Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

piątek, 26 października 2007

Strażnicy twoja mać

Po przegranych wyborach - jak donoszą niekoniecznie dobrze wtajemniczeni - Kaczyński-prezydent pobił Kaczyńskiego-premiera za jego nieskuteczność. Yaro mógł odnieść większe obrażenia, ale rozdzieliła ich mama...
Tyle powyborczego humoru, chociaż znacznie lepszy styl prezentuje Yaro-przegrany od Yaro-dumnego. Cudne wręcz wieści ujawnia właśnie Brat Mniejszy Mniejszy w wywiadzie, jakiego udzielił "Rzeczpospolitej". Kurde, ubaw po pachy: - Po pierwsze, moja wpadka w debacie z Tuskiem. Poszedłem na nią wymęczony, trochę chory i jednocześnie nieprzygotowany. I skończyło się źle. Druga sprawa – to, że Aleksander Kwaśniewski swym zachowaniem odebrał LiD trzy – cztery procent poparcia i dorzucił je PO. Sądzę też, że zaszkodziła nam sprawa Beaty Sawickiej. Trzeba było dać sobie z tym spokój. Ale Mariusz Kamiński sądził, że jeśli ujawni kulisy akcji CBA już po wyborach, to nikt tego nie usłyszy.
Po takim podsumowaniu zacząłem odczuwać odruch moczopędny. Jak to bowiem jest, że Yaro miałby być nieprzygotowany, jakiś wymęczony? Pamiętam dokładnie, że w dniu debaty Tusk bawił jeszcze w godzinach wczesnego popołudnia kilkaset kilometrów od Warszawy na spotkaniu wyborczym a Yaro okazywał się nieuchwytny. Poza tym jak ktoś się już zawodowo bawić chce w politykę, w nocy można go budzić a osobnik taki wyrecytuje wszystko zgodnie ze swoimi przekonaniami, na dodatek z odpowiednim komentarzem. O Olku Spromilonym - może w pewnym sensie i rację - tak obiektywnie - Yaro bym przyznał, gdyby nie elokwencja Kwaśniewskiego, który (nie tylko wzrostem) o głowę przerastał premiera. Ale za to z opowiastką o akcji CBA przeciwko ex-posłance Sawickiej wyżej przedszkola sięgać nie powinien, bo to nawet osobie działającej - niestety - z tak niskich pobudek nie przystoi.
Kiedy do tego dorzucimy jeszcze: - Nasza partia, w porównaniu z PO, w ostatnim okresie była rozmemłana, była partią szalejącego liberalizmu, który musi zostać ukrócony - mamy pełen obraz frustracji. Dziwnie to powyższe zdanie kojarzy mi się z tak zwaną samokrytyką, jaką partyjni towarzysze składać musieli przed kolektywem w przypadku naruszenia norm marksizmu-leninizmu. A wystarczy - szanowny Yaro - wyspowiadać się przed swym guru Tadeuszem, z zawodu ojcem, niedoszłym przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Nieprawdaż? A jak pojawiają się opowieści o żądzy powrotu do władzy i rozliczaniu zwycięzców z ich obietnic, śmiech tylko może ogarnąć.
Któż przecież tyle obiecywał (już nie będę się powtarzał, zapraszam do jednego z wcześniejszych postów)?
Dorzućmy jeszcze układy (za Bieruta: zaplute karły reakcji) i oligarchów (kułacy), możemy przestać mówić o partii prawicowej, bo ma to tyle wspólnego ze sobą, co zwyczajny burdel z dziewictwem. Przeca to bolszewizm (nie mylić z socjalizmem) czystej wody, a co najmniej komunizm.
I cosik jeszcze na zakończenie. Ostatnio dziecię moje dostało do napisania wypracowanie zatytułowane mniej więcej tak: Czy współcześnie istnieć może pojęcie patriotyzmu? Stwierdziłem, że tak, ale od razu wykluczyłem z tego grona Braci Mniejszych. Za owo rozliczanie, tropienie, knucie.
Będzie tak, że jeżeli w jakiejkolwiek dziedzinie coś nie będzie po myśli koalicji PO-PSL plus (niekoniecznie oficjalnie) LiD - Jedyni Prawi i Sprawiedliwi będą się cieszyć, a nawet dopomagać żeby nie wyszło. Może to nieco górnolotne, ale własne dobro z pewnością przerastać będzie w ich przypadku to, co nowa władza planuje zmienić.
I jeszcze jeden detal - chcą pilnować by była nadal IV RP.
Panowie i panie z PiS, ten kraj nazywa się Polska.

