Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

sobota, 4 sierpnia 2007

Szastacz

Wdrażana nam na siłę przed laty miłość do Związku Radzieckiego musiała się przerodzić tych kilkanaście lat temu w inny obiekt zainteresowań. Obecnie jednak jest to chory związek uczuciowy, ponieważ Polska ma dwóch partnerów. Ten trójkącik pozwala na swobodne dojenie jedynego kraju o rodzaju żeńskim w nazwie.
Nie ma co pisać o wykorzystywaniu przez Wielkiego Brata zza oceanu, bo jak to się odbywa,wie każdy. Ostatnia sprawa wiz, przy tak wielkiej lojalności, nie pozostawia odrobiny złudzeń. Znacznie ciekawiej odbywa się to w przypadku naszego drugiego partnera, z nazwy płci męskiej, z którym podpisano onegdaj stosowne umowy pozwalające pełnymi garściami czerpać bezpośrednio i pośrednio z państwowych pieniędzy.
Ileż to już gruntów, budynków i innych włości otrzymali przedstawiciele Jedynie Słusznej w Polsce Religii, chyba nikt nie zliczy. Podobnie sytuacja wygląda w kwestii finansowania ich działalności z budżetu. Wystarczy tylko wspomnieć, że jednymi z pierwszych decyzji Sejmu nowej kadencji było dofinansowanie wyznaniowych w nazwie (każdy chyba wie jakich) wyższych uczelni kilkudziesięciomilionowymi kwotami. I tak dzieje się to od lat. Teraz, po nie tak odległej trzydniowej żałobie, mamy ciąg dalszy.
Ten, co niewiele - ale jednak - przerasta Braci Mniejszych - ogłosił, że rodziny ofiar wypadku pod Grenoble otrzymają odszkodowania z państwowej (a jakże!) kasy oraz renty - dla dzieci do chwili ukończenia nauki, a dorośli - dożywotnie. Złotousty Przemysław Edgar Gosiewski ów fakt oznajmił.
Nie zamierzam ranić uczuć osób, które przez lata czuć będą na sobie piętno tragedii, jednak znów wracają dawne czasy, kiedy ideologię miesza się z polityką. Ciekawe zatem dlaczego dopiero teraz przypomniano sobie o rodzinach ofiar wystawy gołębii ze Śląska? Jak to się dzieje, że nie zapadła wówczas tak szybko decyzja o przyznaniu rent?
A dlatego, bo ci ostatni nie byli w religijnej wyprawie. Zastanowić się jeszcze można nad innym faktem: czy pielgrzymkę po Europie tak samo z siebie organizowało biuro turystyczne, a może firma wynajmująca autokar na tę wycieczkę?
Może tak wicepremier raczyłby zatem ogłosić, że rodziny ofiar wszelkich wypadków drogowych (ze szczególnym uwzględnieniem potencjalnych zabitych zmierzających na Love Parade) także będą korzystać z dobrodziejstw okazanych ofiarom spod Grenoble.
I tak to już będzie. Szastanie publicznym groszem za partnerów...

Sphere: Related Content

Słupek domniemany

Nikomu chyba tłumaczyć nie trzeba czym dla drugiego już, a właściwie trzeciego pokolenia jest program "5-10-15". Uczy, bawi, wychowuje. Nic więcej dodawać nie trzeba. Tymczasem kierownictwo TVP, wyjątkowo mocno upolitycznione, ogłasza, że zniknie on z anteny. Powód jest prosty - słupki oglądalności się nie zgadzają. Podobno zbyt mało widzów zasiada przed telewizorami, no i dlatego program trzeba wykosić. Gratuluję pomysłowości.
Ciekawi mnie jednak jaki to słupek oglądalności ma inny program skierowany do młodych widzów - zwie się "Ziarno". Pewnie dowiemy się, że ściąga on przed telewizory więcej widzów niż transmisje skoków narciarskich i mecze reprezentacji Polski w piłkę nożną i siatkówkę razem wzięte.
I coś jeszcze - dlaczego publiczna telewizja najpierw odżegnuje się od emisji (jako niesłusznego ideowo) serialu "Czterej pancerni i pies", by wkrótce do niego powrócić?
Odpowiem sam, bo pewnie się nie doczekamy odzewu od władz TVP - nie wiedzą gdzie znieść jajo i kręcą się, nie posiadając jakiejkolwiek wizji na publiczny (abonamentowy) program. Polityczne stanowiska są wyłącznie do pobierania pieniędzy, wcale niemałych.

