Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

sobota, 15 września 2007

Skąd my to znamy?

I ruszyła kampania wyborcza. Partie zorganizowały sobie jakieś konwencje czy coś w tym stylu. Rozpoczęła się - jednym słowem - agitka.
Zainteresowało mnie z tego całego bałaganu nie to, że Rokita czy Miller odchodzą z politykowania, ale to, co wykonał Brat Mniejszy Mniejszy. W natłoku innych zajęć tak na moment zerknąłem w kierunku telewizora. Poniżej gadającego o kolejnych układach Kaczyńskiego (tego bez konta) znajdowała się plansza z cytatem wypowiedzianym wcześniej, a mówiącym o konieczności rozbicia pełzającej oligarchii (czy coś w tym stylu). Styl mowy był mniej więcej zbliżony do tego, co przed laty mówił Władysław Gomółka. No i oczywiście całość przeplatana okrzykami i brawami zaufanych klakierów.
Ta retoryka skojarzyła mi się, a szczególnie plansza poniżej Yaro, z czymś innym - "Zaplutymi karłami reakcji", określeniem używanym najczęściej za czasów Stalina i Bieruta.
Tym, którzy nie znają „Zaplutych karłów reakcji” wyjaśnić należy, że było to propagandowe hasło PRL. Określano nim tych, co nie chcieli zaakceptować nowego ustroju (podobnie jak wielu dziś). Wówczas chodziło o ludzi związanych z konspiracją, ale nie tylko. Był to choćby właściciel sklepu, rzemieślnik, a także rolnik, który według ówczesnych władz miał ziemi więcej niż mu się należy.
Teraz mamy walkę władzy nie z kułakami, karłami (oj, to ostatnie źle by się kojarzyło), ale z układem i oligarchią. Ale walkę. Już wiadomo jednak z jakich wzorców Bracia Mniejsi korzystają. Z dobrych, sprawdzonych wzorców.
P.S.
Z całego kampanijnego bełkotu w głowie utkwiły mi jeszcze słowa Romana Pięknego Sztywnego, który podczas swej agitacji wykrzyczał: "Dajcie wolność obywatelom!". Odpowiem: "Daj wolność uczniom wyboru stroju!".
Roman oświadczył też, że liczy na wynik dwucyfrowy. Będzie go miał, z pewnością - 1,3% lub 0,25%. Chyba przesadziłem, bo w tym ostatnim to już byłby wynik trzycyfrowy.

Sphere: Related Content

piątek, 14 września 2007

Mów mi prorok

I wyszło na moje - najpierw minister od zdrowia, co to zdrowy nie jest obiecał to, o co walczyli bezskutecznie pracownicy służby zdrowia, czyli podwyżki. Wspomniałem wtedy, że przywrócony, a wcześniej odwołani ministrowie będą coś obiecywać. Ale w tym miejscu należałoby wspomnieć - dlaczego.
W piłkę kopaną po drugiej stronie Bałtyku Polacy zmierzyli się z Finami. I na ten mecz wybrał się Brat Mniejszy Mniejszy niezbyt owacyjne witany przez naszych kibiców skandujących (tu pojawiają się dwie opcje lub obie są prawidłowe) : "Gdzie te stadiony?!" lub "Won ze stadionu!".
I wyskoczyła zatem w propagandówce, obiecując 55-tysięczny stadion, minister od sportu Elżbieta Jakubiak. Ma on stanąć obok Stadionu Dziesięciolecia, którego stałym lokatorom, czyli handlowcom Jarmarku Europa mówi się znane polskie porzekadło: "Spieprzaj dziadu". W jego miejscu stanąć ma bowiem jakaś ogromniasta hala. Też ją obiecano.
Nie będę nikogo zanudzał szczegółami techicznymi, ale sposób wyłaniania firm, jakie mają (za jeden miliard złotych) stadion wybudować niekoniecznie jest zgodny z unijnymi regułami, więc kasa rozdzielana w Brukseli może Polsce przejść koło nosa. Ale rządząca ekipa z tego nic sobie nie robi, bo przecież prawo i sprawiedliwość musi być po ich stronie i jakaś Unia Europejska nie będzie plótł farmazonów.
Zastanawiam się który z ministrów wyskoczy z nowymi obietnicami. Najprawdopodobniej gdzieś tak w okolicach 19-20 września.
Podpisano: Prorok

