Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

sobota, 24 listopada 2007

Ciała dają wszyscy (prawie)

Nie miałem zamiaru słuchać tego, co w swoim expose raczył wycedzić obecnie już premier - Tusk. Czasu jakoś nie było, a i za długo po prostu ględził. Jaki będzie efekt z tych słów, zobaczymy. Nie bardzo wierzę w spełnienie wszystkich, choćby części obietnic, bo zwyczajnie straszliwym sceptykiem jestem, a Tusk na pewno nie ma mentalności fikcyjnego premiera Turskiego z serialu "Ekipa".
Mniejsza jednak z tym, przez kilka minut popatrzyłem sobie na siedzącego podczas tuskowego przemówienia Brata Mniejszego Mniejszego. Śmiem twierdzić, że gdyby ten ostatni miał możłiwość strzelania oczami, nowy premier zginąłby przynajmniej z tysiąc razy. Obraza, nienawiść, zazdrość - to można było wyczytać z kaczej facjaty. Znacznie ciekawsze jednak były komentarze tegoż do expose...
- To jest język czysto peerelowski, albo najciekawszy: - Będzie to pacyfikacja, petryfikacja, restauracja - PPR - oświadczył Kaczor Mniejszy.
No i mamy cię! Po kolei zatem -któż to pacyfikował politycznych przeciwników? Kto założył kaczą policję polityczną? Teraz, skoro sytuacja się odwróciła o 180 stopni, PiS-uary mają podstawy, by obawiać się, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności, gdy ich ciemne sprawki na jaw wyjść mogą.
Kaczor zresztą rozwala wymówiony przez siebie drugim słowem - petryfikacją. No nie, trzymajcie mnie - jeżeli on mówi o jakimś skostnieniu, utrwaleniu wyimaginowanego układu, już wiem, że poseł Kaczyński Jarosław normalnie bredzi. Przyglądnąć się przeca wystarczy tejże jego partyji. Chyba niezbyt dziwne nachodzą mnie skojarzenia z próbami zmian, krytyką rządów w PiS. Dorn, Zalewski i Ujazdowski (i tak do żadnego innego ugrupowania trafić nie powinni, chyba liderzy owych innych partii uznani byliby za szaleńców, gdyby ich przygarnęli), którzy nie godzili się na wodzowskie zapędy niewielkich ciałem i zadziornych duchem. Zbuntowani poszli zatem w odstawkę i teraz uznawany onegdaj za trzeciego bliźniaka, Dorn nie żadnych skrupułów oświadcza, że Yaro Kaczyński już niebawem zwyczajnie na tyle się zagubi w swych ambicjach, by zacząć niszczyć nawet najbliższych współpracowników. Po prostu ugotuje sam siebie we własnoręcznie spreparowanym politycznym sosie.
A dodatkowo jeszcze trzecie ze słów: restauracja, która ma być powrotem do stanu sprzed (również wyimaginowanego przez kaczystów ustroju) IV RP. Żal kogoś ściska...
Dosyć z owym kaczyzmem, bo i inni niewiele zaczynają odstawać od ich poziomu, może nie słownie, ale z pewnością merytoryczne.
- Pojadę do Lizbony i Brukseli podpisać traktat reformujący z uszanowaniem efektów negocjacji moich poprzedników - oświadczył Tusk i zdziwił mnie wyjątkowo mocno. Jakoś tak się składa, że platformersi rozpoczynają swe rządy od zwyczajnego włazidupstwa klerowi. Tak zaczynała lewica, zaczynały PiS-uary. Jak skończyli?
Dla tych nieobeznanych z tematem - chodzi o Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej to, zgodnie z nazwą tegoż dokumentu, zbiór praw obywateli, jakie mają obowiązywać w każdym z krajów unijnych. Oczywiście PiS-uary zaraz oprotestowały część karty, szczególnie w sprawach wyznaniowych. Aby było śmieszniej, najbardziej katolickie państwo w Europie, jakim jest Malta, podpisze całość dokumentu bez żadnych poprawek.
Mało tego, polskie, a dokładniej kacze, zmiany stawiają wyżej rodzime prawo nad tym europejskim. Okazać się zatem może w praktyce, że niezadowolony obywatel będzie mógł pisać skargę do wszystkich świętych, nie do brukselskiego trybunału, jeżeli niepomyślne dla niego będą decyzje rodzimego wymiaru sprawiedliwości. O ograniczonych prawach związków zawodowych, jakie przeforsowali kaczyści już wspominać nie warto.
I coś takiego na wstępie swej działalności Tusk podpisać zamierza. O zgrozo!
Śmiech natomiast ogarnia, kiedy zapowiedź złożenia autografu przez nowego premiera pod dokumentem stworzonym przez kaczystów krytykować zaczął lewicowy lider Wojciech Olejniczak. W tym momencie poczułem się tak, jak pewien obywatel, któremu nakazano wybrać się do burdelu w poszukiwaniu żony. Kurde, kto ma czelność twierdzić, że Tusk podpisze kartę w niezmienionej postaci, bo przestraszył się biskupów? Szef LiD i jednocześnie obnoszący się ze swoim wyznaniem katolik. Kpina w żywe oczy.
Na razie ciała nie dał jeszcze Waldemar Sikawkowy Pawlak. Ale i na niego czas przyjdzie.