Sphere: Related Content

piątek, 3 sierpnia 2007

Z wizy(tą) w USA

Polska zawsze musi mieć swego Big Brothera, który wiecznie będzie go robił w bambuko. Przez dziesięciolecia mieliśmy takiego za wschodnią granicą. Handel odbywał się wedle narzuconego nam systemu, a walutą był jakiś rubel transferowy. Było to tak korzystne jak handel w ciemnej uliczce z bandą wygolonych panów trzymających noże w dłoniach.
Skoro minęły czasy brzydkiej komuny, niezbędny okazał się kolejny Wielki Brat, z którym nasi Bracia Mniejsi dokonują wyjątkowych kontraktów: my im miejsce na tarczę antyrakietową, żołnierzy w Iraku i Afganistanie oraz pewnie mnóstwo innych, o czym pojęcia nie mamy. W zamian z utęsknieniem nasza władza na każde skinienie palca jest gotowe do rozmów, szczególnie na temat zniesienia wiz dla obywateli RP (numer niech każdy sobie sam wpisze). No i czekaj tatka latka...
USA zniosły wizy m.in. dla naszych południowych sąsiadów, a Polsce tradycyjnie dłoń zaciśniętą w pięść z wystawionym do góry środkowym palcem. Tradycji zatem musiało stać się zadość.
A przecież sposób na rozwiązanie problemu byłby znacznie prostszy - dlaczego obywatelom naszego Big Brothera zza oceanu nie wprowadzić wiz? Oni nam mogą, my już im nie?
Szanowne Władze, skorzystajcie z demokracji, jaką wiecznie macie na ustach.

Sphere: Related Content

Jaka szkoda...

Jak to się mogło stać, że rządy Braci Mniejszych przeoczyły taki przyczółek, jakim jest Państwowa Komisja Wyborcza? Przyznać trzeba - przy zawłaszczaniu wszelkich możliwych stanowisk - to niedopuszczalny błąd, tym bardziej, kiedy po niekorzystnym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie PiS-owskiej lustracji z ust reprezentantów tej partii pojawiły się głosy, że skoro z tropieniem agentów nie wyszło, należy wymienić sędziów owego trybunału, aby więcej nie powtórzyły się podobne przypadki.
A jednak doszło do powtórki z rozrywki, gdyż mało przewidująca ekipa (czyżby takie zaufanie do swej nieomylności?) wraz ze swym największym politycznym wrogiem, czyli lewicą przekroczyła prawo związane z finansowaniem kampanii wyborczych. O ile oba ugrupowania stracą możliwość otrzymywania pieniędzy z państwowej kasy, będzie wesolutko.
Nie to jednak powinno być w tym fakcie najważniejsze. Ciekawsze propozycje pojawiają się ze strony tych, którym przytrafia się największe nieszczęście na skutek działań tych, co w rękach swych dzierżą władzy stery. Chodzi oczywiście o Samoobronę straszoną rozłamami, wrzuceniem jej przywódcy do więzienia itp. Kto pociąga za sznureczki, odpowiedzieć może sobie każdy.
I właśnie ze strony tych, którzy stoją murem przy Lepperze padło stwierdzenie, by zdelegalizować (a przynajmniej spróbować tego) PiS. Powodem miałyby być owe przekroczenia w wyborczych finansach. Tu też objawia się "fachowość". Polskie prawo jakoś nie przewiduje takiej możliwości. Trzeba byłoby mieć znacznie poważniejsze dowody, by ekipę rządową uznać np. za organizację szkodzącą krajowi, zbrodniczą lub coś w tym stylu. Ale - mimo wszystko - mamy do czynienia z pierwszą próbą pokazania społeczeństwu co się tu dzieje.
A na marginesie, przydałoby się, aby któraś z partii raczyła wyjść z projektem konieczności zwrotu (wraz z ustawowymi odsetkami) pieniędzy pobranych z państwowej kasy, jeżeli naruszone zostały kwestie dotyczące finansowania kampanii wyborczych, no i dodatkowo kilkuletnie odcięcie od koryta.
Zastanawiam się tylko jak w tej sytuacji należałoby rozwiązać inny problem. Przecież taka partia natychmiast mogłaby się rozwiązać, a w jej miejsce, dokładnie z tymi samymi nazwiskami, utworzone zostałoby nowe ugrupowanie czerpiące garściami z tego, co im zabrano.
Pewnie znów usłyszałbym, że tego prawo nie przewiduje. Bo takich mamy ustawodawców. Zawsze pozostawiają coś w rodzaju furtki. Dla siebie samych.

Sphere: Related Content

Może jeszcze z Polski?

Się zaczyna. Może tak niekoniecznie wedle prawideł języka polskiego to ująłem, ale to, co szykuje się w polskiej dyplomacji również do żadnych ludzkich prawideł nie należy. Jaśnie Nie-Oświecona Ekipa Rządowa niebawem rozpocznie usuwanie niewygodnych dla siebie osób, jakie pracują w polskich placówkach dyplomatycznych na całym świecie. Powód zawsze się znajdzie, a - według ich wyjaśnień - chodzi o to, by z ambasad i konsulatów odeszli ludzie zajmujacy tam różnorakie stanowiska jeszcze w czasach brzydkiego PRL. Mamy zatem do czynienia z czymś, co nazwać można dyplomatyczną lustracją. Ile osób odejdzie z zagranicznych placówek, co niektórzy przebąkuja, że może tego być ze dwa tysiące. Będą pewnie jakieś przesłuchanie, podpisywanie lojalek itp.
Wcale nie zastanawia mnie jednak po co ten zabieg. Jest on nazbyt oczywisty - wszędzie gdzie tylko można upchano już swoich, ale nie dla wszystkich wystarczyło miejsc. Idąc tym tropem można mieć uzasadnione obawy czy nie dojdzie do wyrzucania Polaków z... Polski. Efektem będzie choćby spadek bezrobocia i jakies tam kolejne osiągnięcia, którymi poszczycić się raczy ów rząd.

