Co niektóre chłopaki z rządu naoglądały się chyba za dużo polskich komedii i teraz nieudolnie próbują naśladować ich bohaterów. Tyle że zamiast czegoś śmiesznego, wychodzi żenada. Szukać daleko nie trzeba, bo wystarczy ostatnie oświadczenie pana, który przejął schedę po odżałowanym już przez ciało pedagogiczne Romanie G.
Jego słowa żywcem przypominają to, co powiedział Marek Konrat, grając naczelnika więzenia w "Kilerze": Wiem, ale nie powiem. Rzecz dotyczy oczywiście kanonu lektur szkolnych dla klas wszelakich. Spis ma zostać ujawniony niebawem, jednak jeszcze nie teraz, bo pan minister ma takie widzimisię. W napięciu, tylko nie wiadomo po ki grzyb, zarówno belfradę, jak i uczniów potrzymać trzeba. A nauczyciele mają tym też sposobem mniej czasu na ewentualne uzupełnienie swej wiedzy, jaką później swym podopiecznym przekazywać będą. Nic to, pan minister ma kaprys, pan minister sobie może...
Ryszard Legutko, z obecnego zawodu minister edukacji uchyla mimo wszystko rąbka tajemnicy - nie będzie Tolkiena, bo i tak jest popularny, ale będzie "Robinson Crusoe" w oryginalnej treści. Widać, nawet spos lektur został utajniony, podobnie jak inne posunięcia w rządzie. Mniejsza z tym.
Mimo owego utajnienia, i tak poczytać sobie można czymże dziatwę młodszą i starszą raczyć się będzie. I tak przyznam, że z lekka zdziwienie ogarnąć może. Już w najmłodszych klasach proponuje się jakąś powieść "Anaruk - chłopiec z Grenlandii", gdzie dość naturalistycznych opisów z polowaniami związanych nie brakuje, a mimo to najmłodsi czytać to mają. Książka pokazuje obyczaje Eskimosów, co pewnie dzieciarni przydatnym będzie. Dlaczego? Być może z zamysłem wprowadzono taki tytuł, aby wskazać w jakim kierunku zmierzać ma kolejna fala emigracji.
Nowego kanonu ciąg dalszy - "Dzikowy skarb" opisuje czasy Mieszka I, powieść - krótko mówiąc - trudna. Ale dzieciarnia ma być patriotycznie wychowywana, więc niech ma za swoje.
Starsze klasy też lekko mieć nie będą. Sienkiewicz na każdym kroku ze swoimi "cegłami", do tego "Noce i dnie", "Nad Niemnem", "Faraon", Lalka" i temu podobne opasłe tomiska. Zastanowić się warto kiedy to uczeń przeczyta, a nauczyciel zrealizuje, skoro są jeszcze i inne przedmioty. Podobno też do nauki. O całej reszcie polskiej klasyki wspominać nie trzeba - Mickiewicz, Słowacki, Wyspiański, Żeromski i wielu innych również w spisie występują.
Dorzućmy do tego jeszcze pięć lektur o tematyce czysto religijno-katolickiej, no jakieś inne, których tytułów nie pomnę.
Ciekawsze jest jednak to, czego nie ma. Wcięło gdzieś (chyba obecnie niesłuszną) "Monachomachię", nie ma "Cghłopców z placu Broni", "Pamiętników" Paska, "Dżumy" i "Obcego" Camusa, "Jądra ciemności" Conrada, "Medalionów" Nałkowskiej, "Grażyny" (szok!) Mickiewicza. Dorzucić jeszcze trzeba "Rozmowy z katem". No i całej listy poetów i pisarzy: Hłasko, Bursa, Stachura, Broniewski, Wojaczek. Mógłbym tak pewnie długo. No i najważniejsze - w spisie nie istnieje Lem i jego "Dzienniki gwiazdowe", a przecież to pierwsza polska książka będąca właściwie krytyką socjalistycznego ustroju. Ale to decyzyjne (ministerialne) czynniki mają prawo do jedynej i słusznej interpretacji oraz trzymania w niepewności.
Pewnie będą życzyły (owe czynniki) szczęsliwego nowego roku. Szkolnego podobno...
Sphere: Related Content