Sphere: Related Content

Zasady zobowiązują

Dostałem pięknego maila i stwierdziłem, że muszę się nim podzielić:

Premier Kaczyński: "zasady zobowiązują".
NO TO PRZYPOMNIJMY KŁAMCZUCHOWI TE JEGO ZASADY !!!
1. Nie będę premierem, gdy mój brat będzie prezydentem
2. Nie będzie koalicji z Samoobroną
3. Cieszę się, że będę na pierwszej linii walki z Samoobroną.
4. My w kolejnej kompromitacji i w otwieraniu Samoobronie drogi do władzy w Polsce uczestniczyć nie będziemy.
5. Nie poprzemy nikogo z wyrokiem sądu lub przeciwko komu toczą się sprawy sądowe. To jest sprzeczne z ideałami PIS.
6. V-ce minister sprawiedliwości nie ścigał i nie osadzał w więzieniu działaczy opozycji w latach 70.
7. Wybudujemy trzy miliony mieszkań.
8. Wprowadzimy szybko niższe podatki.
9. Wycofamy wojsko polskie z Iraku.
10. Prawie 200 km autostrad w 2006, to nasza zasługa.
11. Tylko 6 km autostrad w 2007, to wina SLD.
12. Marcinkiewicz, to premier na całą kadencję.
13. Pomożemy Stoczni (UE chce zwrotu 4 mld).
14. Zredukujemy administrację państwową.
15. W rządzie nie będzie byłych członków PZPR.

"Dla mnie, raz dane słowo, jest święte..." (Jarosław Kaczyński 10 VII 2006)

Sphere: Related Content

czwartek, 13 września 2007

Śmierć czy bruk? Wybór należy...

"Jeszcze nie tak dawno mieszkaliśmy razem z żoną, dwójką dzieci i moją matką w ciasnym mieszkaniu. Oboje pracowaliśmy, ale mimo to trudno nam było związać koniec z końcem. Nie wystarczało nam na rachunki i normalne życie. Dziś mamy piękny dom, świetny samochód, dzieci codziennie dojeżdżają do najlepszej szkoły w sąsiedniej miejscowości. W Edynburgu". Mniej więcej tej treści spot reklamowy można usłyszeć w niektórych stacjach radiowych. I wydaje mi się, że to wyjątkowo realna przyszłość dla czekającej nas kolejnej fali emigracji. Zostaną niedobitki i emeryci, których czeka jedyna alternatywa - śmierć głodowa albo wyrzucenie na bruk.
A miało być tak pięknie, taki wzrost gospodarczy. Będą natomiast podwyżki cen, co już oficjalnie zapowiadają producenci żywności. I tak już chlebuś kosztuje o kilkadziesiąt groszy więcej, podobnie jak mąka, a jesienią w górę pójdzie m.in. mięso, drób, owoce. Z pewnością coś jeszcze. Tyle tylko, że jakoś płace pozostają niezmienne, bo skoro ogromna cześć osiadłego w tym kraju społeczeństwa zarabia realnie poniżej tysiąca złotych i z tego musi zapłacić czynsz, prąd, gaz, jedzenie właśnie, jakoś ubrać siebie i dzieci, a i tak do pierwszego nie wystarcza, jaka czeka ich perspektywa? O tych, którym wiek produkcyjny już dawno minął, wspominać nie trzeba, bo choćby w mięsnym widać na jakie frykasy ich stać - najtańsza wędlina, wątrobianka, kości na zupę, którą jedzą przez tydzień.
Jakoś tak ta sytuacja z podwyżkami koliduje z pięknymi perspektywami malowanymi w spotach reklamowych przez partię Braci Mniejszych. Jeżeli się nie mylę, oni właśnie wspominali, że tegoroczne zbiory są fantastyczne. Być może chodziło o science fiction.
Za fachowca w ekonomii z pewnością uchodzić nie mogę, ale skutek będzie odczuwalny nie tylko w portfelach społeczeństwa. Przyjdą kolejne straty, choćby z wpływów w turystyce. Do tej pory do Polski zjeżdżało mnóstwo obcokrajowców, bo było tanio. Skoro ceny będą podobne, nie ma co liczyć na zbyt wielkie zyski.
Piękna może być Polska. Tyle tylko, że z perspektywy np. Zielonej Wyspy.