Sphere: Related Content

Byleby dzieci więcej

W każdym chyba (no, może się mylę) kraju nakłanianie do seksu bywa karane. Podobno w polskim prawie karnym również. Zaznaczam jednak - podobno. Jakoś przepis ten nijak nie dotyczy osób znajdujących się u steru władzy, czego ewidentnym przykładem jest z pewnością Rzecznik Praw Dziecka, niejaka Ewa Sowińska.
Pani owa, która zasłynęła jako obrońca Jedynie Słusznej Religii w piśmie na firmowym papierze tym razem wypływa z propozycją, by przy uczelniach tworzyć żłobki, co ułatwi poszukiwanie miejsc w czasie, kiedy matki (potencjalne) będą zajęte. Po co żłobki? A po to, by zachęcić studentki do rodzenia dzieki.
Pardon, ale - cholera jasna, studenci podobno mają się uczyć, po to się wybierali na studia. A tu proponuje się im jawne (jeszcze raz przepraszam za dosadność) rżnięcie ze wszelkimi konsekwencjami.
I co dalej? Dziecko poczęte, poród, becikowe (niepewne), wychowanie i co dalej? O tym już pani rzecznik nie mówi. Byleby tylko obywateli przybyło. Może jeszcze miałoby ich przybyć jak najwięcej...
W tym miejscu przypomina mi się pewien monolog kabaretowy: "Za Stalina model rodziny woglądał - dwa plus Jego portret, za Gierka - dwa plus dwa, a teraz - dwa plus do upadłego, ale w którym miejscu upadać?".
Na marginesie, bez względu na będącą u steru opcję polityczną, nie mogę zrozumieć po co istnieje instytucja zwana Rzecznikiem Praw Dziecka. Dlaczego? Przykład, jaki podała mi pewna pani psycholog.
Sytuacja była następująca: małżeństwo po rozwodzie, on - pijak, bił rodzinę, awanturnik, sądownie wyeksmitowany z domu rozpoczął w pewnym momencie serię listów do dzieci, w których pisał jak mocnoje kocha, nie omieszkając przytaczać szczegółów dawnego małżeńskiego pożycia, z seksualnymi aspektami włącznie. Pewnego pięknego dnia dzieci nie wytrzymały i napisały list doinstytucji reprezentowanej obecnie przez panią Sowińską. Odpowiedź była "fenomenalna". Ograniczyła się do współczucia, z zaznaczniem, że dzieciaki chyba już tak mocno tego nie przeżywają, ponieważ "tatuś" z nimi już nie mieszka.
Koniec.

Sphere: Related Content

czwartek, 2 sierpnia 2007

Odszczepieńcy mile widziani

Piękne stwierdzenie padło z ust tego, który - czemu nikt zaprzeczyć nie może - wyniesiony został na coś w rodzaju piedestału na plecach schorowanego obecnie (być może taktycznie) Andrzeja Leppera. Z aktualnego zawodu - eurodeputowany Czarnecki Ryszard raczył powiedzieć, że nieminął nawet miesiąc od chwili, kiedy powstała nowa partia zwana w skrócie LiS "ledwo się urodził, a już zdechł.
O Boski Ryszardzie, na samoobronowej krwawicy na europejskie salony się dostałeś. Na podstawie owego układu pewniakiem się stałeś, by startować na szefa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Z partii wyleciałeś i teraz szczekasz.
Poważnie jednak. Jakoś los partii, która wypłynęła na polityczną powierzchnię rozpoczynając od blokad i wysypywania zboża za bardzo mnie nie interesuje, podobnie jak i ich obecnego współugrupowania, będącego - w europejskich realiach - skansenem czegoś, co można określić mianem zacofania i antydarwinizmu. Istnieje jednak pewna lojalność.
Do dziś w głowę zachodzę i pojąć nie potrafię dlaczego nikt ze światka politycznego nie wpadł na pomysł, by wprowadzić w życie przepis jednoznacznie mówiący o tym, że poseł w chwili wystąpienia z partii, z ramienia której startował w wyborach, natychmiast traci swój mandat. Przecież ta sprawa wydaje się jak najbardziej oczywista.
Jeżeli bowiem wyborca głosuje na reprezentanta danego ugrupowania, a ten z niego odchodzi, mamy do czynienia z czymś, co nazywa się nie inaczej, jak tylko zdradą. Może to moja opinia, chociaż myślę, że niekoniecznie wyłącznie moja.
Obecny układ z pewnością w tym kierunku nie pójdzie, bo samoobronnych nieco przejmie tylko po to, aby zaspokoić swą żądzę władzy oraz rząd dusz, które można nazwać maszynkami do głosowania.
Ciekawi mnie kiedy podobny wariant, jak w przypadku Samoobrony, zastosowany zostanie wobec LPR.