Sphere: Related Content

środa, 21 listopada 2007

Śladami Grigorija Sakaszwili...

Wałęsa i Kwaśniewski potrafili wznieść się ponad podziałami, nawet wtedy, gdy niekoniecznie ich ulubieńcy stawali na czele rządu. Wręcz z obowiązku, nie bacząc na polityczne animozje, umieli przyjść na salę sejmową i wysłuchać expose premiera. Nie stanie się tak w przypadku Brata Mniejszego Większego, który zupełnie przypadkowo w tym czasie przebywać będzie z wizytą... w Gruzji.
Jakoś wierzyć mi się nie chce, że ten wyjazd nie ma nic wspólnego z ostentacyjnym okazaniem niechęci zwycięzcom wyborów. Ale być może się mylę. Może przy okazji tej podróży będzie wycieczka śladami przodków jednego z czterech pancernych? Ten wariant wydaje się być mało prawdopodobny, bo przecież prezydent do myśli swej nie dopuszcza, że w ogóle istniała taka formacja o nazwie Armia Ludowa. Ale przecież ludzie się zmieniają...
Głupoty zaczynam wypisywać. Gdzież on mógłby się zmienić? Mimo wszystko ta hipoteza o Sakaszwili ma swoje podstawy - kto jak kto, ale nieobecny podczas tuskowego expose na luzach w czołgu się zmieści.
A traf chciał, że gruziński prezydent nazywa się Micheil Saakaszwili...

Sphere: Related Content

Nie obudzili, bo swój?

Ależ się Jedynie Prawi i Sprawiedliwi szarpnęli. W prawach członka tejże partii zawieszony został wiceminister od zdrowia, zresztą sam o to wnioskował. I teraz komisyję sobie urządzą, by ustalić co z tym fantem począć.
Już wspominać raczyłem, że Piecha prawie na odchodnym kaczego rządu do listy leków refundowanych dopisał medykament znacznie droższy i niekoniecznie skuteczniejszy od swego polskiego odpowiednika. Teraz wspomina się, iż uległ wpływom lobbystów. Nie zamierzam nikogo oskarżać, ale to dość eufemistyczne określenie, które można opisać w bardziej dosadny sposób porównując ten fakt do przypadku posłanki Sawickiej, a ta zwyczajnie wzięła łapówkę, do czego była namawiana.
Tyle tylko, że jakoś zabrakło mi tu jednego: dlaczego wyżej wymienionemu wiceministrowi od zdrowia nikt nie zamówił budzenia w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym? W bardziej błahych sprawach nagła pobudka zamawiana właśnie była.