Sphere: Related Content

Edukacyjny biznes po polsku

Zakładasz własny interes? Zgłoś się do rządu albo władz gminnych po dotację, która należy się każdemu, kto prowadzi biznes na swój rachunek. Żartowałem, chociaż nie do końca.
Na czym można zarobić? Chyba na wszystkim, bo prawie wszystko jest dziś towarem. Nauka – jak najbardziej. Powstało więc szereg szkół prywatnych, gdzie uczyć się można, ale za owa wiedzę trzeba płacić w formie tak zwanego czesnego. Jeżeli dziecię chodzi do takiej szkoły, rodzice musza te minimum kilkaset złociszy wysupłać, i to co miesiąc. Niby to elitarne miały być szkoły, jednak część z nich pozostawia wiele do życzenia. Pod względem poziomu nauczania rzecz jasna.
Nie od dziś wiadomo również, ze edukacja nigdy dochodowa nie była, więc – znajdujące się na samorządowym garnuszku – szkoły muszą być dofinansowywane, a kasa do gmin trafia z państwowego budżetu (czyli z naszych podatków). No i kołowrotek z kagankiem oświaty się kręci, ale jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności garściami czerpią z tego i ci, co pozakładali prywatne placówki oświatowe.
I tego właśnie pojąć nie sposób. Skoro za naukę oficjalnie płacić trzeba, i to przecież niemałą, comiesięczną gotówkę, należałoby pójść tym tropem i jednoznacznie stwierdzić, iż każda działalność gospodarcza (a za taką wypadałoby uznać prywatne szkolnictwo) winna być dofinansowywana z państwowej kasy. Zawsze przecież pod oświatę można coś podpiąć, nawet fabrykę śrubek, bo te mogą być wykorzystywane przez uczniów przygotowujących się do zawodu. O komercyjnych szkołach językowych wspominać nawet nie trzeba, gdyż w nich nauka wrze.
Nic bardziej mylnego, bo Ustawa o systemie oświaty tak problem rozwiązała, że “prowadzenie szkół, placówek lub zespołów nie jest działalnością gospodarczą”. A czym zatem jest? Kopalnią odkrywkową pomarańczy, hodowlą parasoli, koszeniem trawy? Chyba najbardziej koszeniem, ale pieniędzy.
Aby było jeszcze ciekawej, taka prywatna szkoła może otrzymać uprawnienia przynależne szkołom publicznym i wtedy dostawać dokładnie tyle samo gotówki. Tyle tylko, że w publicznych nie ma czesnego. Prywatne koszą zatem z dwóch źródeł, jeżeli spełnią wymogi, w przeciwnym razie do ich kasy wpływa 50 procent mniej. Nie wiadomo dlaczego, jeżeli w sumie to prywatny biznes. Nie można też zapominać o przedszkolach. Prywatnym właśnie, którym przekazywać należy na mocy wspomnianej ustawy nie mniej niż 75 procent kwoty przewidzianej w danej gminie na jedno dziecko. Podobnie jest z uczniami, za naukę których (100-procentowa stawka) płacić trzeba – wedle mojego rozeznania – minimalną kwotę około 250 złotych miesięcznie.
Według danych sprzed dwóch lat (takie udało mi się odszukać) w Polsce funkcjonowało ponad 4100 prywatnych placówek oświatowych, licząc od podstawówek do szkół policealnych, a uczyło się w nich przeszło 280 tys. Osób. Gdybyśmy skromnie pomnożyli tę liczbę razy 150 zł dofinansowania z państwowej kasy, wychodzi na to, ze niepubliczna edukacja kosztuje miesięcznie ponad 42,4 mln zł, co w skali roku daje 509,4 mln zł. Zaznaczam, że są to wyłącznie moje wyliczenia, ale – jak sądzę – niedaleko odbiegające od prawdy. Tak przynajmniej sytuacja wyglądała 2 lata temu. Jak jest dziś?
Dziś w publicznych szkołach mamy mundurki, jakie narzuciło Ministerstwo Edukacji Narodowej. Szkół publicznych przepisy te nie dotyczą.
 