Sphere: Related Content

środa, 1 sierpnia 2007

Epidemia taktyczna?

Ciekawi mnie czy kiedyś, nawet w czasie panowania obecnej ekipy rządowej, zapanuje coś w rodzaju stabilizacji. Pewnie są to tylko mżonki, nawet w okresie letnim, kiedy powinno być spokojniej, a jest w sumie odwrotnie.
Najpierw od rolniczego stołka odcięto niejakiego Andrzeja Leppera, bo miał wziąć łapówkę, której wręczyć się mu nie udało, ale teraz jakieś zarzuty podobno znaleźć się mają. Pewnie takie, jak na wielu innych trafiających do aresztu i potem wypuszczanych tylko dlatego, że nic się nie potwierdziło. No i zgodnie z koalicyjnym układem na lepperowe (dotychczasowe) stanowisko winien trafić ktoś z jego partii. Niestety, chęć zawłaszczania władzy w najsłuszniejszym ze słusznych ugrupowań (chyba każdy się domyśla o jakie chodzi) jest tak wielka, że ministrem od rolnictwa został ten, którego jego poprzednik wręcz nienawidzi. Czy taki układ nie zakrawa na coś w rodzaju absurdu? Partner mówi partnerowi, że chce z nim w związku być, jednak nawet sympatią nie sposób tego nazwać, skoro bez przerwy leje po pysku i grozi, że jeżeli lać dalej mógł nie będzie ogłosi koniec związku z winy pokrzywdzonego.
Dziwić więc nie może fakt nagłych dolegliwości najmocniej bitego. Jak sądzę, Andrzeja Leppera spotka dokładnie ten sam los, co wielu innych, którym intytucje antykorupcyjne i inne śledcze (dawniej nazywało się to policją polityczną) przedstwiły szereg zarzutów, trafi za kratki i posiedzi za nimi jakiś czas dopóki jego partnerzy nie zmiękną, by wreszcie przejść w szeregi Jedynie Słusznej Partii. Nie zdziwię się, jeżeli za jakiś czas ten sam wariant wykonany zostanie z obecnym (jeszcze) ministrem edukacji, którego można się pozbyć np. za niekompetencję. I tu trudno będzie się spodziewać wierności partyjnych towarzyszy Romana G., skoro słupki popularności spadają grubo poniżej wyborczego progu. To jednocześnie taktyka tego bijącego partnerów na przejęcie elektoratu.
Być może i lider LPR za jakiś czas trafi do szpitala, by podleczyć skołatane nerwy, uszkodzone kolano, zwichniętą rękę - niepotrzebne proszę skreślić. Na razie jednak pod opieką koszalińskich lekarzy znalazł się wicepremier (bez teki) Gosiewski, który miał zastępować - przebywającego na urlopie - swego partyjnego kolegę Jarosława, ostatnio premiera z zawodu.
Jako że aktualnie nam miłościwie panująca ekipa jest wyjątkowo nieprzewidywalna, kłopotliwe byłoby prorokowanie czy akurat w trakcie premierowego urlopu ma bądź miało dojść do jakiegoś kolejnego spektakularnego spoliczkowania partnerów, lepiej było zachorować, niż wziąć na siebie brzemię (nawet chwilowej) odpowiedzialności.
Jeżeli się mylę, życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Psychicznego również.

Sphere: Related Content

Zaścianek, jak zwykle

Piłkarska LM: Zagłębie Lubin - Steaua Bukareszt 0:1
I tradycji musiało stać się zadość. Przynajmniej tej klubowej, w piłce kopanej. Podniecenie, z jakim co niektórzy żurnaliści podchodzą do rozgrywek naszej piłkarskiej ekstraklasy może porażać, bo przecież w konfrontacji z wcale nie jakimiś potentatami w tejże dyscyplinie wypadamy niczym wyjątkowo ubogi krewny. Wyjątkiem od tej reguły była wygrana Wisły Kraków w towarzyskim zresztą turnieju w USA. Zaznaczam – wyjątkiem.
Tak to już jest, że latka lecą, a w tym naszym sportowym światku piłkarskim zmieniają się tylko nazwiska zawodników, trenerów, działaczy, a efekcik jak zwykle żaden. To chyba polska mentalność, bo inaczej tego określić nie można. Nie wiem zatem po co opracowywano jakąś taktykę, z którą kryto się przed rumuńskimi rywalami, by ich zaskoczyć. No i te komentarze w TV, kiedy piłkarz Mistrza Polski podchodził pod bramkę Steauy, mówiące, że jest dobrze, chociaż kopacz futbolówkę stracił. Było świetnie, tylko jak zwykle to nie nasi wyszli z tej rywalizacji zwycięsko.
A wracając do taktyki – zauważyłem, że od dawna w pucharowych rozgrywkach polskie kluby wychodzą z założenia – byleby tylko nie stracić gola. No i mamy zatem efekt, którego nie zmienimy chyba przez kolejne lata, pozostając futbolowym zaściankiem.

