osobiście wybrałbym tę drugą opcję.
Dlaczego? Niech ktoś poczyta to, co powyżej i zda sobie sprawę z faktu, iż są w kraju nawet najbardziej demokratycznym tematy, jakie światłą dziennego ujrzeć nie mogą, szary obywatel nigdy nie ma prawa się o nich dowiedzieć, bo dotyczą one bezpieczeństwa kraju. Jakąż to mamy pewność, że Policmajster nie wywlecze czegoś na zewnątrz? Już listę byłych szpiegów działających na rzecz Polski (tej dawniejszej czy bardziej współczesnej) ujawnił. Zdrowy, racjonalny umysł tego by nie wykonał.

Sphere: Related Content

sobota, 24 listopada 2007

Ciała dają wszyscy (prawie)

Nie miałem zamiaru słuchać tego, co w swoim expose raczył wycedzić obecnie już premier - Tusk. Czasu jakoś nie było, a i za długo po prostu ględził. Jaki będzie efekt z tych słów, zobaczymy. Nie bardzo wierzę w spełnienie wszystkich, choćby części obietnic, bo zwyczajnie straszliwym sceptykiem jestem, a Tusk na pewno nie ma mentalności fikcyjnego premiera Turskiego z serialu "Ekipa".
Mniejsza jednak z tym, przez kilka minut popatrzyłem sobie na siedzącego podczas tuskowego przemówienia Brata Mniejszego Mniejszego. Śmiem twierdzić, że gdyby ten ostatni miał możłiwość strzelania oczami, nowy premier zginąłby przynajmniej z tysiąc razy. Obraza, nienawiść, zazdrość - to można było wyczytać z kaczej facjaty. Znacznie ciekawsze jednak były komentarze tegoż do expose...
- To jest język czysto peerelowski, albo najciekawszy: - Będzie to pacyfikacja, petryfikacja, restauracja - PPR - oświadczył Kaczor Mniejszy.
No i mamy cię! Po kolei zatem -któż to pacyfikował politycznych przeciwników? Kto założył kaczą policję polityczną? Teraz, skoro sytuacja się odwróciła o 180 stopni, PiS-uary mają podstawy, by obawiać się, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności, gdy ich ciemne sprawki na jaw wyjść mogą.
Kaczor zresztą rozwala wymówiony przez siebie drugim słowem - petryfikacją. No nie, trzymajcie mnie - jeżeli on mówi o jakimś skostnieniu, utrwaleniu wyimaginowanego układu, już wiem, że poseł Kaczyński Jarosław normalnie bredzi. Przyglądnąć się przeca wystarczy tejże jego partyji. Chyba niezbyt dziwne nachodzą mnie skojarzenia z próbami zmian, krytyką rządów w PiS. Dorn, Zalewski i Ujazdowski (i tak do żadnego innego ugrupowania trafić nie powinni, chyba liderzy owych innych partii uznani byliby za szaleńców, gdyby ich przygarnęli), którzy nie godzili się na wodzowskie zapędy niewielkich ciałem i zadziornych duchem. Zbuntowani poszli zatem w odstawkę i teraz uznawany onegdaj za trzeciego bliźniaka, Dorn nie żadnych skrupułów oświadcza, że Yaro Kaczyński już niebawem zwyczajnie na tyle się zagubi w swych ambicjach, by zacząć niszczyć nawet najbliższych współpracowników. Po prostu ugotuje sam siebie we własnoręcznie spreparowanym politycznym sosie.
A dodatkowo jeszcze trzecie ze słów: restauracja, która ma być powrotem do stanu sprzed (również wyimaginowanego przez kaczystów ustroju) IV RP. Żal kogoś ściska...
Dosyć z owym kaczyzmem, bo i inni niewiele zaczynają odstawać od ich poziomu, może nie słownie, ale z pewnością merytoryczne.
- Pojadę do Lizbony i Brukseli podpisać traktat reformujący z uszanowaniem efektów negocjacji moich poprzedników - oświadczył Tusk i zdziwił mnie wyjątkowo mocno. Jakoś tak się składa, że platformersi rozpoczynają swe rządy od zwyczajnego włazidupstwa klerowi. Tak zaczynała lewica, zaczynały PiS-uary. Jak skończyli?
Dla tych nieobeznanych z tematem - chodzi o Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej to, zgodnie z nazwą tegoż dokumentu, zbiór praw obywateli, jakie mają obowiązywać w każdym z krajów unijnych. Oczywiście PiS-uary zaraz oprotestowały część karty, szczególnie w sprawach wyznaniowych. Aby było śmieszniej, najbardziej katolickie państwo w Europie, jakim jest Malta, podpisze całość dokumentu bez żadnych poprawek.
Mało tego, polskie, a dokładniej kacze, zmiany stawiają wyżej rodzime prawo nad tym europejskim. Okazać się zatem może w praktyce, że niezadowolony obywatel będzie mógł pisać skargę do wszystkich świętych, nie do brukselskiego trybunału, jeżeli niepomyślne dla niego będą decyzje rodzimego wymiaru sprawiedliwości. O ograniczonych prawach związków zawodowych, jakie przeforsowali kaczyści już wspominać nie warto.
I coś takiego na wstępie swej działalności Tusk podpisać zamierza. O zgrozo!
Śmiech natomiast ogarnia, kiedy zapowiedź złożenia autografu przez nowego premiera pod dokumentem stworzonym przez kaczystów krytykować zaczął lewicowy lider Wojciech Olejniczak. W tym momencie poczułem się tak, jak pewien obywatel, któremu nakazano wybrać się do burdelu w poszukiwaniu żony. Kurde, kto ma czelność twierdzić, że Tusk podpisze kartę w niezmienionej postaci, bo przestraszył się biskupów? Szef LiD i jednocześnie obnoszący się ze swoim wyznaniem katolik. Kpina w żywe oczy.
Na razie ciała nie dał jeszcze Waldemar Sikawkowy Pawlak. Ale i na niego czas przyjdzie.

Sphere: Related Content

środa, 21 listopada 2007

Śladami Grigorija Sakaszwili...

Wałęsa i Kwaśniewski potrafili wznieść się ponad podziałami, nawet wtedy, gdy niekoniecznie ich ulubieńcy stawali na czele rządu. Wręcz z obowiązku, nie bacząc na polityczne animozje, umieli przyjść na salę sejmową i wysłuchać expose premiera. Nie stanie się tak w przypadku Brata Mniejszego Większego, który zupełnie przypadkowo w tym czasie przebywać będzie z wizytą... w Gruzji.
Jakoś wierzyć mi się nie chce, że ten wyjazd nie ma nic wspólnego z ostentacyjnym okazaniem niechęci zwycięzcom wyborów. Ale być może się mylę. Może przy okazji tej podróży będzie wycieczka śladami przodków jednego z czterech pancernych? Ten wariant wydaje się być mało prawdopodobny, bo przecież prezydent do myśli swej nie dopuszcza, że w ogóle istniała taka formacja o nazwie Armia Ludowa. Ale przecież ludzie się zmieniają...
Głupoty zaczynam wypisywać. Gdzież on mógłby się zmienić? Mimo wszystko ta hipoteza o Sakaszwili ma swoje podstawy - kto jak kto, ale nieobecny podczas tuskowego expose na luzach w czołgu się zmieści.
A traf chciał, że gruziński prezydent nazywa się Micheil Saakaszwili...

Sphere: Related Content

Nie obudzili, bo swój?

Ależ się Jedynie Prawi i Sprawiedliwi szarpnęli. W prawach członka tejże partii zawieszony został wiceminister od zdrowia, zresztą sam o to wnioskował. I teraz komisyję sobie urządzą, by ustalić co z tym fantem począć.
Już wspominać raczyłem, że Piecha prawie na odchodnym kaczego rządu do listy leków refundowanych dopisał medykament znacznie droższy i niekoniecznie skuteczniejszy od swego polskiego odpowiednika. Teraz wspomina się, iż uległ wpływom lobbystów. Nie zamierzam nikogo oskarżać, ale to dość eufemistyczne określenie, które można opisać w bardziej dosadny sposób porównując ten fakt do przypadku posłanki Sawickiej, a ta zwyczajnie wzięła łapówkę, do czego była namawiana.
Tyle tylko, że jakoś zabrakło mi tu jednego: dlaczego wyżej wymienionemu wiceministrowi od zdrowia nikt nie zamówił budzenia w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym? W bardziej błahych sprawach nagła pobudka zamawiana właśnie była.