Sphere: Related Content

środa, 12 września 2007

Nie czekaj, rzuć jeszcze na tacę!

Tadeusz Rydzyk, z zawodu ojciec ma nowe auto, bo jego Maybach to już się zestarzał, a skoro poseł Misztal ma tę samą markę, toruński przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji winien się czymś wyróżniać. Na Audi A6 poszło jakieś 250 tysięcy złotych. Jak sądzę uciułał sobie z pensyjki księżulowej i tego, co mu emerytki na tacę rzucą. Byłbym zapomniał, o ile ktoś by go zapytał, a on raczy odpowiedzieć, usłyszymy, że z pierwszej transzy dotacji unijnej. Wyjaśnienie zawsze się znajdzie, podobnie jak w przypadku tych, których reklamować ma na łamach swych mediów.
Ale tak naprawdę, stać go na to, bo kościół katolicki w Polsce, skoro rocznie jego kasa zasilana jest z budżetu państwowego i samorządowego kwotą minimalną (proszę usiąść) 5 (słownie: pięciu) miliardów złotych. Tylko szkolni katecheci kosztują podatników corocznie drobne 650 milionów, a katolickie szkoły wyższe ponad 170. Tylko tegoroczna dotacja państwowa na Fundusz Kościelny wynosi (na papierze) 96 skromnych milionów. To tylko niektóre przykłady, jakie można mnożyć. Po co? Czy moim zamiarem ma być pogłębienie czyjejś frustracji, że żyje w takim kraju?
Nie dziwię się zatem, że ojciec z zawodu, któremu emerytki, jakie stać raz na rok na wymianę beretu na nowszy model, wysyłają systematycznie gotówkę, wysupłał jakieś drobne na nową limuzynę wyposażoną m.in. w system nawigacji satelitarnej i automatyczną klimatyzację.
Dorzuć coś jeszcze...

Sphere: Related Content

Tradycja (agitacji)

Słowu z tytułu musiało stać się zadość. Odwołani z rządu i ponownie powołani. Ministrowie reprezentujący Braci Mniejszych wrócili na stanowiska, łącznie z sędzia w swoich sprawach - Ziobro Jackiem.
Czyli będzie po staremu, chociaż przydałoby się wpuścić nieco świeżej krwi. Gdyby tak do wspomnianego Ziobry dorzucić jeszcze np. Jacka Kurskiego na wiceministra, z pewnością wzrosła by jakoś funkcjonowania resortu sprawiedliwości (i prawości dla swoich). Nie mielibyśmy wówczas pojawiającego się od wielkiego dzwonu oskarżania lekarza, przez którego nikt już nie straci życia. Takie słowa padałyby codziennie. Juz Kurski by się o to postarał.
Dobra, mniejsza z tym. Wrócili, chociaż opozycja grzmi czy ponownymi nominacjami nie naruszono Konstytucji. Trzeba jednak wiedzieć, ze Prawo i Sprawiedliwość ma swoją – jedynie słuszną – interpretację prawa. Sprawiedliwości również.
Znacznie ciekawsze jest to, po co wrócili? Jeżeli ktoś nie wie, spieszę z wyjaśnieniem, chociaż może to tylko interpretacja. Taka moja.
Cofnijmy się do dnia, kiedy zadecydowano o rozwiązaniu Sejmu i odwołaniu ministrów. Bezrobocie trwało krótko, a jednym z najkrócej czekających na come back był Zbigniew Religa. On też natychmiast przystąpił do agitki, zapowiadając wzrost nakładów na służbę zdrowia pod warunkiem wygranej PiS.
Dlatego tez śmiem twierdzić, że lada dzień do podobnej formy sięgnie następny minister Braci Mniejszych. Dowiemy się zatem – jeżeli wygra PiS, to podstawa – że rolnicy dostaną takie dotacje unijne, że nie będą juz musieli nawet orać, siać i zbierać, każdy po zdaniu matury automatycznie dostanie tytuł magistra, najniższa płaca (i emerytura) przy zachowaniu dotychczasowych cen wyniesie 5 tys. Zł, wybudowanych zostanie 5 milionów mieszkań, 15 tysięcy kilometrów autostrad i dróg ekspresowych, a Rosjanie i Niemcy będą nam jedli z reki i w pas się kłaniali.
Jednego tylko nie obiecają – wycofania polskich wojsk, bo to już obiecali w kampanii wyborczej, ale potem im się odmieniło. Nie żołnierzom, tylko ekipie rządzącej. Mimo wszystko i tu obietnice można jakieś dać, przykładowo lepsze uzbrojenie.