Sphere: Related Content

Rozdrapywanie ran...

Takie my są, i bezmyślne i głupie,
Takie my są, przaśno, zbożno powszednie,
I jak wiadomo, Polak zawsze ma w dupie
Wszystko, co nie jest Grunwaldem albo Wiedniem.


Trudno nie przytoczyć tego fragmentu mało znanego wiersza jednego z polskich kabareciarzy, w chwili, kiedy rozpoczynają się obchody okrągłej 63. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Nie będę się rozwodził na tematy zasadności tego zrywu zbrojnego, którego efekt był nadzwyczaj mizerny choćby ze względu na fakt zniszczeń i przede wszystkim ogromnej daniny krwi, jaką ponieśli powstańcy oraz zwykli mieszkańcy stolicy. Warszawę praktycznie zrównano z ziemią, zginęło około 200 tysięcy osób.
Z niedowierzaniem spoglądam natomiast na formę obchodów tej rocznicy, która swym rozmachem przyćmiewa inne, wydawać by się mogło, bardziej znaczące daty z kart polskiej historii. Z całkowicie niewiadomych powodów – umownie nazwijmy to – imprezy organizowane są w różnych miastach na terenie całego kraju. Pewnie po to, aby przypodobać się rządzącej ekipie.
Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że przysłuchując się wypowiedziom politykierów z pierwszych stron gazet można odnieść wrażenie jakoby to właśnie Powstanie Warszawskie spowodowało, iż stolica została wyzwolona spod okupacji hitlerowskiej. Cóż, jakie czasy, taka i interpretacja. Szkoda jedynie, że młodzież jest karmiona takimi historyjkami, całkowicie wypaczającymi prawdę...
A jaka ona jest? Przytoczę w tym miejscu komentarz jednego z internautów:
“Dowody wskazują na to, że to silny niemiecki kontratak, a nie świadomy rosyjski sabotaż, powstrzymał wojska radzieckie przed wkroczeniem do Warszawy na początku sierpnia 1944 r. Mniej pewne jest, czy Armia Czerwona mogłaby przebić się przez pancerny pierścień, żeby połączyć się z powstańcami, w czasie gdy w Warszawie jeszcze trwała walka. Co jest oczywiste to fakt, że nie zaczęła się ona jako spontaniczna rewolta. Burżuazyjny rząd polski na emigracji w Londynie oraz prolondyńskie przywództwo Armii Krajowej rozpoczęli zbrodniczą awanturę, której celem było powstrzymanie Armii Czerwonej przed wyzwoleniem Warszawy. Chcieli oni przyjąć Rosjan jako suwerenna władza, spoczywająca na laurach zwycięstwa odniesionego (pozornie) przez uzbrojony naród, w celu zapewnienia kapitalistycznym politykom przedwojennej Polski miejsca w powojennym rządzie. Ale nigdy Armia Krajowa nie była w stanie pokonać lub nawet powstrzymać militarnie nazistów; jej jedyną nadzieją był upadek Niemiec lub zwycięstwo Armii Czerwonej. Był to antykomunistyczny hazard, który przyniósł odwrotne do zamierzonych skutki wraz z przerażającymi konsekwencjami”.
Nie wiem na ile można tak od początku do końca zgodzić się ze wszystkimi podanymi tu faktami, bo pojawiają się i głosy, że dowództwo Armii Czerwonej po prostu zdecydowało się zaczekać, aż walczący skapitulują. Według innej interpretacji - Londyn kategorycznie zabronił wzniecenia powstania, gdyż skutki tegoż ruchu były z góry do przewidzenia. Rozkazu nie posłuchano...
Gdzie leży owa prawda, pozostawię to bez odpowiedzi.
Ciekawi mnie jednak jak długo jeszcze ekipa rządowa – nie licząc się z kosztami – wymachiwać będzie szabelką, gmerać w przeszłości i budować swój wizerunek na ciągłym rozdrapywaniu ran.