Sphere: Related Content

Zawód dyrektor

Kilkanaście dni na stanowisku i z kilkadziesiąt tysięcy złociszy odprawy - to sposób na wzbogacenie swoich, oczywiście Jedynych Prawych i Sprawiedliwych. A jeżeli ma się człowieka, który jest zasłużony dla rodziny, tym bardziej wypada go jakoś uhonorować...

Znany z taśm Renaty Beger, niekoniecznie estradowy artysta, Wojciech Mojzesowicz - od rolnictwa jeszcze minister, właściwie tak już na wylocie dokonuje nominacji, i to nie byle jakiej. Na stanowisko prezesa Agencji Nieruchomości Rolnych powołuje partyjnego koleżkę Grzegorza Piętę. Niby nic, bo poprzednika spuścił, gdyż podobno stracił do niego zaufanie. Teraz obaj dostaną odprawy. I niech czołg po mnie przejedzie, jeśli uwierzę w słowa Mojzesowicza, że obaj panowie dostaną odprawy jedynie trzymiesięczne (Pięta za kilkanaście dni na stanowisku).

Minister od rolnictwa, który już dawno winien stać się celem CBA, najpewniej postawił, bo Piętę zna dokładnie. Życie swe z nazwiskiem Mojzesowicz związał. Lata całe dyrektorował u siostry Wojciecha M. - Jadwigi Mojzesowicz-Bilewskiej, prezesa Ortis S.A., czyli drukarni, kiedyś państwowej zwanej Prasowymi Zakładami Graficznymi.

Na dyrektorowaniu się tenże Pięta zna, bo był i dyrektorem generalnym Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy oraz dyrektorem Wydziału Organizacji i Nadzoru tegoż urzędu. Ma zatem predyspozycje na zawód wyuczony - dyrektor. Gdyby można było, powinni mu wpisać do dowodu osobistego.

I niech mi zatem nikt banialuk nie próbuje wcisnąć o idei tanim państwie. Bardziej skojarzyć się to może z piosenką: My jesteśmy tanie dranie...

Sphere: Related Content

czwartek, 25 października 2007

Ślimaczki z przyspieszeniem

Pragnienie w Jedynie Prawych i Sprawiedliwych nie zostało zaspokojone, bo Sprite (czytaj: wyborcy) nie spełnili ich oczekiwań. Jawić się jednak to grono zamierza jako właśnie uczciwe, tyle tylko, że uczciwość nie za bardzo idzie w parze ze szczerymi intencjami.
Nie pomnę ile to czasu minęło, kiedy odwołano niekoniecznie wybitnego sportowca o letnim nazwisku ze stanowiska ministra od sportu, który urządzał sobie imprezę na koszt podatników i podobno (piszę tak, bo przecież sąd go jeszcze za winnego nie uznał, czym różnię się od niejakiego Ziobro) wziął w łapę grubszą forsę. Brother Mniejszy pozbawił go stanowiska, ale z przedstawieniem zarzutów prokuratorskich dziwnie długo się wstrzymywano. Ex-minister Tomasz Lipiec, mimo że nie zamawiał budzenia, wyrwano go z domowych pieleszy, jednak do niego CBA przyszło godzinę później niż zazwyczaj (cóż za wyrozumiałość wobec SWOICH). I zupełnie dziwnym trafem sportowny chłopak nie został zatrzymany przed wyborami, w przeciwieństwie do byłej już posłanki PO, którą zatrzymano tuż przed niedzielą, 21 października.
Widać - kiedy prawo lubi się ślimaczyć, a kiedy przyspieszać. Całe szczęście, że sprawiedliwość i tak już nastąpiła. Przynajmniej w teorii, bo na praktykę przyjdzie poczekać do czasu, gdy rzeczywiście ze stanowisk ustąpią.