 

Osobiście proponuję rower pancerny (prototyp na zdjęciu). Na to może budżet będzie stać, bo obietnic tylu państwowa kasa nie wytrzyma.

Sphere: Related Content

Dźwięczna równość

O tym, że Polak potrafi pokazał pewien 23-latek z Cieszyna. Na tyle nie lubi (dlaczego miałbym pisać lubił?) Brata Mniejszego Większego, że samodzielnie skonstruował program do pozycjonowania stron w internecie i nieco go uraził...
W wyszukuwarkę Google wystarczyło wpisać słowo "kutas", by na pierwszym miejscu pojawiła się strona prezydencka. No i wytropiono tegoż bezrobotnego pana, wkroczyła policja (CBŚ go nie budziło) i teraz może dostać do trzech lat więzienia.
W tym miejscu chciałbym się zapytać: za co? Pewien Tadeusz R., z zawodu ojciec wyzwał Lecha Kaczyńskiego i jego małżonkę Marię od oszustów i czarownic. Grozi mu to, że znów będzie promował w swych mediach partię o Jedynie Słusznych, Prawych i Sprawiedliwych poglądach, czyli w przeciwieństwie do poszukiwanego onegdaj bezdomnego pana Huberta, który po pijaku rzucił stertą obelg w kierunku głównego lokatora budynku na warszawskim Krakowskim Przedmieściu.
Po raz kolejny mamy zatem do czynienia z równością prawa (i sprawiedliwości). Pamiętam - mam nadzieję, że nikogo słownictwem nie urażę - że do pewnego pana, i to nawet w wysoce oficjalnych sytuacjach mogłem nazywać "chuju". Mam tę umiejętność, że "ch" umiem wymawiać w tzw. sposób dźwięczny. Nie jest to wówczas słowo obraźliwe, gdyż w staropolszczyźnie wyraz ten oznaczał człowieka, jakiego dziś określilibyśmy mianem awanturnika, oszołoma, zgrywusa. I on się o to nie obrażał.
Może cieszynianin też chciał coś dźwięcznie wyrazić, ale w formie pisanej przedstawić to niezwykle trudno. Z pewnością gdyby zrobił to z zawodu ojciec, takie byłoby wyjaśnienie problemu a postępowanie karne umorzone z urzędu lub z polecenia oszusta lub czarownicy (nie mylić z gazetami lub czasopismami).

Sphere: Related Content

wtorek, 11 września 2007

A może nadworny będzie

Wiek dziewiętnasty gasł
jak lampa gazowa w oodali.
Zrodzony wśród walki klas,
lat dwadzieścia miał Stalin.
(...)
Pokój, pokój, pokój!
Pokojem oddycha świat.
Ty go strzeżesz, opoko.
Związku Republik Rad.

Takie to "cudo" w 1951 roku napisał Władysław Broniewski ("Słowo o Stalinie"), człowiek, który - jak o nim napisał pisarz Juliusz Mieroszewski - nie miał pojęcia o marksizmie, dialektyzmie, ekonomii i polityce, a komunizm urzekał go stroną malarską - piece Magnitogorska, elektrownie na Wołdze, mowy wojenne Generalissimusa Stalina - to był komunizm, który interesował Broniewskiego.
A skoro wojna ojczyźniana, jak II wojnę światową nazywano w ZSRR, przeniosła się i na inne kraje, pozostały pamiątki, takie, jak choćby ta ze zdjęcia. Nie w Polsce, ale w innych państwach dawnych "demoludów" spotkać je można. Sam to na zdjęciu uwieczniłem.