Sphere: Related Content

wtorek, 20 listopada 2007

Sacrum profanum

Zupełnie przypadkiem, przechadzając się po naszej stolicy, wzrok mój przykuł sklepik z dewocjonaliami. No i szyld, który jednoznacznie mówił, że mamy do czynienia ze sztuką sakralną...
Na wystawie jakieś - jak to nazywam - świątki w stylu obrazków, figurek, krzyży itp. Ale szczególną uwagę zwróciłem na coś zupełnie innego - w formie rozkładanego tryptyku - główne miejsce na owej wystawie zajmował obraz Jana Pawła II. Pewnie się wielu osobom narażę, jednak zastanawia mnie co polski papież ma wspólnego ze sztuką sakralną?
Przecież czy jest on osobą, do której należy się modlić, by uwieczniać jego podobieństwo na obrazach, jakichś portretach? Jak na to nie spojrzeć, był to wyłącznie zwierzchnik kościoła katolickiego, państwa duchownego, a nie Bóg.
Jeżeli dodamy do tego Jana Pawła II sprzedawanego jako znicze nagrobne (jak można palić papieża?), jego wizerunki na butelkach od wódki, torbach, otwieraczach, krasnalach ogrodowych z jego twarzą - mamy do czynienia z ewidentnym bałwochwalstwem.
Ktoś może ocenia go jako wielką, pomnikową wręcz postać. Ja niestety - wręcz przeciwnie. Dlaczego? Mniejsza z tym.
Ważniejsze jest dla mnie to, co zobaczyłem na wspomnianej sklepowej wystawie, a szczególnie związek tego widoku z drugim przykazaniem Dekalogu, które jakimś dziwnym trafem zostało przez katolickie duchowieństwo skrócone do lapidarnego zdania: Nie będziesz mieć cudzych bogów obok mnie (Biblia), a katechizm: Nie będziesz mieć cudzych bogów przede mną.
Już to porównanie daje do myślenia, ale tegoż przykazania mamy ciąg dalszy: Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze, i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. I dalej: Nie będziesz im się kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja, Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze winę ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą.
I co zatem może powiedzieć ktoś, kto wiesza krzyż czy innego świątka na swej ścianie? Chrześcijanin to czy katolik?

Sphere: Related Content

Nie do przełknięcia

Europa takiego wariantu znieść nie mogła, bo skoro kaczystom nie spodobał się pewien reprezentujący Polskę profesor, który jawnie krytykował rządy Braci Mniejszych, należało do odwołać. Bez jakichkolwiek zwyczajowo przyjętych konsultacji, cichaczem chciano wstawić swoich...
Przy Radzie Europy funkcjonuje taki organ nazywany Komitetem do spraw Tortur (cóż to za zacna nazwa!), który monituje przestrzeganie praw człowieka, np. w szpitalach psychiatrycznych lub więzieniach. I właśnie dotychczasowy przedstawiciel Polski w tymże organie nie przypadł do gustu wyznawcom kaczyzmu, bo ostro ich ganił. Jako że niebawem kończy się mu kadencja, PiS-uary próbowały wstawić swoich pomazańców. Swoich, czyli kogoś z ulubieńców niedoszłego Narodowego Dobra - Ziobra (błąd gramatyczny jak najbardziej zamierzony, żeby się rymowało).
Europa pokazała jednak tym smalącym cholewki do ciepłej posadki zwyczajny gest Kozakiewicza, wysyłając takie kandydatury po prostu na drzewo i prosząc o kolejny zestaw kandydatów, ale kompetentnych. Kaczyści w swych ostatnich podrygach władzy próbowali kogoś znaleźć, ale zwyczajnie im nie wyszło, bo nowy minister z ramienia PO, do którego Brat Mniejszy Większy miał jakieś bliżej nieokreślone zastrzeżenia, szybko zablokował wszelakie ruchy personalne w tym względzie.
I znów wyszło jak krótką i mało fachową ławeczkę mają PiS-uary. A zresztą, któż byłby w stanie przełknąć Ziobrówkę - słabego adwokata na kaczych jajach.