Sphere: Related Content

Braciomałostkowe wojowanie

Może będę wyjątkowo monotematyczny, ale widzę, że towarzystwo spod znaku PiSuarów NIGDY nie pogodzi się z faktem, iż ich chora wizja RP4 .0 miała w oczach większości społeczeństwa zerową szansę na jakąkolwiek kontynuację. Trzeba teraz zatem odwetu za utracone szanse na zrealizowanie swych psychopatycznych planów.
Ktoś pewnie powie, że mocno przeginam takimi określeniami. Niech zatem przypomni sobie liczne akcje CBA, upolitycznienie mediów publicznych, prowokacje łapówkarskie (mniej lub bardziej udane), wyborcze obietnice, jakie nie miały szanse na spełnienie, brak reakcji na Rydzyka obrażającego prezydencką rodzinę, konflikty dyplomatyczno-gospodarcze z Rosją i Niemcami, krytyka decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy lustracyjnej. Kolejne przykłady można tylko mnożyć. Pewnie każdy byłby w stanie dorzucić przynajmniej kilka innych.
I na ten właśnie pasztet, zdegustowany premier Yaro odzywa się takimi słowami: - Możemy w tej chwili opierać się o doświadczenie dwóch lat opozycji, no niebywale wręcz radykalnej, brutalnej, niestety łamiącej zasady kultury. Wytoczymy teraz szereg procesów, bo nie chcieliśmy tego robić, kiedy byliśmy przy władzy, ale kiedy jesteśmy w opozycji, mamy rozwiązane ręce.
Mają zatem być procesy za to, że obrażono PiS. Procesy przeciwko wszystkim, którzy nie zgadzają się z tymże ugrupowaniem. Znaczy - wojna, nie konstruktywna opozycja, jaka byłaby w stanie (to moim zdaniem najlepsza metoda na zdobycie elektoratu) pogodzić się z porażką i wytykać błędy ekipie przejmującej władzę. Ale to muszą być błędy merytoryczne, nie tylko pomówienia.
Nie przeczę, że za kilka miesięcy (być może) dojdzie do sytuacji, w której będziemy pukać się w głowę po decyzjach nowego rządu - koalicji PO-PSL. Taki wariant trzeba niestety również brać pod uwagę. Obym był w błędzie...
Kultura polityczna wymaga jednak, aby zwycięzcy pogratulować. Wypadałoby, żeby taki krok wykonał prezydent. Nie ma na to szansy, skoro apolityczny w TEORII prezydenciunio nie zareagował na to, że jego pracownik był głównym macherem kampanii wyborczej Prawych i Sprawiedliwych.
- Jeżeli Donald Tusk sobie przypomni, że jest w Polsce głowa państwa i musi się do niego odnosić z właściwym szacunkiem to wtedy może liczyć na to, że będzie i w drugą stronę odpowiednio traktowany. Oczywiście przedtem musi przeprosić - to kolejne słowa premiera (jeszcze), który przeczy jakoby istniało zjawisko braci Kaczyńskich pod względem politycznym. Przyznam, że przypomina mi to mentalność ze światka przestępczego, a najlepiej oddaje to cytacik z "Kilera": - Kto jest debeściak? Wąski jest debeściak. Powtórz!
Nie mam zamiaru jeszcze mocniej jątrzyć, nie czuję się aż takim specjalistą w tej dziedzinie jak Brothers Mniejsi. Liczę tylko na to, że nowy rząd JAKO PIERWSZY w historii po 1989 roku dokona czegoś, co nazywa się bilansem otwarcia. Niech wyjdzie wszystko, o czym pojęcia teraz nie mamy. O faktycznym dorobku Prawych i Sprawiedliwych.