Sphere: Related Content

wtorek, 20 listopada 2007

Sacrum profanum

Zupełnie przypadkiem, przechadzając się po naszej stolicy, wzrok mój przykuł sklepik z dewocjonaliami. No i szyld, który jednoznacznie mówił, że mamy do czynienia ze sztuką sakralną...
Na wystawie jakieś - jak to nazywam - świątki w stylu obrazków, figurek, krzyży itp. Ale szczególną uwagę zwróciłem na coś zupełnie innego - w formie rozkładanego tryptyku - główne miejsce na owej wystawie zajmował obraz Jana Pawła II. Pewnie się wielu osobom narażę, jednak zastanawia mnie co polski papież ma wspólnego ze sztuką sakralną?
Przecież czy jest on osobą, do której należy się modlić, by uwieczniać jego podobieństwo na obrazach, jakichś portretach? Jak na to nie spojrzeć, był to wyłącznie zwierzchnik kościoła katolickiego, państwa duchownego, a nie Bóg.
Jeżeli dodamy do tego Jana Pawła II sprzedawanego jako znicze nagrobne (jak można palić papieża?), jego wizerunki na butelkach od wódki, torbach, otwieraczach, krasnalach ogrodowych z jego twarzą - mamy do czynienia z ewidentnym bałwochwalstwem.
Ktoś może ocenia go jako wielką, pomnikową wręcz postać. Ja niestety - wręcz przeciwnie. Dlaczego? Mniejsza z tym.
Ważniejsze jest dla mnie to, co zobaczyłem na wspomnianej sklepowej wystawie, a szczególnie związek tego widoku z drugim przykazaniem Dekalogu, które jakimś dziwnym trafem zostało przez katolickie duchowieństwo skrócone do lapidarnego zdania: Nie będziesz mieć cudzych bogów obok mnie (Biblia), a katechizm: Nie będziesz mieć cudzych bogów przede mną.
Już to porównanie daje do myślenia, ale tegoż przykazania mamy ciąg dalszy: Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze, i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. I dalej: Nie będziesz im się kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja, Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze winę ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą.
I co zatem może powiedzieć ktoś, kto wiesza krzyż czy innego świątka na swej ścianie? Chrześcijanin to czy katolik?

Sphere: Related Content

Nie do przełknięcia

Europa takiego wariantu znieść nie mogła, bo skoro kaczystom nie spodobał się pewien reprezentujący Polskę profesor, który jawnie krytykował rządy Braci Mniejszych, należało do odwołać. Bez jakichkolwiek zwyczajowo przyjętych konsultacji, cichaczem chciano wstawić swoich...
Przy Radzie Europy funkcjonuje taki organ nazywany Komitetem do spraw Tortur (cóż to za zacna nazwa!), który monituje przestrzeganie praw człowieka, np. w szpitalach psychiatrycznych lub więzieniach. I właśnie dotychczasowy przedstawiciel Polski w tymże organie nie przypadł do gustu wyznawcom kaczyzmu, bo ostro ich ganił. Jako że niebawem kończy się mu kadencja, PiS-uary próbowały wstawić swoich pomazańców. Swoich, czyli kogoś z ulubieńców niedoszłego Narodowego Dobra - Ziobra (błąd gramatyczny jak najbardziej zamierzony, żeby się rymowało).
Europa pokazała jednak tym smalącym cholewki do ciepłej posadki zwyczajny gest Kozakiewicza, wysyłając takie kandydatury po prostu na drzewo i prosząc o kolejny zestaw kandydatów, ale kompetentnych. Kaczyści w swych ostatnich podrygach władzy próbowali kogoś znaleźć, ale zwyczajnie im nie wyszło, bo nowy minister z ramienia PO, do którego Brat Mniejszy Większy miał jakieś bliżej nieokreślone zastrzeżenia, szybko zablokował wszelakie ruchy personalne w tym względzie.
I znów wyszło jak krótką i mało fachową ławeczkę mają PiS-uary. A zresztą, któż byłby w stanie przełknąć Ziobrówkę - słabego adwokata na kaczych jajach.

Sphere: Related Content

poniedziałek, 19 listopada 2007

Judym inaczej

Kolejne pokłosie kaczyzmu na jaw wyszło. Tym razem z resortu zdrowia. Dziwnym trafem były już wiceminister Bolesław Piecha w samej końcówce swego urzędowania umieścił na liście leków refundowanych medykament na chorobę zwaną dusznicą. Tym też sposobem każdy potrzebujący leku pacjent może go dostać po zapłaceniu 30 procent jego wartości, resztę dopłaci budżet.
Nie można zaprzeczyć, że spora grupa leków właśnie w ten sposób jest dostępna, inaczej nie byłoby szansy jego kupna, szczególnie dla tych, którzy dysponują praktycznie żadną normalną gotówką, czyli większość w tym kraju. Traf jednak chciał, że polski odpowiednik tegoż leku, podobno pochodzącego z Francji, jest i skuteczniejszy, i tańszy. Ciekawe zatem na ki grzyb byłemu ministrowi zachciało się takiż lek na listę refundowaną wpisywać?
Jeżeli wyjdzie na jaw coś niezbyt prawidłowego, jakieś dziwne finansowe darowizny czy coś w tym stylu (co mi nawet przy rządach Jedynie Prawych i Sprawiedliwych, co to ścigali łapówkarzy swoją polityczną policją, przez myśl przejść nie chce), niech wejdzie wreszcie w tym kraju prawo odpowiedzialności finansowej urzędnika podejmującego określoną decyzję. Niech wtedy z własnej kieszeni zapłaci za to, co nawarzył. Jak kasy nie ma, zająć WSZELKIE jego mienie, rodziny najbliższej, a na dodatek wsadzić delikwenta za kraty. I niech taki urzędnik wyjdzie po latach, niech rozpoczyna życie od nowa. Śmiem podejrzewać, że straszak byłby to znakomity. Inaczej za nie do końca zrozumiałe decyzje nadal obowiązywać będzie odpowiedzialność zbiorowa.

Sphere: Related Content

niedziela, 18 listopada 2007

Szachowanie Benhakkera

To, że najpopularniejszy sport w tym kraju rzeczywiście zaczyna ponownie zajmować miejsce sobie należne - chwała Ci za to Panie Leo Beenhakker. To, że nawet ci, którzy już dawno olali polską piłkę nożną, a w sobotni wieczór cieszyli się jak dzieci ze zwycięstwa nad Belgami, bo pierwszy raz reprezentacja znad Wisły (i kilku innych rzek) znalazła się w finałach Mistrzostw Europy - chwała. I chwał tych można byłoby wymieniać wcale nie tak mało.
Niestety, matka (podobno) jest jedna, ale ten sukces próbuje mieć wielu ojców. Jako że Kaczka Większa lubi pokazywać się w tle sukcesów właśnie (mieliśmy przykłady choćby z siatkówki i piłkarzy ręcznych), teraz wypadałoby się podobnie zachować w przypadku tego, kto wyprowadził piłkę nożną z dołka i sobie też dodać nieco sympatii...
Z tego też powodu prezydencka kancelaria już zapowiedziała przyznanie Leo Beenhakkerowi Krzyżem Zasługi. Odmówić nie sposób. Niestety, takąż to metodą stawia się trenera w szachu, jedynej chyba dyscyplinie, jaka jest zrozumiała i choćby częściowo wykonalna przez Braci Mniejszych.
Tyle tylko czy PiS-uary mogą sobie w jakikolwiek sposób przypisać ten piłkarski sukces? Chyba jedynie w dokopywaniu innym.