Sphere: Related Content

Wesoły dzień nam nastał

Datę 1 sierpnia 2007 roku zapamięta z pewnością spora rzesza obywateli RP (nie numeruję która to, bo nieco pogubiłem się w tej rzeczywistości). Od tego dnia na własność wykupywać można bowiem mieszkania na własność po cenach znacznie niższych od tych realnych. Niby nic, ale sytuacje, jakie się z tego powodu namnożyły żywcem przypominają scenki z lat 70., kiedy to do mięsnego rzucono baleron lub w sklepie AGD – pralki czy telewizory kolorowe marki “Rubin”.
Przed spółdzielniami mieszkaniowymi zaczęły się nawet tworzyć komitety kolejkowe, pilnujące, by nikt, kto w takowej kolejce nie stał, nie próbował się wcisnąć gdzieś do przodu i wykupił ów chodliwy towar, jakim jest od dziś mieszkanie.
Przyznam, że podziwiam obecnie panującą nam ekipę rządową za tak odważne posunięcie, czyli umożliwienie – za bezcen – wykupu owych mieszkań. Gdybym osobiście był u steru władzy, z pewnością nie zdecydowałbym się na aż taki krok. Nie kieruje mną – co zaznaczam – jakaś zawiść spowodowana tym, że zajmowany przeze mnie lokal jest już od dawna w stanie, do którego sporo osób od dziś dąży, nie w tym rzecz. Muszę jednak stwierdzić, że populizm w naszym kraju był zawsze był na porządku dziennym...
Tak, populizm właśnie, bo PiS jako pierwsza partia w tym kraju zrozumiała, iż wyborcze zwycięstwo odniesie się nie dzięki pięknym słowom, wyważonej kampanii, przedstawianiu tego, co zamierza się dla obywateli uczynić. Wystarczyło ostro krytykować swych politycznych przeciwników, aby wygrać podwójnie – dla rządów Braci Mniejszych, niekoniecznie spełniając prezentowane wcześniej obietnice wyborcze, a jeśli już się coś “chlapnęło”, zawsze można z tego wybrnąć. Przecież właśnie tak wygląda sytuacja ze słynnymi trzema milionami mieszkań, których raczej ani widać, ani słychać nie będzie. Za Gierka, kiedy wybudowano coś około 2,7 mln lokali, kombinaty budowlane wręcz gotowały się od całodobowej roboty. Teraz jakoś w tychże zakładach cichutko.
Do rzeczywistości wypadałoby jednak przejść. Ludzie rozpoczną wykupywanie mieszkań za wspomniany bezcen, staną się w pewnym sensie panami na swych włościach. Nie bez przypadku “naskrobałem” słowa o prowadzonej kampanii wyborczej, bo wśród nas znajdzie się spora grupa, która zachłyśnie się ową własnością i na gwałt będzie starała się odczepić od dotychczasowego zarządcy, czyli od spółdzielni mieszkaniowej, twierdząc: “Ja już tym złodziejom płacić nie będę”. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza, szczególnie przy polskiej mentalności, jest nazbyt wielkie.
Aby nie być gołosłownym, podam przykład pewnego budynku. Aktualne zadłużenie z tytułu niepłaconego czynszu – ponad 150 tys. zł, przynajmniej raz w tygodniu jakaś mniejsza lub większa dewastacja spowodowana przez lokatorów (lub ich gości) jednego z mieszkań, wykonana zazwyczaj pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających. Jakich, tłumaczyć nie trzeba. I w takim to bloku tworzy się wspólnota mieszkaniowa. Nie wspomnę, aby nikogo nie zanudzać, o konieczności przebrnięcia przez gąszcz przepisów, by taką wspólnotę utworzyć. Pytania nasuwają się same: Czy sąsiad, który stracił pracę i nie ma aktualnie możliwości płacenia czynszu zostanie wywalony na zbity pysk, a może jego zdjęcie i personalia wywiesi się na jakiejś tablicy, napiętnując go tym samym? Jak rozwiążemy sprawę (a tacy zazwyczaj nie płacą) lokatorów, takich uciążliwych, dla których rozrywką będzie niszczenie wspólnej własności? Metoda siłowa w grę raczej nie wchodzi, o ile nie chcemy znaleźć się przed obliczem Temidy. To tylko nieliczne wątki, z jakimi możemy się zetknąć, a takich będzie sporo.
Ktoś pewnie stwierdzi, że utworzenie wspólnoty mieszkaniowej nie musi wiązać się z odejściem od tego, by spółdzielnia nadal administrowała budynkiem, może się mocno pomylić. Istnieje przecież coś, co nazywa się rachunkiem ekonomicznym, więc jeżeli spółdzielni przestanie się to opłacać, uzna, że taki interes to wyłącznie same straty i nie zechce, lokatorzy będą musieli wziąć los we własne ręce. Każdy drobiazg, awaria, remont będzie kosztować. Pozostanie szara rzeczywistość...
Może się nieco zagalopowałem i scenariusz nie będzie aż tak czarny, jednak prawdopodobny.
A tym, którzy zamierzają skorzystać na nowym prawie, które – moim skromnym zdaniem – zniszczyć może istniejącą od lat strukturę spółdzielczości mieszkaniowej, radzę się spieszyć. Opozycja z lewicy już zapowiedziała złożenie do Trybunału Konstytucyjnego wniosku o zbadanie czy aby wprowadzone przez obecny rząd przepisy są zgodne z prawem, a to wstecz raczej działać nie będzie. Kto zatem się “załapie”, nie straci.

Sphere: Related Content

wtorek, 31 lipca 2007

Kto Ty jesteś?

Rozwaliło mnie ostatnio, co przeczytałem na jednym z chatów:

and where are You from??
from Poland
Oh... I know
??
Andreas Lepper, HomoTubbies and Xero Brothers
Yes :D
:)

I co tu dodawać.