Sphere: Related Content

środa, 24 października 2007

Pi(e)S ogrodnika

Wyjątkowo trudno rozstać się z Kaczylandem. PiS-meni, przyzwyczajeni wyłącznie do tego, by nie budować, ale jątrzyć, kolejny raz pokazali, że nie zamierzają pozostawić po sobie ładu, ale coś, co trzeba będzie zwyczajnie naprawiać...
Nie kto inny, jak jeden z głównych politykierów Jedynie Prawych i Sprawiedliwych - minister od obronności podrzuca przyszłemu rządowi kukułcze jajo. Tuż po wyborach okazuje się, że Aleksander Szczygło postanowił o przeniesieniu z Bydgoszczy do Warszawy dowództwa wojsk specjalnych. Bo takie miał widzimisię, bo uzasadnienia decyzji zwyczajnie nie ma.
Tym też sposobem w stolicy znaleźć się ma jednostka, która - to tylko moje zdanie - znacznie lepiej mogłaby funkcjonować w okolicach, gdzie istnieją faktyczne okręgi wojskowe. Tak się składa (co tajemnicą dla nikogo nie jest), że w Polsce istnieją: Śląski Okręg Wojskowy z siedzibą we Wrocławiu oraz Pomorski Okręg Wojskowy we wspomnianej Bydgoszczy. O mazowieckim czy też warszawskim okręgu nie było mi dane słyszeć.
Wychodzi więc na to, że odchodzący minister zamierza po prostu dać upust swej niechęci do tego, który najprawdopodobniej wróci na stanowisko szefa MON - Radosława Sikorskiego. Sympatią (co również tajemnicą nie jest) panowie się nie darzą.
W ostatniej minucie rządów należy więc narobić bałaganu, by potem przejść do opozycji i krzyczeć. Ot i PiSpolityka.

Sphere: Related Content

wtorek, 23 października 2007

Się kończy klasa zero

Leszek Miller powiedział onegdaj, że mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy...
No i czego się można było spodziewać po tych, od których aktualnych stanów psychicznych miało być uzależnione całe społeczeństwo. Oj, nie mogą pogodzić się z oderwaniem od koryta, bezkarności w rzucaniu oskarżeń i prób narzucania kaczyzmu.
Yaro (jeszcze premier, obecnie bardziej zwyczajny frustrat) pyskował w Polskim Radiu, narzekając na wyborcze wyniki.
- Decydująca była debata, to znaczy trzeba było albo postawić na debatę i być dobrze wypoczęty i przygotowany, albo też po prostu od tej debaty się uchylić. Każdy z tych sposobów dałby na pewno inny wynik wyborów - tak w swej mądrości orzekł Yaro.
Nic tu nie pojmuję. Toż przecież bardziej skacowany (czytaj: zawirusowany) winien być Olek. A tu pojawiają się jakieś aluzje o zmęczeniu. Dziwne mam skojarzenia, ale z sytuacji tej może wynikać, że pewnie sama decyzja Jedynych Prawych i Sprawiedliwych o ogłoszeniu wyborów wykonany został po spożyciu sporej dawki napojów wysokoprocentowych. Pewnie też z tego powodu - ze względu na ograniczoną poczytalność - same wybory uda się jeszcze unieważnić.
Wśród licznych absurdów, jakie padły podczas owego wywiadu dało się usłyszeć, że PiS przegrał, bo zmobilizowano najmłodsze pokolenie wyborców. Nie ma powodu, by dziwić się kawalerowi, który pojęcia nie ma, że to dzieci, nie Moher-FM są przyszłością tego narodu i na nich, nie na wspominki, wymachiwanie szabelką w kierunku Giermańców i Moskali, ale na podaniu im ręki ten świat polega, w którym (dodatkowo) lustracja nie jest gatunkiem kiełbasy na jaką stać każdego a akcje CBA nie zastąpią godziwego wynagrodzenia zbliżonego choćby do tzw. średniej krajowej, którą - rzeczywiście - otrzymuje znakomita mniejszość społeczeństwa.
PiS-menom nie pomogło straszeniem jakimś 13 grudnia, jaki -mimo że byłem wówczas gdzieś w okolicach szkoły średniej - jest prehistorią. Nie pomogły oligarchie, układy, haki, korupcja i inne tanie hasełka. Nie pojęli, że kraj ten nie oczekuje wiecznego poszukiwania męczenników, że mentalność ludzi się zmienia wraz z cywilizacyjnym postępem. Ten świat polega nie na walce, ale na podaniu sobie ręki. Przecież bez względu na uprzedzenia światopoglądowe dogadać się można z każdym. Wyjątek w tej Wieży Babel stanowi nie kto inny, tylko PiS. Wojujący wiecznie.
Yaro - mimo ewidentnej klęski - szczeka niczym Kurski za najlepszych lat, oczerniając teraz personalnie choćby Brosiława Komorowskiego (PO) i stawiając swego Brata Większego jako kogoś w rodzaju zbawcy: - Czy prezydent będzie chciał brać odpowiedzialność za taki rząd, jaki tutaj będzie powołany, jeżeli na przykład ministrem spraw zagranicznych będzie ktoś, kto nie zna języków obcych, no to prezydent na pewno będzie chciał się od tego jakoś zdystansować.
Mimo że wyjątkowo sceptycznie podchodzę do wyborczych zwycięzców, wypadałoby temu, który języka polskiego (nie wspominając o dykcji zbliżonej jedynie do mowy ojczystej) za dobrze nie zna ("nie daliśmy rade" - o wyborczych wynikach) zwyczajnie zamilknąć. Ileż to języków obcych Yaro zna? Może coś z polskiego. I to by było na tyle w tym temacie.
Mało tego, trzeba jeszcze było dorzucić kilka słów o najprawdopodobniej przyszłym premierze: - Niektórzy rozmówcy pani Merkel dochodzili do wniosków po rozmowach z nią, że pewien bardzo znany polski polityk ma u niej pozycję chłopca na posyłki. Ja nie powiem, o kim mówię, każdy może się domyśleć.
Kiedyś PZPR pewien zacietrzewiony polityk określił: Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji, myląc Rosję ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich...
Frustrat nie potrafi pojąć jak to się stało: W demokracji zdarzają się błędy, ale skoro taki błąd się zdarzył, to teraz będziemy cztery lata żyć w błędzie.
Dziś jeszcze nie zaprzeczę temu stwierdzeniu, jednak wolę układać najtrudniejsze puzzle niż wiecznie je rozrzucać.
LeszekMiller okazał się prorokiem...