Sphere: Related Content

Ojej, zamach!

Jakiż to wielkich słów potrafią używać ci malutcy duchem. Całe szczęście, że nie nadużywają słów owych w przeciwieństwie do przywilejów władzy.
Ojej, najpierw byli zdrajcy - to o tych, którzy chcą, by kacza partia stała się mniej ptasia, a bardziej ludzka, czyli o Dornie, Zalewskim i Ujazdowskim, twierdzącym, że warto również słuchać głosów innych, nie tylko kwakania.
Teraz z kolei towarzystwo PiS-uarów mieni się (ojej) być kimś w rodzaju męczenników, więć należy im okazać litość i poprawić nastrój przynajmniej poprzez słupki sondażowego poparcia. A to dlatego, że użyli słowa zamach, wspominając o konieczności zwyczajnego wypieprzenia niejakiego Mariusza Kamińskiego z funkcji szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego, czyli policji politycznej z kaczego ramienia, a dokładniej skrzydełka.
Kurde, męczennik, na którego nowa władza zamach robi, bo nie chce mieć na głowie kaczego jaja! Gdyby iść tym tropem powinniśmy dojść do wniosku, że takim męczennikiem jest Brat Mniejszy Mniejszy, bo stracił w wyniku wyborów stanowisko, a powinno być tak, że Tusk winien zrzec się stanowiska i z licznymi ukłonami oddać urząd premiera w ręce kacze (pardon - skrzydełka).
I to się nazywa kacza paranoja.

Sphere: Related Content

W oświatowym spadku...

Zastanawiam się po ki grzyb wprowadzono egzamin maturalny z języka polskiego w nowej formule. Iluś tam speców od edukacji nad tym siedziało, by wreszcie stwierdzić, że część ustna polegać ma na prezentacji jakiegoś tematu, na którego przygotowanie uczeń ma czas około pół roku, zna przecież temat, może się tego nauczyć na pamięć. Dobra, niech będzie...
Na odchodnym tymczasem pewien facet o nazwisku Legutko, który mienił się być ministrem od edukacji wysunął propozycję, aby... matura odbywała się wedle starych zasad, czyli części pisemnej (tzw. wypracowania) oraz ustnej (losowanie kartek z trzema pytaniami) i odpowiedź na nie.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby ów były już ministerek nie narobił uczniom i nauczycielom totalnego bajzlu, rozszerzając jak tylko można listę lektur, jakie w szkołach przerobić należy. Przecież skoro konkretny spis funkcjonuje, nie ma zmiłuj, aby nie wypadało tego egzekwować?
Tym też sposobem giertychizm-legutkizm (nie mylić z marksizmem-leninizmem) przechodzi do absurdów historii polskiej oświaty.
Z pewnością jest to znacznie ciekawsze do rozgryzienia niż propozycja, jaką składa nowy rząd, który przymierza się do likwidacji kuratoriów, będących niczym innym jak politycznym ramieniem władającej krajem ekipy. Może to i słuszna koncepcja, szczególnie wygodna dla dyrektorów szkół, bo ci za dokładnie nie wiedzą co począć ze sobą, kiedy mają nad sobą dwuwładzę. Z jednej strony przecież owo kuratorium, z drugiej kierownictwo z magistratu. A jak jeszcze przyjdą sprzeczne dyrektywy, wspominać nie trzeba.
W każdym razie, sympatycznie jest, niekoniecznie uczniom.

Sphere: Related Content

Unforgiven

Yaro (ten od byłego premierowania) powinien zająć się pisaniem scenariuszy. Najlepiej gdyby przygotował coś takiego dla Monty Pythona, bo poziom dowcipu ku temu wyjątkowo ostro zmierza.

Jak inaczej wytlumaczyć jego ostatnie stwierdzenie, iż ma nadzieję, że Bóg mu wybaczy koalicję z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin?

Niech już ów koleś da spokój z totalnym omamianiem moherów i wyznawców Jego Moherencji. Na dodatek, niech Boga do takich spraw już nie miesza. Już i tak wystarczająco namieszał. Zresztą komu on wybaczyć raczył, ten nienawiścią ziejący...

Sphere: Related Content

sobota, 17 listopada 2007

W bastion kaczyzmu...

Uprzejmie proszę Pana Prezydenta o udostępnienie mi nieodpłatnie pomieszczeń w Pałacu Prezydenckim o metrażu minimum 300 metrów kwadratowych. No i jedno ważne, owe pomieszczenia koniecznie znajdować muszą się od frontowej strony obiektu i posiadać duże okna, ponieważ zamierzam na nich umieścić transparenty niekoniecznie pochlebne dla Pana Prezydenta i opcji przez niego prezentowanej. Prośbę swą motywuję tym, że mam takie widzimisię, a podstawą do takiego wniosku z mojej strony niech będzie fakt, iż na skinienie - bo przecież nie sądzę, by maczał Pan w tym swe ręce - nowego szefa komisji weryfikacyjnej do spraw Wojskowych Służb Informacyjnych dał mu Pan pomieszczenia do zgromadzenia w Pałacu Prezydenckim akt wspomnianych służb. Jako obywatel tegoż państwa mam chyba prawo do równouprawnienia, więc oczekuję na pozytywne rozpatrzenie mej prośby.
I na poważnie, chociaż w pewnym obłędzie powyższe wymyśliłem (ale obłęd ten jest i tak bardziej racjonalny od ruchów wykonywanych przez staczających się coraz mocniej po równi pochyłej Braci Mniejszych) każdy z obywateli mógłby wystąpić z wnioskiem o udostępnienie pomieszczeń w gościnnych progach tymczasowej siedziby niekoniecznie apolitycznego prezydenta. I niech mi nikt nie wytyka błędu, że wiezione nocą w tajemnicy archiwa WSI znalazły się nie dokładnie w Pałacu Prezydenckim, ale w siedzibie Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Między bajki nie bowiem zostanie włożone to, by Brat Mniejszy Większy o niczym nie wiedział.
Zastanawiać w tym wszystkim może tylko fakt: dlaczego tak pilnie, pod osłoną nocy, przewożono akta w inne miejsce? Do ostatniego bastionu kaczyzmu.
Wyjaśnienia, że w dotychczasowej siedzibie akta dusiły się z braku miejsca - moim skromnym zdaniem - nie trafiłyby pewnie do przedszkolaków.

Sphere: Related Content

Ścigacze do usług

Zróbmy łapankę w jakimś mieście, ale takim powyżej 200 tysięcy mieszkańców, z zatrzymanych wybierzmy tych, którzy urodzili się mniej więcej przed 1970 rokiem i wrzućmy do komory gazowej. Potem chyba będzie można wreszcie zlikwidować Instytut Pamięci Narodowej.
Nie namawiam nikogo do tak drastycznych posunięć. Przedstawiam tylko hipotetyczną sytuację, bo przecież każda z osób posiadająca odpowiedni wiek mogła być agentem. A zresztą na kogokolwiek z takich zatrzymanych coś się na pewno znajdzie.
Cóż się bowiem dzieje? Akurat w dniu, kiedy powołuje się nowy rząd, instytucja nazywana w skrócie IPN ogłasza, że rozpoczyna śledztwo w sprawie krzywd, jakich doznał onegdaj, za brzydkiej komuny, obecny marszałek Sejmu - Bronisław Komorowski. Skazanym był za opozycyjną działalność, a na pakę skazywał go... Andrzej Kryże, członek kaczego rządu w ministerstwie od sprawiedliwości.
Nic to, że Komorowski dawno temu mówił, iż do nikogo nie ma pretensji, sprawę puścił w niepamięć, bo takie były czasy. Nic to - ścigacze z IPN chcą się przypodobać nowej władzy. Mam nadzieję, że ta oleje z góry takowe działania.
Niestety, nie spodziewam się, by platformersi poszli po aż tyle rozumu do głowy, by ów IPN zwyczajnie rozwiązać. Wymiar sprawiedliwości cierpi podobno na braki kadrowe, sprawy ciągną się latami, a we wspomnianej instytucji siedzi sobie, na wyjątkowo ciepłych posadkach za minimum 5-6 tysiączków na miesiąc, ileś tam tysięcy (a może więcej) prokuratorów, którzy wniosą do sądu kilka spraw rocznie i już. Żeby było jeszcze śmieszniej, wiek owych ścigających jest mniej więcej równa rocznicy ogłoszenia stanu wojennego, więc o tym wydarzeniu towarzystwo to mogło sobie co najwyżej poczytać, nie przeżyć to. I ci właśnie są najmądrzejsi...
Szkoda, że ta instytucja istnieć nie przestanie. Jakaż byłaby oszczędność dla budżetu, no i likwidacja kolejnej placówki działającej na polityczne zamówienie.