Sphere: Related Content

poniedziałek, 30 lipca 2007

Towar macany

Tuż obok wystawionego w latach brzydkiego PRL-u chleba w supersamach napotkać można było karteczkę z napisem: "Towar dotknięty uważa się za sprzedany". Co złośliwsi natychmiast przekształcili to stwierdzenie na: "Towar macany należy do macanta". Coś w tym jest, co pozostało do dziś...
Nie ma chyba dnia, abyśmy nie byli uraczeni kolejnymi wieściami rozentuzjazmowanych swymi słowami dziennikarzy, którzy snują historie, dywagują na okoliczność tego czy koalicja PiS-LiS (jak zwał, tak zwał - chodzi o drugi człon) przetrwa czy też dojdzie do przedterminowych wyborów. Nie wiadomo tylko po co to mydlenie oczu. Ten związek - niekoniecznie partnerski, bo stroną dominującą są w nim z pewnością Bracia Mniejsi - i tak przetrwa, bez względu na słowa, jakie padają z ust politykierów (trudno ich przecież nazwać politykami). Co z tego, że oskarżają się o różne występki? I tak wyjdzie zgoda, bo ta koalicja u steru pozostanie.
Powód jest prosty, chodzi bowiem o kochane pieniążki, które towarzystwo zaciągnęło w postaci kredytów, skądinąd wiadomo, że z sejmowej kasy. Zwrócić musieliby je od razu.
Taki pewien znany poseł Samoobrony (teraz LiS czy nadal Samoobrony? - nie wiem) ma na swym koncie zadłużenie wynoszące - bagatela - 4,6 mln zł. To rekord, bo przy nim taki minister edukacji ze swoimi skromnymi 200 tysiącami nie odstaje zbytnio od wielu poselskich standardów. Chyba zatem teraz wiadomo dlaczego koalicja pozostanie...
Oczernianie się, prokuratorskie wygrażanie to - moim skromnym zdaniem - działanie pod publiczkę, drobne macanie przez koalicyjnych macantów, z tą tylko różnicą, że przed laty ów chleb nie był opakowany w folię, więc nie można było go dotykać i brudnymi rączkami. Dziś już...
Jedyna jest rzecz, która niepokoi. Podobnie jak dziennikarze snują domysły, rzecznik rządu powtarza, że ta: "Koalicja będzie trwać". Zapytać się warto dlaczego "trwać"?. Zawsze myślałem, że będący u steru władzy mają działać.

Sphere: Related Content

Nasza historia kochana

Kocham specjalistów od historii. Przyznać trzeba, że namnożyło się ich w ostatnich latach. Mamy zatem kompletne odwrócenie polskich dziejów w porównaniu z tym, czego uczono za tak zwanej brzydkiej komuny. Kiedym przejrzał podręcznikowe polskie dzieje do klasy V zreformowanego systemu naszej oświaty, z lekka się zdziwiłem...
Nie chodzi mi tu wcale o fakt, że raz uczymy się z tejże książki o Bolesławie Krzywoustym, by potem “chronologicznie” z kartami historii przeskoczyć np. do Jana III Sobieskiego (w w międzyczasie była pustka), ale o to, iż nastąpiła zmiana opcji, i to totalna. Jeśli sobie dobrze przypominam, tematyce II wojny światowej poświęcono bodajże 5 stron. Polscy żołnierze walczyli na różnych frontach, czemu poświęcono większość tegoż opracowania. Wszędzie, ale tzw. front wschodni ujęto aż w mniej więcej 5 (słownie: pięciu) zdaniach.
Ciekawi mnie kiedy w podręcznikach do historii ujawnione zostaną choćby te fakty:
- dlaczego Jagiełło po wygranej pod Grunwaldem nie zdobył od razu Malborka, definitywnie rozwiązując Zakon Krzyżacki? Czyżby skądś były naciski, by tego nie robił? Jeżeli były to skąd?
- jakim to cudem Kościuszko przegrał pod Maciejowicami?
- ilu to faktycznie Szwedów i z jaką to kolubryną oblegało Jasną Górę?
Takich pytań mógłbym zadać znacznie więcej, ale po co? I tak znamy jedynie słuszne dzieje...
Obecnie dzieciarnia wie swoje, z podręczników, tych znowelizowanych, zgodnych z tendencjami znanymi od kilkunastu lat.
Moje zdziwienie wzbudził fakt, kiedy miałem okazję z zaprzyjaźnionym Czechem wędrować ulicami jego miasta, czyli Ostrawy. Zapędziliśmy się dość mocno gdzieś tam w jakieś zaułki, aż dotarliśmy przed ładny park. Oczom swym nie wierzyłem...
Na samym czubku zauważyłem gwiazdę, ale nie taką, jaką wiesza się na choince. Poniżej jeszcze ciekawiej, bo stał wykuty w jakimś kamieniu czerwonoarmista, a obok niego drugi jegomość, bardziej w cywilnych ciuchach. - To pomnik żołnierzy radzieckich, mieliśmy tu największą bitwę pancerną, sporo ich zginęło – wyjaśnił mi Czech.
- U nas już dawno by tego nie było, albo grafficiarze wysmarowaliby taki pomnik farbą – odpowiedziałem jeszcze zdziwiony.
- Nie wiem dlaczego, pojąć tego nie potrafię – odrzekł znajomy. - Przecież to nasza historia...