Nie w tym jednak rzecz, a w owej poezji. Na razie mamy do czynienia jedynie z wyjątkowo usłużnymi dziennikarzami, którzy codziennie informują o walce "z układem", o kolejnych agentach, czyli pokazują jaki ten obecny rząd jest cacy, jak to szczęśliwość spływa na kraj nasz, bo przecież "zasady obowiązują". Brak mi w tym wszystkim jednego elementu - nadwornego poety, jaki mógłby opisywać - wzorem Broniewskiego - zacne czyny Braci Mniejszych. O ile jeszcze kandydata nie ma, pewnie niebawem się znajdzie, o ile te rządy jakimś dziwnym trafem pomyślnie dla siebie, niekoniecznie dla społeczeństwa, przebrną przez zaplanowane wybory.
Niestety, jeżeli taki poeta - kaczowieszcz się znajdzie, ciekawe czy jego "arcydzieła" wejdą dokanonu lektur szkolnych. Obecna władza nie musi się przecież wstydzić dobrych, sprawdzonych wzorów. Tyle tylko, że już pojawiają się głosy: Jak oni wygrają, pakuję walizkę i witaj Zielona Wyspo.
Wśród grupy emigrantów wieszczem będzie raczej Andrzej Bursa ze swą "Modlitwą dziękczynną z wymówką":
Nie uczyniłeś mnie ślepym
Dzięki Ci za to Panie
(...)
Nie uczyniłeś mnie jąkałą kuternogą karłem epileptykiem
hermafrodytą koniem mchem ani niczym z fauny i flory
Dzięki Ci za to Panie
Ale dlaczego uczyniłeś mnie Polakiem?

Sphere: Related Content

Spokojnie...

No teraz to już mi się wszystko popieprzyło. Andrzej Lepper oświadczył, że nie wyklucza tego, by na liście wyborczej Samoobrony znalazło się nazwisko Leszka Millera.
Na wszelki wypadek wyszedłem na ulicę w poszukiwaniu patrolu "drogówki", by dmuchnąć w alkomat i sprawdzić - chociaz nic nie pobierałem i trzeźwym niczym niemowlę - czy mnie jakies ukryte promile się nie ujawniły. Drogówki nie było. Mnie natomiast ten dziwny zwid pozostał. Nawet dla pewności sprawdziłem date czy przypadkiem nie jest to 1 kwietnia, kiedy żartami można sobie bezkarnie folgować.
Jak jeszcze do tego Endrju dowalił, że Samoobrona to jedyna lewicowa partia, mocno musiałem sie przytrzymać, by nie osiągnąć poziomu tak zwanej gleby. Ale było to tylko pierwsze wrażenie, bo potem przyszedł czas na analizę. Jeżeli bowiem mielibyśmy uznać PiS i LPR za partie prawicowe to co Samoobrona - jako koalicjant - robiła w tym towarzystwie? Na szczęście wiadomo, że wspomniane ugrupowania ze względu na swe hasła (nie programy, bo takowych nie posiadają) są rzeczywiście partiami zblizonymi do bolszewików, uspokoiłem się.
Leszek Miller chyba również.

Sphere: Related Content

poniedziałek, 10 września 2007

Najpierw magicznie, potem spieprzaj...