Sphere: Related Content

piątek, 16 listopada 2007

Adios...

I stało się. Pierwszy Ptak Mniejszy nie ma już wpływu na rządy w państwie, więc będzie przez jakiś czas szukał wrogów wśród swoich. Jednak styl rozstania z władzuchną pozostawił wiele do życzenia. Stać go nie było na podanie ręki i osobiste pogratulowanie zwycięzcy. Obowiązek poklaunowania przekazał Edgarowi Peronowemu.
Na szczęście, że - gdy nowi ministrowie obejmowali swe urzędy - byli podwładni Yaro mieli na tyle rozumu, by z mniej lub bardziej wymuszonym uśmiechem wprowadzić swych następców w obowiązki. Chwała przynajmniej za to im, bo nie poszli w ślady premieruńcia.
Ale był pewien wyjątek. W sumie czego się spodziewać można było po owej osobie, szczycie niekompetencji, szefowej dyplomatołków? Nowy minister od spraw zagranicznych nie uświadczył swej poprzedniczki. Niejakiej Fotygi nie było. Pewnie nie miałaby nic do powiedzenia, bo pewnie nic nie wie. Łącznie z obyczajami. O dyplomacji nie wspominając.

Sphere: Related Content

Kali-filozofia

-Sfiksowałyście, boście dawno chłopa nie miały! - darł się Maks w "Seksmisji". I chyba miał rację, a bardziej coś przewidział, gdyż Jego Ekscelencja, ex-premier faktycznie, swe życie ogranicza chyba do knowań i szukania wrogów (na gorszych podwórkach), bo to go najbardziej podnieca.
Poza tym, że podejmie się jedynie krytyki, opluwania i wyrzucania z siebie steku absurdów. Tu się nie ma co oszukiwać - Bracia Mniejsi są jednym głosem, jednym ciałem politycznym. Stąd też krytyczna prezydencka ocena kandydatury Zbigniewa Ćwiąkalskiego na ministra sprawiedliwości, bo ten bronił Stokłosę czy Krauzego. Tym też sposobem z palestry wszelakiej należałoby wykluczyć setki adwokatów, ponieważ podjęli się obrony ewidentnych morderców, kanciarzy i maści różnej kryminalistów, którzy prędzej do obozów pracy za swe uczynki winni trafić, i to o chlebie i wodzie, a nie do zwykłego więzienia. Podjęli się obrony, bo taka rola adwokatów. To ich zawód. Ciekawe, że prawnik (podobno) z wykształcenia, jakim jest prezydent, nie wie o tak prostej regule. O odstawionym od władzy bracie jego - też prawniku - już wspominać w tym względzie nie trzeba.
I ta właśnie frustracja oczka małym ciałem i duchem osobnikom przesłania. Skoro naród od kierowania państwem odsunął jednego z nich, dając kredyt zaufania komuś innemu, trzeba go będzie oczerniać. A wszelkie przejawy braku subordynacji wśród swoich, karane będzie z całą konsekwencją. Ci, którzy raczyli mieć swoje zdanie, nie wodza, zostali zawieszeni w prawach członków Jedynie Prawych i Sprawiedliwych.
Widać, wychowanie w owych lepszych miejscach wydaje teraz swoje owoce. A posłanka Szczypińska (ksywa: Odtrącona Narzeczona), panie ex-premierze, nadal czeka. Tyle tylko czy na sfiksowanego czeka?...

Sphere: Related Content

Ręka pewnie by uschła

Mali to ludzie, i nie o wzrost tu chodzi, ale o mentalność. Do błędów przyznać się nie umieją, a i obyczajów wszelakich nijak im wpoić nie zdołano. Widać, na zbyt dobrym podwórku (a właściwie w domu, bo na owym podwórku niechciani byli) się wychowywali. I tego wychowania za grosz nie ma.
Jak to możliwe, żeby ustępujący z urzędu premier osobiście nie przekazywał swemu następcy stanowiska? Tak właśnie ma być, gdyż Tusk jednoznacznymi słowami się wyraził: - Dotarła do nas oficjalna informacja, że pan premier Jarosław Kaczyński nie będzie uczestniczył w przekazywaniu obowiązków i miejsca pracy.
Dlaczego tak właśnie stać się ma, nie wie nikt poza pewnym ścisłym gronem będącym już na wylocie. Ale i tak każdy jest w stanie dopowiedzieć sobie samodzielnie przyczyny takiego postępowania. Po prostu mikrość wzrostu przekłada się i na charakter, skoro aż do takich kroków używać trzeba.
Ciekawe tylko czy prezydentowi, który zobowiązany jest do uściśnięcia rąk wszystkim członkom nowego rządu i nominowanych ministrów oraz złożenia gratulacji, rączka nie uschnie. Szczególnie, kiedy wręczać będzie stosowny dokument temu, który sprawami zagranicznymi zająć się ma.
Obsesja na punkcie Sikorskiego ma nieco inny wymiar. Podejrzewać bowiem można, że niejaki Radosław niekoniecznie będzie wchodził - jak to czynili Bracia Mniejsi - w cztery litery (i to bez wazeliny) sojusznikowi zza oceanu. Jak na to nie patrzeć, Polska wysyła żołnierzy do Afganistanu i Iraku nie otrzymując w zamian nic. Gdzie owe obiecane kontrakty dla polskiego przemysłu zbrojeniowego i zniesienie wiz? I ten element najprawdopodobniej przez nowy rząd poruszony zostanie. Zakochanym w USA braciom nie w smak takie kroki.
Mniejsza z tym. Fakt jest faktem - porażka boli i do małostkowych główek pewnie długo ona nie dotrze.

Sphere: Related Content

czwartek, 15 listopada 2007

Mnie się nie podoba, weź ty...