Sphere: Related Content

poniedziałek, 19 listopada 2007

Judym inaczej

Kolejne pokłosie kaczyzmu na jaw wyszło. Tym razem z resortu zdrowia. Dziwnym trafem były już wiceminister Bolesław Piecha w samej końcówce swego urzędowania umieścił na liście leków refundowanych medykament na chorobę zwaną dusznicą. Tym też sposobem każdy potrzebujący leku pacjent może go dostać po zapłaceniu 30 procent jego wartości, resztę dopłaci budżet.
Nie można zaprzeczyć, że spora grupa leków właśnie w ten sposób jest dostępna, inaczej nie byłoby szansy jego kupna, szczególnie dla tych, którzy dysponują praktycznie żadną normalną gotówką, czyli większość w tym kraju. Traf jednak chciał, że polski odpowiednik tegoż leku, podobno pochodzącego z Francji, jest i skuteczniejszy, i tańszy. Ciekawe zatem na ki grzyb byłemu ministrowi zachciało się takiż lek na listę refundowaną wpisywać?
Jeżeli wyjdzie na jaw coś niezbyt prawidłowego, jakieś dziwne finansowe darowizny czy coś w tym stylu (co mi nawet przy rządach Jedynie Prawych i Sprawiedliwych, co to ścigali łapówkarzy swoją polityczną policją, przez myśl przejść nie chce), niech wejdzie wreszcie w tym kraju prawo odpowiedzialności finansowej urzędnika podejmującego określoną decyzję. Niech wtedy z własnej kieszeni zapłaci za to, co nawarzył. Jak kasy nie ma, zająć WSZELKIE jego mienie, rodziny najbliższej, a na dodatek wsadzić delikwenta za kraty. I niech taki urzędnik wyjdzie po latach, niech rozpoczyna życie od nowa. Śmiem podejrzewać, że straszak byłby to znakomity. Inaczej za nie do końca zrozumiałe decyzje nadal obowiązywać będzie odpowiedzialność zbiorowa.

Sphere: Related Content

niedziela, 18 listopada 2007

Szachowanie Benhakkera

To, że najpopularniejszy sport w tym kraju rzeczywiście zaczyna ponownie zajmować miejsce sobie należne - chwała Ci za to Panie Leo Beenhakker. To, że nawet ci, którzy już dawno olali polską piłkę nożną, a w sobotni wieczór cieszyli się jak dzieci ze zwycięstwa nad Belgami, bo pierwszy raz reprezentacja znad Wisły (i kilku innych rzek) znalazła się w finałach Mistrzostw Europy - chwała. I chwał tych można byłoby wymieniać wcale nie tak mało.
Niestety, matka (podobno) jest jedna, ale ten sukces próbuje mieć wielu ojców. Jako że Kaczka Większa lubi pokazywać się w tle sukcesów właśnie (mieliśmy przykłady choćby z siatkówki i piłkarzy ręcznych), teraz wypadałoby się podobnie zachować w przypadku tego, kto wyprowadził piłkę nożną z dołka i sobie też dodać nieco sympatii...
Z tego też powodu prezydencka kancelaria już zapowiedziała przyznanie Leo Beenhakkerowi Krzyżem Zasługi. Odmówić nie sposób. Niestety, takąż to metodą stawia się trenera w szachu, jedynej chyba dyscyplinie, jaka jest zrozumiała i choćby częściowo wykonalna przez Braci Mniejszych.
Tyle tylko czy PiS-uary mogą sobie w jakikolwiek sposób przypisać ten piłkarski sukces? Chyba jedynie w dokopywaniu innym.

Sphere: Related Content

Ojej, zamach!