Sphere: Related Content

Znów czegoś nie podali?

Przypadkiem dziś wczesnym rankiem miałem okazję obejrzeć wiadomości w kanale publicznej telewizji zwanej TVP3. Siedząca w studiu prowadząca wywołała do tablicy, czyli do przedstawienia relacji swoją koleżankę z południa Polski. Nieważne o czym to było, ważne jak się owa prowadząca odezwała: Dorota, jak wygląda sytuacja?
Niby nic, jednak widzę, że z popularyzacją języka ojczystego coś jest nie tak...
Chodząc do szkół uczono mnie, że imię "Dorota" w wołaczu odmieniać się winno: "Doroto".
Naszło mnie jednak dodatkowe pytanie: Skoro profesora Miodka oskarżano o współpracę z bezpieka, być może jego dotychczasowe nauki jakimś ukazem lub ustawą albo czymś w tym stylu zostały uznane za niezgodne, nieprawe.
Widać, pojawiły się nowe trendy. Może gdzieś tam coś nowego wymyślono i tradycyjnie nie podano do publicznej wiadomości?

Sphere: Related Content

Czy to ważne?

Nieważne, czy Polska będzie bogata, czy biedna - ważne, żeby była katolicka” - tak przed laty swe poglądy na temat wizji kraju jeden z ówczesnych, dziś już nieco zapomniany, działaczy Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. I to wówczas w randze wicepremiera. Jego personalia pamiętam, nazbyt dobrze, ale pozwolę sobie na spuszczenie zasłony miłosierdzia w kwestii imienia i nazwiska. Dlaczego tak robię? A dlatego, że skoro dziś ci, mieniący się od lat chrześcijanami, z ustami pełnymi nienawiści do wszystkiego, co nie jest po ich myśli, ja – skromny szaraczek – wykonam ten gest i to ja zacznę wybaczać. Jakże jednak te słowa wypowiedziane kilkanaście lat temu stały się prorocze, no i jak wpłynęły na obecną wizję Polski.
Czy muszą to być jakieś wielkie poszukiwania, aby znaleźć odzwierciedlenie powyższego cytatu? Ależ nie – najprościej włączyć sobie abonamentową telewizję publiczną. Z pieniędzy podatników realizowane są liczne programy (nie licząc transmisji z kościołów) poświęcone popularyzacji Jedynie Słusznej Wiary, przeciwko której nic nie mam, bo każdy ma prawo, święte nawet, do wyznawania tego, co jest zgodne z jego sumieniem. Pozostaje natomiast słowo: indoktrynacja, a z tym już godzić się nie sposób.
O tym też fakcie zapomniała pewna grupa Wybrańców Narodu, która dzierżyła stery władzy jeszcze ze dwa lata temu. Posiadała swój żelazny elektorat, a ten niezmiennie wierzył, że nadejdą kiedyś czasy, kiedy nie trzeba będzie patrzeć się na sąsiadów mogących zacząć wyczyniać dziwne gesty, bo nie pojawiliśmy się w niedzielę na sumie. Ta szansa została utracona. Przez nich.
Mamy za to do czynienia z pojawiającymi się co jakiś czas informacjami o wytaczanych procesach z powodu obrazy uczuć religijnych. Tymczasem we wspomnianej telewizji aż roi się od programów popularyzujących Jedynie Słuszną Wiarę...
Zupełnie przypadkiem miałem onegdaj okazję spotkać się z pewną panią poseł, bez żadnego skrępowania przyznającą się do swego radykalnego światopoglądu, przeciwstawiającego się obecnej klerykalizacji (co jednak trzeba zaznaczyć, nie religii). No i zadałem owej pani o znacznie wyższym stopniu naukowym niż mój zasadnicze, dręczące mnie od dawna pytanie: Skoro pojawia się tyle procesów o obrazę uczuć religijnych, dlaczego nikt jeszcze nie wytoczył procesu np. o obrazę uczuć ateistycznych?
- Bo takiej sytuacji nie przewiduje Konstytucja – usłyszałem w odpowiedzi.
Przyznam, że odebrało mi mowę. Dopiero po dłuższym czasie dotarło do mnie kolejne pytanie, którego już nie zadałem, gdyż sensu w tym nie było żadnego: No to na co czekacie?
Widać, czekają na cud. Ale czy to ważne?
Ważniejsze są chyba słupki wyborcze, notowania, sondaże, no i co zrobią ludzie, przy kim postawią krzyżyk, kiedy pójdą do urn. Nie wiadomo tylko czy warto. Tego naprawdę nie wiadomo.

Sphere: Related Content