Dziwne rzeczy w tym kraju się dzieją. Taki to niby dobry rząd był, taki fachowy, a teraz nie za bardzo się okazuje. Takież to fakty na jaw zaczynają wychodzić.
Gazeta o dźwięcznej nazwie "Rzeczpospolita" wyjawiła bowiem, iż PiS-uarowym ministerstwom jakoś zbyt mocno o rozwój kraju nie chodziło, a bardziej o swoje interesy. Szczególnie pod lupę wzięto te, które miały jakiś wpływ na gospodarkę.
Tyle się przeca o niejakim rozwoju przedsiębiorczości mówiło. A skoro tylko 25 procent istniejących w Polsce firm to własność państwowa, więc tę pozostałą część, dającą ludziom zatrudnienie, winno się szczególnie uszanować. I pokazano jak szanowano, skoro pierwotnie owa przedsiębiorczość przypisana była do Ministerstwa Skarbu, a później do Kancelarii Premiera. O sprawach emerytalnych najpierw decydował Dorn z imienia Ludwik, po nim trudnej sztuki opanowania przepisów wszelakich nauczać się musiał wicepremier Edgar Peronowy Gosiewski. Widać przynajmniej jaki to program gospodarczy funkcjonował. Takowych przykładzików mnożyć tylko można. Chyba szło tylko o to, że jak jednemu posiadane kompetencje się nie podobały, nie za bardzo sobie z nimi radził, dawaj - przesuńmy je na kogo innego, może o cosik pokapuje się w tym bajzlu. I nie bez przyczyny widać teraz dlaczego pod koniec kadencji tak mocno akcentowano stwierdzenie: Ten rząd musi trwać, nie działać.
Tylko działania dwóch: finansów i rozwoju regionalnego uzyskały ich pozytywną ocenę. Gospodarka i rolnictwo mają za sobą sukcesy, ale też ewidentne porażki. Pozostałych sześć, w opinii dziennikarzy albo wypełniały polityczne koncepcje partii, z jakich wywodzili się ich szefowie, albo okupowały się w swoich branżach.
Pozytywy - mimo wszystko - też były. Przypisano go Zycie Gilowskiej, która doprowadziła do tego, że za niespełna dwa lata dojdzie do obniżki podatków, no i (co z całym szacunkiem należy przyznać) resort od rozwoju regionalnego stanął na wysokości zadania, gdzie fachowo wykorzystywano unijne pieniążki.
Ktoś mógłby zapewne powiedzieć, że się czepiam, bo - jak powiedział znany ekonomista, zresztą spec od wszystkich dziedzin nauki, kultury i sztuki - Włodzimierz Iljicz Lenin: Tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi. Tyle tylko, że robić też coś należy, nie trwać.
To ostatnie słówko PiS-uary zaczerpnęły chyba od Tadeusza, z zawodu ojca. Ciekawe czy zażąda tantiem za autorskie prawa?...

Sphere: Related Content

środa, 14 listopada 2007

Król jest nagi !!!

Ile to byłoby 1,8 procent posła PiS? Przykładowo mógłby to być jeden Gosiewski i pół Cymańskiego albo cały Dorn wraz z Kaczyńskim? Trudno mi z kolei określić czy taki Kalisz to nie byłoby za dużo jak na 1,053 procent posła LiD. Pewnie w miejsce tego ostatniego wypadałoby wprowadzić do takich procentowych danych jednego Olejniczaka z kilkoma kanapkami na drugie śniadanie. Idąc tym tropem - ile Tuska w Tusku byłoby potrzebne do osiągnięcia 2,25 procent posła Platformy Obywatelskiej oraz np. takiego Pawlaka, by wyszło 1,03 procent parlamentarzysty tej partii. No i niech mi do cholery powie, jak dzielić? W poprzek? Od głowy, nóg? Gdzie ten skalpel przyłożyć?
To wcale nie jakiś matematyczny bełkot. To po prostu punkt widzenia frustratów, którzy nijak jeszcze nie mogą przełknąć tej gorzkiej pigułki, jaką postawiono przed nimi po 21 października, czyli po wyborach.
A poszło podczas posiedzenia Sejmu o sprawę obsady komisji do spraw służb specjalnych. Idąc tropem wyborczego hasła PiS-uarów mówiącego o tanim państwie, chcieli oni zaproponować, by komisja owa miała siedmiu członków (a za członkostwo w komisji takiej - jak pomnę - dodatkowe pieniążki są dla posłów). I trzy godziny debaty sejmowej minęło na wymądrzanie się przez Jedynie Prawych i Sprawiedliwych, by wreszcie uciąć dyskusję i przegłosować. PiS-uary chciały forsować opcję: 3 posłów PO, 2 PiS i po jednym LiD i PSL. Na to samo by wyszło, gdyż i tak byliby w mniejszości. Więc pojąć nie można o co właściwie poszło. Pewnie o ich zasady. Zasady taniego państwa.
A ów dylemat, jaki mam do tej pory odnosi się do słów Edgara Peronowego Gosiewskiego, który stwierdzić w trakcie posiedzenia sejmowego raczył: - PO powinna mieć w komisji 2,25 posła, PiS 1,8, LiD 1,053 a PSL 1,03.
I właśnie ten detal, a dokładniej bełkot Peronowego pokazuje jednoznacznie, że ten były król jest zwyczajnie nagi! Na dodatek nie ma jakichkolwiek argumentów, a tylko własne widzimisię.
Mieszać, knuć, skłócać, krzyczeć, podsłuchiwać, donosić - to ten styl. Niczego innego po partii, której nazwa nigdy adekwatna do poczynań nie była, spodziewać się nie można.
Aby było jeszcze śmieszniej, PiS-uary - na znak jakiegoś protestu - postanowiły, że do wspomnianej komisji nie wytypują nikogo od siebie. Na drzewo zatem...

Sphere: Related Content

wtorek, 13 listopada 2007

Mentalność kacza...

Już nic nie qmam, niczym ta żaba. Platforma Obywatelska zaproponowała posłowi PiS, Pawłowi Zalewskiemu, by ten zajmował (podobnie jak w poprzedniej kadencji) funkcję sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. I z tego powodu u PiS-uarów rozpętała się burza.
Zalewski wraz z Dornem i Ujazdowskim kilka dni temu zrezygnowali z funkcji wiceprzewodniczących kaczej partii. Na takie posunięcie większość Jedynie Prawych i Sprawiedliwych zareagowała histerycznie, oświadczając, że to zdrada, powinni odejść, bo niszczą wizerunek ugrupowania itp. Teraz już w ogóle wariatkowo na taką propozycję dla Zalewskiego PiS prezentuje.
Byłbym totalnym głupcem, gdybym stwierdził, że w PiS nie ma ludzi realnie podchodzących do życia, posiadających swoje zdanie, a nie tylko bezkrytycznie wpatrzonych w swych przywódców, bez zacietrzewienia, niekoniecznie szukający wiecznie wrogów. Być może takim właśnie jest Zalewski i dlatego zaproponowano mu przewodniczenie komisji. Być może...
Widać jednak po zachowaniu jego partyjnych kolegów, że po dwóch latach rządów i frustracji wywołanej przegranymi wyborami, nie zamierzają ponosić jakiejkolwiek odpowiedzialności za państwo, a jedynie krytykować i niszczyć. Oto mentalność kacza.

Sphere: Related Content

poniedziałek, 12 listopada 2007

Merytoryczny, twoja mać...

Ze względu na braki w wiedzy psychiatrycznej nie mam pojęcia czy najgłębsze stadium ograniczenia umysłowego, czyli idiota, mam jeszcze jakieś stopnie owego zidiocenia. Odchodzący w kierunku opozycji światek Jedynie Prawych i Sprawiedliwych zdążył się już na tyle zamotać, że nie ma pojęcia (bez słowa chyba lub prawdopodobnie) o czym mówi, co rzekło się wcześniej, a na dodatek przewidywalność takowego postępowania jest równa zeru lub nawet poniżej tegoż zera.
Mowa o niekoniecznie moim ulubieńcu, przyszłym ministrze od zagranicznych spraw - Radosławie Sikorskim, do którego prezydent ma jakieś zastrzeżenia...
Pierwszy temat względem owych zastrzeżeń - prezydent nie powie o swych obiekcjach przyszłemu premierowi, dopóki ten nie zostanie szefem rządu. Tak bez żadnego uzasadnienia. To wersja pierwotna. Potem jednak powód się znalazł - Tusk nie ma jeszcze uprawnień umożliwiających mu dostęp do tajemnic państwowych, więc dowie się o zastrzeżeniach Brata Mniejszego Większego kiedy premierem zostanie i wtedy będzie tak porażony, że Sikorskiemu da totalnego kopa, a sam poczuje się wyjątkowo niedobrze, bo cała ta jego Platforma Obywatelska - ze względu na zglebienie kandydata do posady w MSZ - straci w sondażach a PiS-uary zatriumfują. Już w tym momencie przestało mi się cokolwiek zgadzać. O jakiej to tajemnicy państwowej mowa, skoro i tak wszystko na jaw, do społeczeństwa wyjść ma? Społeczeństwa nie posiadającego uprawnień do tych państwowych tajemnic. Przeciek w tej kwestii przecież być musi, inaczej cała ta prezydencka ciuciubabka sensu nijakiego nie ma. Tylko główka, w której mózg skurczył się do rozmiarów co najwyżej orzeszka laskowego mógł wpaść na tak niedorzeczny pomysł. A jeszcze prezydencki rzecznik, niejaki Kamiński (ksywa: Pinochet) oświadcza, że zarzuty nie mają charakteru kryminalnego, tylko merytoryczny.
I teraz sprawa druga: na Śląsku działał pewien weterynarz, który miał to nieszczęście być kiedyś członkiem PZPR. Sędziwy pan okazał się lekarzem od zwierząt tak dobrym, że - mimo swej partyjnej przeszłości - był przez okoliczną ludność prawie noszony na rękach. Uczynny, operatywny, zawsze służył pomocą. Nie spodobał się rządzącym tam PiS-uarom, którzy wbrew wszelkim obyczajom i prawu, doprowadzili do jego zwolnienia, bez uzasadnienia, co pociągnęło za sobą falę protestów, w tym nawet Solidarności, obcej przecież PZPR pod względem ideowym. O zwolnieniach innych osób, jakie raczyły stanąć po stronie weterynarza, protestującym przeciwko PiS-uarowym praktykom, wspominać nawet nie trzeba. W sumie załamany bezprawiem weterynarz popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Sprawcy nieszczęścia - a niech mnie służby PiS-owskie zgarną - okazali się być takimi skurwysynami, że mieli czelność pojawić się na pogrzebie, a potem zawiadomić prokuraturę, donosząc na ludzi, którzy podczas pochówku ostro wyrażali się o kaczych janczarach i ich rządach. To owa druga sprawa.
I wniosek: o jakich merytorycznych zarzutach ktokolwiek ma czelność mówić? Kiedyś przestępców kamieniowano. W majestacie prawa i sprawiedliwości.