Powyższy tekst w wersji dla informatyków:
RP 4.0 w wersji beta okazała się niestabilna i 21 października wypuszczono serwis Pack II do RP 3.0

Sphere: Related Content

Normalniejemy?



rys. Marek Matyjasik

Sphere: Related Content

poniedziałek, 22 października 2007

Cóż poczną?

Giertych, Lepper i wielu innych, którzy jakoś tak przyzwyczaili się do życia w sejmowych ławach i do poselskich przywilejów, immunitetów teraz będą musieli zmienić swe życie. Romcio Sztywny zapowiedział otwarcie kancelarii prawnej. Pewnie klientów mieć będzie, choćby z tego powodu, że poszukujący adwokata zechcą zobaczyć pana co to mundurki do szkół wprowadził. Ale jest sporo takich, którzy uczciwą robotą nigdy się nie splamili...
Jak bowiem ująć pewnego pana (bodajże z LPR). Oświadczył on bowiem, iż nie boi się żadnej pracy, a był nawet "pomocnikiem konserwatora ogrodnika". Nie dość, że wiem jakich ludzi mieliśmy w Sejmie minionej kadencji, na dodatek zielonego pojęcia nie mam jak się - wedle określenia tego zawodu - konserwuje ogrodnika.
Pewnie w swej niewiedzy pozostanę.

Sphere: Related Content

Mój błąd. PiSland trwa...