Uczono mnie za lat dziecięcych, że należy używać słów magicznych - proszę, dziękuję, przepraszam, bo dzięki nim wiele zyskać można. Nie wszystkich jednak ta reguła dotyczy. Szczególnie pewnej grupy mieniącej się być politykami.
Trudno nie wspomnieć o pewnym bulterierze, któremu słowo przepraszam utkwiłoby w gardle mocniej niż rybia ość. Trudno się dziwić, skoro osobnik poza wyimaginowanymi prawdami nie umie wydobyć z siebie czegoś właśnie magicznego, na co zdobył się były prezydent, bez pełnego wyższego wykształcenia, a takowym Kurski się legitymuje. Podobnie pochwalić się może licznymi procesami, w których przegrywa albo na sali sądowej się nie pojawia. Taka to jego polityczna klasa. Nie ma błędu, do jakiego wypadałoby się przyznać. I tak samo z zamieszaniem wokół Kompetencji nad Niekompetencjami od spraw zagranicznych. Od piątkowego późnego wieczoru - najpierw odwołana, godzinę później tańcem uczciła swą nominację. Tyle tylko, że jej szef Yaro i Brat Mniejszy Większy zapomnieli o jednym - by stać się ministrem pełną gębą należy przed prezydentem złożyć przysięgę, której regułka jak byk zapisana w Konstytucji jest. Nic to, ważne, że minister wrócono na stanowisko, a prawo nagnie się albo zinterpretuje wedle swojej modły. Słowo przepraszam za błąd nie istnieje i istnieć nie będzie.
Podobnie jak nie da się przeprosić strajkujących nie tak dawno przed premierowskim urzędem pielęgniarek i lekarzy. Straszono ich nawet restrykcjami, aż tu nagle objawienie. Minister od zdrowia (kiedy już widmo wyborów nastało) niczym zbawca oświadcza, że gotówkę na podwyżki pełnymi garściami jest w stanie rzucać. Ale tylko wtedy, gdy PiS wybory wygra, w innym przypadku mowy nie ma. Czyli sypnie kasą tak, jak podczas poprzedniej wyborczej kampanii. Wtedy też dotrzymali słowa wedle swych zasad, identycznie jak choćby część z trzech milionów mieszkań.
W końcu zasady zobowiązują. Zasady obiecywania. Potem już spieprzaj dziadu.

Sphere: Related Content

PiStwórcy

Najpierw była nicość, potem z ziemi nie powstały bakterie, z nich stwory wodne, potem dinozaury (teoria ewolucji). Najpierw nie było Boga, który stworzył niebo i ziemię (teoria teistyczna). Tak naprawdę najpierw był PiS, bo to ta partia jest stwórcą wszechrzeczy.
Nie mam zamiaru urażać zarówno wierzących, jak i niewierzących, ale tylko takie stwierdzenia (te powyższe) wysnuć można po bełkocie artykułowanym przez bulteriera rodem z partii Braci Mniejszych. I nie wiem czy poseł Kurski raczył być już na słynnej już, podobno mocno zakrapianej imprezie nazywanej przez niektórych stypą po rozwiążanym Sejmie. O ile był, oile spożywał, na jego usprawiedliwienie można zapisać to, że promile, i to wyjątkowo wielkie jeszcze w organizmie posła K. się znajdowały.
Chyba nie do końca ów parlamentarzysta zrozumiał zarzuty, które postawił mu Roman Sztywny, oskarżając o kłamstwo, jakie padło z sejmowej mównicy (programy szkole forsowane przez LPR, becikowe itp.) Kurski wyznał teraz, że Giertych kłamie, bo bez wsparcia PiS propozycje te by nie przeszły.
Cudnie! Jeżeli bulterier nie rozumie, chyba podobnie jak cała ta jego partia, niech się lepiej nie odzywa, bo dzieci i ryby głosu podobno nie mają. W tym przypadku raczej przedszkolak by aluzję pojął, ale nie poseł K., który poza argumentami zbieżnymi z poziomem ameby pewnie raczył uznać, że tylko on ma patent na wszechwiedzę. Skoro PiS poparł m.in. propozycje zmian w szkołach (zresztą bezsensownych) to jest ich autorem.
Idąc tym tropem dojść można do wniosku, że partia Braci Mniejszych wynalazła tlen (bo oddychają), alkohol (bo spożywają), radio (bo słuchają - szczególnie jednej stacji), no i ogórki kiszone (dlaczego nie?). Przykłady można mnożyć. Pewnie każdy coś jest w stanie dorzucić.
A w trakcie kampanii wyborczej dowiemy się, że wszystko zawdzięczmy właśnie PiS. Tylko czy Stalina i Bieruta również? Kurskiego na pewno.