Sphere: Related Content

niedziela, 11 listopada 2007

Klimatyczna znikomość upatriotycznienia

Jakież to tłumy przewinęły się dziś przez uroczystości wszelakie, na czas państwowego święta. Nieco większe one były niż kupujących w marketach, jednak stopień upatriotycznienia niezbyt wysokim jest...
O czym tu zresztą dyskutować, skoro chłód (tradycyjnie zresztą jak co roku), apel poległych, msza, apel poległych, defilada wojskowa, msza, msza, złożenie kwiatów, msza, złożenie wieńców, msza, defilada wojskowa, apel poległych, msza. I tak w kółko. Tyle tylko czy dokładnie tak wyglądało świętowanie 11 listopada 1918 roku, dniu, w którym Polska odzyskała niepodległość?
Dlatego też (chociaż historia dat zazwyczaj nie wybiera) cieplejszy klimat przydałby się na takie świętowanie. Jeżeli już komuś ów 22 lipca kompletnie nie w smak, warto byłoby się zastanowić nad 3 maja, kiedy to uchwalono pewną konstytucję, która co prawda nigdy w życie nie weszła, ale była najnowocześniejszym dokumentem ówczesnego świata, nie tylko Europy. To podobno też obchodzone w Polsce święto państwowe. A tak - iluż to ludzi nos z domu wytknąć raczyło, by pognać na uroczystości?
Stopień patriotyzmu obejrzałem sobie na jednym z blokowisk. Na przynajmniej kilka tysięcy okien czy balkonów znaleźć można było flag w sztukach - czterech. Poza tym kilkanaście miejsc z suszącymi się lub wietrzącymi ubraniami. Ale te ostatnie raczej za przejaw patriotyzmu uchodzić nie powinny.

Sphere: Related Content

...chciał powiedzieć

Jarosław Kaczyński wychowywał się w lepszym miejscu niż Donald Tusk. Tak sam powiedział, nawiązując do miejsca dziecięcych zabaw obecnego szefa platformersów. Chciał chyba w ten sposób dać Donkowi coś w rodzaju prztyczka w nos, ale mu nie wyszło, bo wywyższanie się w jakimkolwiek państwie chluby nie przynosi.
Próbowano z tej bezsensownej wypowiedzi Yaro wycofywać się różnymi ustami PiS-uarów, twierdzono, że nie o to mu chodziło, niekoniecznie go zrozumiano w sposób prawidłowy. No i tym też sposobem pojawiła się cudna myśl Tadeusza Cymańskiego (ksywa: Klaun), rzecz jasna członka wspomnianej partryji: - Każdą myśl należy odpowiednio odczytywać.
Zatem mamy do czynienia ze znanym stwierdzeniem: - Każdy uczeń musi wiedzieć co poeta (czytaj: Kaczyński) chciał powiedzieć.
Ze swej strony podam dwa inne cytaty:
- Abstrakcyjnej prawdy nie ma. Prawda jest zawsze konkretna.
- Po pierwsze uczyć się, po drugie - uczyć się, po trzecie - uczyć się.
I cytaty owe dedykuję ustępującemu premierowi. Jakoś czytelniejsze one są od tego, co opowiada Yaro. A autorem powyższych myśli jest nie kto inny jak Włodzimierz Iljicz Lenin.

Sphere: Related Content

sobota, 10 listopada 2007

PiSpadek

Nadchodząca ekipa rządowa na każdym kroku otrzymywać będzie kacze (nie kukułcze) jaja. Przyczółki kaczyzmu istnieć będą na każdym wręcz kroku, i to w majestacie prawa pełną gębą. A to - co już widać - wypadałoby po prostu zmienić.
Nie dość, że rzesza PiS-uarów otrzymała tak zwanego kopa w górę jedynie po to, żeby ich odprawy były znacznie wyższe, co jednoznacznie pokazuje (już o tym wspominałem) ideę taniego państwa, to na dodatek dokonuje się serii ruchów, dzięki którym swoi zyskają posadki, z jakich spaść się zwyczajnie nie da. Tym też spoobem osobnik zwany Ziobro przesuwa swojego podwładnego na miejsce z pensyjką 12 tysięcy złociszy miesięcznie i dożywotnią niemożnością odwołania gościa ze stanowiska. Szczyt kompetencji od spraw zagranicznych przekazuje kompetencje zarządzania fundacją wspierającą Polaków mieszkających za wschodnią granicą ze sfer rządowych do kancelarii prezydenta, więc w niej będzie można umieścić zatem swoich. Oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem.
Jestem tylko ciekaw ile to nowych osób znajdzie zatrudnienie w instytucjach, jakie podlegać mają nie władzy rządowej, lecz prezydenckiej właśnie. Jacyś nowi doradcy, np. do spraw zawartości cukru w cukrze, świeżego powietrza, zanieczyszczonej atmosfery, dzwonków tramwajowych, zdrowia, szczęścia, pomyślności, dojenia kanarków, technologii prania beretów (wiadomo jakich) i lustracji. To tylko przykłady, a spodziewać się można, że narobi się tego znacznie więcej.
Jak temu zaradzić? Jest i metoda - ograniczyć wydatki na prezydencką kancelaryję, o czym decyzję podejmuje Sejm.
Gdyby komuś było jeszcze mało, zmiennikiem Antka Policmajstra Macierewicza na stanowisku likwidatora WSI okazał się Jan Olszewski (ksywa: koala), onegdaj premier, którego wspominam jako człeka, co to poza lustrowaniem i dekomunizowaniem świata nie widział.
Takiż to i spadek. Na lata.

Sphere: Related Content

piątek, 9 listopada 2007

Podkładanie PiS-anek

Wiesław Michnikowski i Mieczysław Czechowicz zaśpiewali onegdaj piosenkę "Tanie dranie" i z tego dawnego przeboju wykorzystano słowo: tanie, zamieniając drugi człon na państwo.
Jak to możliwe, by spakowana już do odejścia ekipa wykonywała takie ruchy kadrowe? Jak to jest, by na godziny dosłownie przed ustąpieniem PiS-rządu rotacja na wyjątkowo dobrze płatnych stanowiskach była aż tak wielka?
Rzecznikiem ubezpieczonych zostaje chirurg dziecięcy z pensyjką 11 tysiączków. W radzie nadzorczej KGHM też rotacje, podobnie jak kopniaki w gorę w TVP. Oczywiście dla swoich.
I nie trzeba tłumaczyć, że po to, by odprawy były wyższe. W ten sposób realizuje się wyborcze hasło taniego państwa.