Przyznam się, że dopiero dziś mogę jednoznacznie stwierdzić: PiSland, Kaczyland (nazwa zresztą obojętna) nie do końca zniknął i za szybko nie należy spodziewać się jego rzeczywistego zakończenia tej formy ustrojowej. Nie inaczej, skoro jeszcze nawet mowy nie ma o jakiejś koalicji, nie wspominając już o sformowaniu rządu, a Brat Mniejszy Większy zapowiada blokowanie ustaw, jakie zostaną przygotowane przez nowy parlament. I tym też sposobem apolityczny prezydent jawnie sprzeciwia się większości tych, którzy wybrali inną od kaczej opcję.
Mało tego, widać, że odejść trudno i trzeba jeszcze coś namieszać, choćby z wynikami wyborów. Jakim to dziwnym sposobem tak długo do Państwowej Komisji Wyborczej trafić nie mogą głosy z Wielkiej Brytanii (większość z nich dla PO)? A z takich Stanów Zjednoczonych, gdzie PiS wygrało jakoś głosy dotarły. Ministerstwo Fotygi Zagranicznej - jak na moje - zwyczajnie się ociąga zgodnie ze stwierdzeniem Yaro: Raz zdobytej władzy nie oddamy.
Oddać faktycznie ciężko, skoro - wbrew obowiązującej Konstytucji - PiSiulki wymyśliły sobie, by to prezydent miał prawo wyboru ministrów tzw. resortów siłowych. Ot, jak ciężko rozstać się z ową władzą. Mało tego, próbowali unieważnić wybory ze względu na przedłużającą się ciszę wyborczą. Nie wyszło, gdyż byłoby to niezgodne z prawem.
I tak to wyglądać będzie nadal. Interpretowanie prawa, naginanie go, bojkotowanie lub wetowanie decyzji rządowych. To pozostanie, bo tyle jeszcze mogą - tradycyjnie prowadzić destrukcję. Budować przecież nie umieją.
Kaczyland zatem pozostaje. Pospieszyłem się - mój błąd.

Sphere: Related Content

niedziela, 21 października 2007

The End Of PiSland

Zasady zobowiązują, więc nareszcie wykonajcie to, co zawarto w nazwie - Przeproście i Sp...
- 21 października skończyła się IV Rzeczypospolita - tak skwitował wyborcze wyniki Aleksander Kwaśniewski. I trzeba przyznać mu rację choćby w tym przypadku, bo jeżeli chodzi o jakiś tajlandzki wirus, mam pewne obiekcje.
Wyborcy dali wyraz frustracji tym, co obiecywano dwa lata temu, a tym, czego dotrzymano. A przecież taki prawdomówny Yaro Kaczyński mówił wówczas: Dla mnie, raz dane słowo, jest święte... I co z tego zostało? Pewnie sterta papierów, których nie da się użyć jako zamiennika toaletowego.
Ale nic to, po ogłoszeniu wyborczych wyników, w których zwyczajnie jego chora wizja kraju tego w gruzach legła, nadal Yaro się odszczekuje. Skuruplatnie odnotowałem fragmenty jego wypowiedzi, gdzie obwinia albo oczernia np. media o przegraną:
- "Fakty i mity", które zatrudniało zabójcę księdza Popiełuszki. I tu już redakcja owej antyklerykalnej (nie antykościelnej) gazety mogłaby skierować sprawę do sądu o publiczne głoszenie nieprawdy. "FiM" Grzegorza Piotrowskiego nie zatrudniały, a tylko jeden raz w tym tygodniku opublikowano jego tekst. Dodajmy do tego: "manipulacja medialna", "wielka manipulacja się udała" (to o mediach). Dorzucić jeszcze warto "sukcesy w polityce międzynarodowej" i mamy obraz sfrustrowanego wizjonera, któremu naród nie zaufał.
Gdyby tego było jeszcze mało, Yaro w swym zniechęceniu do medialnej nagonki na jego chore pomysły oświadczyć raczył o wynikach wyborczych: "Coś jest dziwnego w tych obliczeniach". Faktycznie, jest. Z pewnością to, że nikt nie spodziewał się aż takiej mobilizacji tych, którzy ruszyli do urn. Frekwencja przekraczająca 55 procent, przy tumiwisizmie, jaki dawał się wielokrotnie odczuć, pokazuje jak bardzo Bracia Mniejsi są kochani.
Mało tego, w swym zacietrzewieniu i wściekłości Yaro oświadczył o programie i obietnicach zwycięskiej Platformy Obywatelskiej: Będziemy rozliczać to, co zostało powiedziane.
Premiera Jarosława Kaczyńskiego zatem zacytujmy:
- Nie będę premierem, gdy mój brat będzie prezydentem.
- Nie będzie koalicji z Samoobroną.
- My w kolejnej kompromitacji i w otwieraniu Samoobronie drogi do władzy w Polsce uczestniczyć nie będziemy.
- Nie poprzemy nikogo z wyrokiem sądu lub przeciwko komu toczą się sprawy sądowe. To jest sprzeczne z ideałami PiS.
- Wybudujemy trzy miliony mieszkań.
- Wycofamy wojsko polskie z Iraku.
- Marcinkiewicz, to premier na całą kadencję.
- Zredukujemy administrację państwową.
Z rozliczaniem tym - mam nadzieję - zwycięzcom pójdzie dobrze. Czekają przecież w kolejce Macierewicz, Ziobro, Polaczek, Fotyga, no i starszy peronowy Gosiewski. Co bałaganu narobili co niemiara, być może są i następni.
A chłodno rzecz ujmując, liczę, że PO nigdy nawet nie przebiegnie myśl, by powołać do życia twór zwany POPiS. Śmiem twierdzić, iż byłaby to śmierć polityczna dla tej formacji.
No i nastanie nowy Sejm, tyle tylko, że jakiś smutny chyba on będzie. Gdzie posłanka Hujarska (po zmianie nazwiska - Hojarska), Lepper, Giertych, a przede wszystkim kurwiki w oczach - Beger i jej taśmy. Przynajmniej pod tym względem będzie jakoś nijako. A może jednak pojawią się kolejne tego typu postacie polskiego folkloru...