Jakiż to wielkich słów potrafią używać ci malutcy duchem. Całe szczęście, że nie nadużywają słów owych w przeciwieństwie do przywilejów władzy.
Ojej, najpierw byli zdrajcy - to o tych, którzy chcą, by kacza partia stała się mniej ptasia, a bardziej ludzka, czyli o Dornie, Zalewskim i Ujazdowskim, twierdzącym, że warto również słuchać głosów innych, nie tylko kwakania.
Teraz z kolei towarzystwo PiS-uarów mieni się (ojej) być kimś w rodzaju męczenników, więć należy im okazać litość i poprawić nastrój przynajmniej poprzez słupki sondażowego poparcia. A to dlatego, że użyli słowa zamach, wspominając o konieczności zwyczajnego wypieprzenia niejakiego Mariusza Kamińskiego z funkcji szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego, czyli policji politycznej z kaczego ramienia, a dokładniej skrzydełka.
Kurde, męczennik, na którego nowa władza zamach robi, bo nie chce mieć na głowie kaczego jaja! Gdyby iść tym tropem powinniśmy dojść do wniosku, że takim męczennikiem jest Brat Mniejszy Mniejszy, bo stracił w wyniku wyborów stanowisko, a powinno być tak, że Tusk winien zrzec się stanowiska i z licznymi ukłonami oddać urząd premiera w ręce kacze (pardon - skrzydełka).
I to się nazywa kacza paranoja.

Sphere: Related Content

W oświatowym spadku...

Zastanawiam się po ki grzyb wprowadzono egzamin maturalny z języka polskiego w nowej formule. Iluś tam speców od edukacji nad tym siedziało, by wreszcie stwierdzić, że część ustna polegać ma na prezentacji jakiegoś tematu, na którego przygotowanie uczeń ma czas około pół roku, zna przecież temat, może się tego nauczyć na pamięć. Dobra, niech będzie...
Na odchodnym tymczasem pewien facet o nazwisku Legutko, który mienił się być ministrem od edukacji wysunął propozycję, aby... matura odbywała się wedle starych zasad, czyli części pisemnej (tzw. wypracowania) oraz ustnej (losowanie kartek z trzema pytaniami) i odpowiedź na nie.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby ów były już ministerek nie narobił uczniom i nauczycielom totalnego bajzlu, rozszerzając jak tylko można listę lektur, jakie w szkołach przerobić należy. Przecież skoro konkretny spis funkcjonuje, nie ma zmiłuj, aby nie wypadało tego egzekwować?
Tym też sposobem giertychizm-legutkizm (nie mylić z marksizmem-leninizmem) przechodzi do absurdów historii polskiej oświaty.
Z pewnością jest to znacznie ciekawsze do rozgryzienia niż propozycja, jaką składa nowy rząd, który przymierza się do likwidacji kuratoriów, będących niczym innym jak politycznym ramieniem władającej krajem ekipy. Może to i słuszna koncepcja, szczególnie wygodna dla dyrektorów szkół, bo ci za dokładnie nie wiedzą co począć ze sobą, kiedy mają nad sobą dwuwładzę. Z jednej strony przecież owo kuratorium, z drugiej kierownictwo z magistratu. A jak jeszcze przyjdą sprzeczne dyrektywy, wspominać nie trzeba.
W każdym razie, sympatycznie jest, niekoniecznie uczniom.

Sphere: Related Content

Unforgiven

Yaro (ten od byłego premierowania) powinien zająć się pisaniem scenariuszy. Najlepiej gdyby przygotował coś takiego dla Monty Pythona, bo poziom dowcipu ku temu wyjątkowo ostro zmierza.

Jak inaczej wytlumaczyć jego ostatnie stwierdzenie, iż ma nadzieję, że Bóg mu wybaczy koalicję z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin?

Niech już ów koleś da spokój z totalnym omamianiem moherów i wyznawców Jego Moherencji. Na dodatek, niech Boga do takich spraw już nie miesza. Już i tak wystarczająco namieszał. Zresztą komu on wybaczyć raczył, ten nienawiścią ziejący...

Sphere: Related Content