Sphere: Related Content

wtorek, 6 listopada 2007

Sorry...

Tusk przeprosił, ale sam nie został przeproszony. Teraz za przyszłego premiera robi to naród, który z własnej woli przeprasza prezydenta.
Zaczął niewinnie na swoim blogu (gorąco polecam) dziennikarz "Polityki" Daniel Passent, a potem ruszyło już lawinowo.
www.przeprosprezydenta.pl to adres, gdzie można przepraszać obu Braci Mniejszych. Jeżeli ktoś chce bezpośrednio, wystarczy wysłać maila na adres: listy@prezydent.pl i tu wpisać słowo przepraszam, ale sklecić kilka sensownych słów.

A ja ze swej strony przepraszam prezydenta za:

- Teletubisie,
- brak zapisów w Kodeksie karnym o restrykcjach za kradzież księżyca,
- posłów PiS, którzy wyłudzili forsę z sejmowej kasy,
- mój wyborczy głos, który olał kandydatów PiS,
- że zabieram powietrze, jakim mógłby oddychać,
- że 22 lipca jest cieplej niż 11 listopada,
- że nie wstąpiłem do CBA (i nie zamawiałem u nich budzenia),
- że kartofle podrożały,
- że Aleksander K. nie pił z nim wódki,
- emerytów - powinni już wszyscy nie żyć,
- Tolka Banana,
- że nie mam brata (ni siostry),
- że pieczona kaczka mi smakuje,
- kolorowe jarmarki,
- kebab,
- parodontozę,
- kolegę z podstawówki,
- drogę na Ostrołękę,
- beznadziejne oczekiwanie na 3 miliony mieszkań,
- Karguli (nie Pawlaków),
- arszenik i stare koronki,
- za ludzkie pojęcie,
- za elektorat, który nie zrozumiał zasad,
- za małpę w czerwonym,
- za kota prezydenta, który nie głosował.

Sphere: Related Content

Pokażcie Kozakiewicza

Wybranych Polaków prezydent wie, ale jeszcze nie powie, bo zależy mu pewnie na jakiejś kompromitacji. Nie swojej, ale ekipy, która ma przejąć stery rządu. Spotkał się z przyszłym premierem i coś tam nagadał na swego byłego partyjnego kolegę, co ma zostać ministrem od zagranicznych spraw.
Radosława Sikorskiego to obecny lokator Pałacu Prezydenckiego nienawidzi, więc jeżeli tylko w jakikolwiek sposób będzie mógł mu zaszkodzić, a przy okazji swoim APOLITYCZNYM działaniem zrobić co tylko się da, by dopiec nowej koalicji. Może to zbyt pompatyczne, jednak widać teraz, że pobudki pochodzą rodem z PiS-uaru i nie o dobro kraju tu chodzi, ale jedynie o kaczy kuper na wierzchu, skoro powie jakąś prawdę o Sikorskim (niby kompromitującą), ale po nominacji Tuska na premiera a Sikorskiego właśnie na ministra spraw zagranicznych. Ot i kacza mentalność.
Takaż sama polityczna klasa pojawiła się, gdy wicemarszałków Sejmu wybierano i nad kandydaturą Niesiołowskiego (ksywa: Muchołap) głosowano. PiS-uarom on nie w smak był, rączek nie podnieśli "za", w przeciwieństwie do chwili, kiedy na takoweż stanowisko wybierano niejakiego Putrę (ksywa: Białostocki Oczyszczacz) - rączki posłów zgodnie szły w górę.
I mam nadzieję, że w przypadku Senatu wyjątkowo nieustępliwie postąpią ci, którym nie w smak niejaki Romaszewski smalący cholewki do funkcji wicemarszałka. Ów PiS-owy człek dał już niejednokrotnie wyraz swego zacietrzewienia i wrogości wobec tych, co choćby starają się myśleć inaczej niż on.
Dlatego gest Kozakiewicza wydaje się niezbędny.

Sphere: Related Content

poniedziałek, 5 listopada 2007

Pokazali klasę Z (zet)

A fzkt ns kyzhsy, pklumin uftlakuhzyj. To nie błędy literowe, to odzwierciedlenie mowy, jaką stosują PiS-uary (dawniej: PiS-meni) podczas inauguracyjnych posiedzeń obu izb parlamentu.
Inaczej określić tego nie sposób, skoro z ust przechodzących do opozycji wykluwa się jedynie coś zbliżonego do mowy artykułowanej. Niczym pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego (lub Podstawowej Organizacyji Partyjnej) Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (w skrócie: PZPR) przemawiał do posłów Yaro Kaczyński. Skąd to porównanie - bo właśnie sekretarz mówił: som zamiast są, powagom, a nie powagą. Tak to wyglądało, że owa końcówka -om była wyjątkowo mocno akcentowana przez odchodzącego premiera, który - mając do dyspozycji przez te dwa lata wszelkich speców od tworzenia wizerunku - nie potrafił, może nie chciał pojąć, że trzeba się uczyć całe życie.
Na sejmowej sali nie chciał przemówić jego brat (bo podobno źle by się to kojarzyło, gdyby dwóch takich samych stawało po sobie za amboną, pardon, mównicą.
Brat Mniejszy Większy przemówił za to w Senacie z dykcją przedszkolaka żującego garść krówek-mordoklejek. Poplumkał mniej więcej jak Przemysław Peronowy Gosiewski w jakimś lokalnym radiu, gdzie musiał przepraszać za coś tam, co powiedział podczas kampanii wyborczej, a sąd uznał to za nieprawdę. No i mówił tak, że nikt nie wiedział czy faktycznie przeprasza, reklamuje podpaski lub jogurt albo też omawia decyzje komitetu politycznego swej Jedynie Prawej i Sprawiedliwej partii.
I dokładnie tak samo jak mowa wyglądało zachowanie PiS-uarów w nowym parlamencie...
Tak się jakoś utarło w polskiej kulturze politycznej, że najliczniejszy klub ze swego grona wybiera marszałka Sejmu (podobnie jest i w przypadku Senatu). No i co? Owi niedoszli budowniczowie RP (jakiś tam numer) musieli przedstawić swojego kontrkandydata, a kiedy ten ich wybraniec przegrał w głosowaniu z kretesem, jako jedyni nie potrafili złożyć rąk do oklasków, jakie rozległy się na sali. Posłowie innych partii bili brawa na stojąco. Towarzystwo zajmujące miejsca po prawej stronie po prostu siedziało, z zerową choćby próbą udawanej życzliwości. Widać - taka to kultura polityczna. Gdybym chciał to porównać do jakichś piłkarskich rozgrywek ligowych - tę drużynę sejmową umieściłbym w klasie Z (najniższą wedle dawnego nazewnictwa byłą klasa C).
A obrady Senatu - na dokładkę - otwierał wytypowany przez prezydenta niejaki Ryszard Bender, który (o tym już onegdaj wspominałem) oświadczył kiedyś, że obozów koncentracyjnych nie było.
Mało tego - jeszcze przed wyborem marszałka Sejmu - Brat Mniejszy Mniejszy swoimi słowami kończącymi się zazwyczaj na -om zachwalał siebie i swoją świtę. Same, kurde, sukcesy! Nawet w Ministerstwie Fotygi Zagranicznej!
Dorzucę do tego jeszcze wypowiedzi posłów, wyznawców kaczyzmu:
- Ta porażka jest zwycięstwem (Tadeusz Cymański).
- Platforma Obywatelska nie wygrała tych wyborów (Karol Karski).
Przyznam, że już do reszty głupieję. A może to nie ja, ale oni.

Sphere: Related Content

niedziela, 4 listopada 2007

Premiera bez tego premiera

Po dwuletnim permanentnym Matrixie w kinach pojawi się nowy obraz.