Sphere: Related Content

Moherkomisja

TVPiS - co graniczyło z cudem - w sobotę ciszy wyborczej nie naruszyła, ale za to niedziela...

Tylko w jednym z wydań tak zwanej TV Info (dawniej TV3) mieliśmy do czynienia z kuriozum, bo jak to inaczej określić, skoro za najważniejsze osoby w państwie uznaje się duchowieństwo. Najpierw Glemp, potem jakiś biskup, potem Nycz. Dopiero po nich pokazany Brat Mniejszy Większy, który opowiada o jakichś wartościach pomiędzy którymi wybieraliśmy. Mniejsza z tym.

Tak się złożyło, że kolega opowiedział mi dziś o swoich przeżyciach podczas spełniania obywatelskiego obowiązku. Najpierw wszedł do lokalu wyborczego i po podaniu dowodu osobistego dowiedział się, że nie mieszka tam, gdzie mieszka, chociaż na liście uprawnionych się znajduje. Dokonał lustracji osób w komisji zasiadających - średni wiek znacznie przekraczał tradycyjnego wyznawcę Moherowego Ojca, a orientacja w rzeczywistości wyborczej członków tejże komisji była wysoce ograniczona. Na tym nie koniec - kiedy już wreszcie udało mu się ustalić swe zameldowanie i prawną gotowość do głosowania nie mógł najpierw doprosić się zwrotu dokumentu (bo ten zaginął - po długich poszukiwaniach wśród członków moherkomisji odnaleziony) został dopiero zaskoczony - zapytano się go bowiem na kogo zamierza głosować, bo inaczej nie otrzyma kart z nazwiskami na posłów i senatorów. Wtedy diabeł w niego wstąpił i dał wyraz swemu niezadowoleniu, co pożądany skutek przyniosło. Karty otrzymał i zakreślił tych, na których zamierzał. Jak oświadczył, na pewno nie była to partia Braci Mniejszych.

Przypomniała mi się w tym momencie historia sprzed kilku lat, kiedy to dwóch jegomościów - zanim dotarło do lokalu wyborczego - nieco "spromilonych", zagłosowało, by po kilku minutach powrócić ze stwierdzeniem, iż spodobało im się to i chcą głosować raz jeszcze. Członkowie komisji nie wykazali się zrozumieniem i nie zezwolili na powtórkę.

A same wybory, ich przebieg pokazał totalną nieudolność tych, którzy je przygotowywali. Jak to bowiem możliwe, aby w Gdańsku oraz Pile, i to w kilkudziesięciu lokalach wyborczych zabrakło kart do głosowania. Mało tego, bywało i tak, że na takowych kartach nie było stempli zaświadczających o ważności głosowania. W Warszawie natomiast opóźniono czas głosowania o prawie 3 godziny. Dla mnie to po prostu skandal. Nie będę wskazywał palcem...

Sphere: Related Content