Sphere: Related Content

niedziela, 9 września 2007

Kubusie przyjmują Prosiaczki

- Tak, jest to akurat dom dla Sowy - powiedział. - I myślę, że Sowa będzie się w nim dobrze czuła.
A potem dwa razy jakby przełknął ślinę, ponieważ on sam czuł się w nim bardzo dobrze.
- A jak się tobie zdaje, Krzysiu? - zapytał Kłapouchy trochę zaniepokojony, czując, żę coś tu jest niezupełnie w porządku.
Krzyś chciał najpierw o coś zapytać i zastanawiał się, jak to zrobić.
- Tak - rzekł w końcu - jest to bardzo piękny dom. I jeśli komu zawali się jego własny dom, trzeba pójść gdzie indziej, nieprawda Prosiaczku? Co byś ty zrobił, gdyby twój dom się zawalił?
Nim Prosiaczek mógł pomyśleć, Puchatek odpowiedział za niego:
- Przyszedłby do mnie i zamieszkałby ze mną, prawda, Prosiaczku?
Prosiaczek uścisnął mu łapkę.
- Dziękuję ci, Puchatku - powiedział. - Strasznie bym chciał.
Jeżeli ktoś myśli, że do reszty mi odbiło i tak bez sensu przytaczam fragmenty "Kubusia Puchatka", jest w błędzie. To tylko skojarzenie, chyba trafne, z tym, co zaczyna dziać się na polskiej scenie politycznej po decyzji rozwiązaniu Sejmu. Mógłbym, co prawda, przyrównywać te cuda do szachów, jednak szachy są chyba zbyt poważną grą, a gierki politykierów z Wiejskiej i innych ulic, przy których mieszczą się instytucje rządowe jakoś do białych i czarnych figur na 64 polach do tego nie przystają.
Poseł Antoni Mężydło oświadczył, że rozstaje się z partią Braci Mniejszych, gdyż ta zbyt mocno zaczyna wiązać się z rozgłośnią Tadeusza Rydzyka, z zawodu ojca. I teraz zamierza się związać z Platformą Obywatelską. Donald Tusk na to jak na lato! Przyjmujemy, przyjmujemy, a najlepiej niech wystartuje z pierwszego miejsca!
W tym miejscu warto byłoby zapytać: Gdzieś panie pośle Mężydło wcześniej miał oczy?
Tak wielkiej bzdury nigdy nie słyszałem, no może z ust kilku politykierów i pewnego pana, który kupił kiedyś banknoty siedmiodolarowe i upierał się, że są prawdziwe, bo "pisze na nich po amerykańsku". Na dodatek teraz partie, chcąc znaleźć lokomotywy wyborcze, kuszą swych dotychczasowych rywali, przeciwników (niepotrzebne skreślić). I tak przykładowo PSL chciałoby w swych szeregach Kazimierza Marcinkiewicza i Radosława Sikorskiego. Boski układ.
Wracając jednak do posła Mężydły - to jeden z wielu przykładów nagłej zmiany opcji, a on właśnie przypomina to, co dzieje się ze szczurami uciekającymi z tonącego okrętu. Może zbyt ostro, ale ma być prawdziwie.
Idąc tym tropem zastanawiam się jakie to w Polsce funkcjonuje prawo pozwalające parlamentarzystom na zmianę partii podczas trwania kadencji. Prosiaczki takie pokłócą się ze swoimi dotychczasowymi Kubusiami, ale szybko znajdują nowe Kubusie i do nich przystają. Moim skromnym zdaniem, i to bez względu na partię, którą reprezentowali, tacy posłowie winni tracić swe immunitety, zrzec się mandatów, gdyż zwyczajnie zdradzili swych wyborców głosujących konkretnie na PO, SLD, PiS, Samoobronę itd., nie na jakiegoś kandydata na posła postępującego wedle swego uznania i zawiewającego w danej chwili faktu historii.
Nadal jednak takie Prosiaczki swych Kubusiów szukają i znajdują.

Sphere: Related Content