Według nieoficjalnych wiadomości reżyser zapowiada kolejny film pt. "Wielka ucieczka".

Sphere: Related Content

Byleby mieszać

Ostatni bastion kaczyzmu z siedzibą w Pałacu Prezydenckim z pewnością wszelakimi możłiwymi metodami będzie starać się utrudniać przejęcie władzy. Jakoś tak w uszach brzmi mi jeszcze stwierdzenie rzecznika Brata Mniejszego Większego - Michała Kamińskiego (ksywa: Pinochet) o tym, że pan prezydent będzie postępował zgodnie z Konstytucją. A dotyczyło to powołania premiera.
Oznaczać to może wszystko, czyli nawet i taki scenariusz, że na szefa rządu proponowanego przez wyborczych zwycięzców się nie zgodzi, desygnując np. swojego brata. Zgodnie z Konstytucją ma prawo.
Szczytem szczytów jest jego warunek, z którego wynika - powołam Tuska, jak przeczytam umowę koalicyjną. I to jest tak zgodne z obowiązującą Konstytucją jak - nie przymierzając - Kaczyńscy do koszykówki.

Sphere: Related Content

Cuda, cuda ogłaszają...

Od jakiegoś czasu krąży po Polsce informacja, że w ciągu rządów PiS-menów rzeczywiście wybudowano zaledwie kilka kilometrów autostrad, ale są to najtrwalsze drogi na świecie, gdyż sięgają one jądra Ziemi. Coś w tym być musi...
Ministerstwo z nazwy zajmujące się transportem wydało broszurę liczącą sobie 42 strony. Gruby papier, kolorki - i owszem, chociaż przyznać trzeba, że jakościowo (o formie tu mówiąc) zdjęcia przydałoby się nieco wyretuszować, bo niektóre zbyt jasne, inne trochę za ciemne. Czego się jednak spodziewać, skoro owa jakość rządów i tak optymizmem nie napawa. Broszura owa zwie się "Dwa lata Ministerstwa Transportu. Dokonania i zamierzenia". I po co?



Danych w owym wydawnictwie do bólu. Określić je można jako chwalidupstwo, ale większość ogranicza się do planów, zamierzeń, prognoz - czyli temu, co każdy potrafi. Jakoś tak - przeglądając tenże niby dokumencik - znaleźć nie sposób choćby informacji, wzmianki drobnej o Terminalu numer dwa na warszawskim Okęciu, obiekcie, który do życia nie przystaje. Bo chwalić się nie ma czym.

Najciekawsze jednak w tym wszystkim to - po ki grzyb pojawiła się ta broszura? Chyba tylko po to, by usatysfakcjonować odchodzące kierownictwo. Aby było ciekawiej - za publiczne pieniądze. Nie wiadomo ile egzemplarzy owych "Dwóch lat..." wydrukowano, ale pewnie z kilkanaście tysięcy, czyli z jakieś kilkadziesiąt tysiączków złociszy pękło.

Nie wiadomo czy i inne ministerstwa nie poszły tym tropem. Nie dość, że odprawy dla PiS-menów będą nieskromne, na dodatek jeszcze wydawnictwo(a) ku ich chwale.

Sphere: Related Content

sobota, 3 listopada 2007

Rżnijcie tę watahę

Ktoś się poznał na dyktatorskich zapędach ideologii kaczymu i nie za bardzo mu to się spodobało, więc odsunięto go od kierowania resortem. Odszedł na stałe, więc teraz nazywany jest zdrajcą.
- Zdrajca, który zachował się podle - oświadczył w swych ministerialnych konwulsjach (jeszcze) szef od obrony narodowej, niejaki Aleksander Szczygło. O kim? A o swoim poprzedniku Radosławie Sikorskim, bo ten raczył stwierdzić o odchodzącej ekipie rządowej: Jeszcze jedna bitwa i dorżniemy watahę.
Na dokładkę Yaro Kaczyński zapowiedział, że da przyszłemu premierowi jakieś haki na Sikorskiego właśnie. A Szczygło wyćwierkał o mało merytorycznych działaniach swego poprzednika na ministerialnym stanowisku, co związane było z obsadą stanowisk.
Niech zatem ów MON-owski szef wyćwierka jakież to były merytoryczne przesłanki, by w rangę wiceministra ubrać kogoś takiego jak Antek Policmajster Macierewicz? Jakież to dobro dla Polski z twarzy onego bije, jak na lata likwiduje się coś, co w każdym kraju jest niezbędne, czyli wywiad, a na dodatek ujawnia ich nazwiska?
Mało tego - jakiż to rząd z twarzą i Brat Mniejszy Większy na dokładkę, co podrzuca normalną świnię typując na otwierającego obrady Sejmu osobnika, który raczył oświadczyć, że coś takiego jak obozy koncentracyjne nigdy nie istniało? Takież o prawo i takaż sprawiedliwość.
Dorżnijcie tę watahę...

Sphere: Related Content

piątek, 2 listopada 2007

Putinada, kaczynada...

Kaczor Mniejszy jeszcze chce kąsać, bo nijak z porażką wyborczą pogodzić się nie może. Wystarczyła jedna z ostatnich (jego) konferencji prasowych jako premiera, by ewidentnie ukazały się kompleksy, a przede wszystkim brak jakiegokolwiek realizmu, o próbie choćby lekko krytycznego spojrzenia na samego siebie.
Radkowi Sikorskiemu się dostało. Skoro nie chciał grać w tej samej drużynie, co ekipa wyznająca Kaczyzm - jest wrogiem. Wyszło więc na to, że były minister obrony to człek mający jakieś uprzedzenia w stosunku do USA, zatem jego obecność w przyszłym rządzie - zdaniem Yaro Kaczyńskiego - to po prostu fatalna pomyłka.
Zastanawiam się czy (nie za bardzo lubianemu przeze mnie) Sikorskiemu odmieniło się na tyle po przejściu do PO, że stał się jakimś imbecylem? Jak zatem tak przenikliwy umysł w osobie premiera (jeszcze) nie wykrył zdrajcy w swym szeregu? Nie napiętnował? Żywym ogniem nie palił? Haka na niego nie znalazł? W dyby nie zakuł?...
Dalej jednak na swej konferencyji Złota (lecz obleczona patyną) Kaczka w obronę swą wzięła dwóch dziennikarzy, których policja przed oblicze sądu doprowadziła. "Gazetę Polską" oni reprezentują, czyli opcję jaką - wiadomo, więc sercu Yaro bliscy oni, a ci którzy do sądu ich podali to zapluci reakcjoniści pewnie w rękach układów i oligarchii jak mniemam. Bo to telewizja TVN przeca!
No i skoro siłą do sądu doprowadzono, gdyż na poprzednią rozprawę nie raczyli się stawić usłyszeliśmy z ust Yaro, że: - Do władzy dochodzi grupa, która stanowi realne zagrożenie dla demokracji, a potem: - Szykuje się putinada.
I teraz po pierwsze: wiem, że Brat Mniejszy Mniejszy ma zwyczajnie kompleks rosyjski, na dodatek obraża nie tak odległy od Polski kraj i stawia siebie w nadzwyczaj idiotycznym świetle, a w sumie i cały naród, świadomie dążąc do zaognienia stosunków międzynarodowych. A sam wspominał coś o czyimś amerykańskim kompleksie...
A po drugie, najważniejsze: Porażka pewnie już tak główkę poraziła, że nie za bardzo pamięta premieruńcio o swych niedawnych (i swojej świty) poczynaniach, kiedy to zatrzymywano co rusz obywateli, którzy grzecznie stawiali się na każde wezwanie sądu. Na nich policję polityczną zwaną CBA nasyłano, nie zwykłych funkcjonariuszy policji. W kajdankach, przed kamerami ich wyprowadzano na dodatek. O Barbarze Blidzie nie wspomnę.
I może jeszcze o moralności prawić będzie?
Oby to już konferencja ostatnia była.

Sphere: Related Content