Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

sobota, 3 listopada 2007

Rżnijcie tę watahę

Ktoś się poznał na dyktatorskich zapędach ideologii kaczymu i nie za bardzo mu to się spodobało, więc odsunięto go od kierowania resortem. Odszedł na stałe, więc teraz nazywany jest zdrajcą.
- Zdrajca, który zachował się podle - oświadczył w swych ministerialnych konwulsjach (jeszcze) szef od obrony narodowej, niejaki Aleksander Szczygło. O kim? A o swoim poprzedniku Radosławie Sikorskim, bo ten raczył stwierdzić o odchodzącej ekipie rządowej: Jeszcze jedna bitwa i dorżniemy watahę.
Na dokładkę Yaro Kaczyński zapowiedział, że da przyszłemu premierowi jakieś haki na Sikorskiego właśnie. A Szczygło wyćwierkał o mało merytorycznych działaniach swego poprzednika na ministerialnym stanowisku, co związane było z obsadą stanowisk.
Niech zatem ów MON-owski szef wyćwierka jakież to były merytoryczne przesłanki, by w rangę wiceministra ubrać kogoś takiego jak Antek Policmajster Macierewicz? Jakież to dobro dla Polski z twarzy onego bije, jak na lata likwiduje się coś, co w każdym kraju jest niezbędne, czyli wywiad, a na dodatek ujawnia ich nazwiska?
Mało tego - jakiż to rząd z twarzą i Brat Mniejszy Większy na dokładkę, co podrzuca normalną świnię typując na otwierającego obrady Sejmu osobnika, który raczył oświadczyć, że coś takiego jak obozy koncentracyjne nigdy nie istniało? Takież o prawo i takaż sprawiedliwość.
Dorżnijcie tę watahę...

Sphere: Related Content

piątek, 2 listopada 2007

Putinada, kaczynada...

Kaczor Mniejszy jeszcze chce kąsać, bo nijak z porażką wyborczą pogodzić się nie może. Wystarczyła jedna z ostatnich (jego) konferencji prasowych jako premiera, by ewidentnie ukazały się kompleksy, a przede wszystkim brak jakiegokolwiek realizmu, o próbie choćby lekko krytycznego spojrzenia na samego siebie.
Radkowi Sikorskiemu się dostało. Skoro nie chciał grać w tej samej drużynie, co ekipa wyznająca Kaczyzm - jest wrogiem. Wyszło więc na to, że były minister obrony to człek mający jakieś uprzedzenia w stosunku do USA, zatem jego obecność w przyszłym rządzie - zdaniem Yaro Kaczyńskiego - to po prostu fatalna pomyłka.
Zastanawiam się czy (nie za bardzo lubianemu przeze mnie) Sikorskiemu odmieniło się na tyle po przejściu do PO, że stał się jakimś imbecylem? Jak zatem tak przenikliwy umysł w osobie premiera (jeszcze) nie wykrył zdrajcy w swym szeregu? Nie napiętnował? Żywym ogniem nie palił? Haka na niego nie znalazł? W dyby nie zakuł?...
Dalej jednak na swej konferencyji Złota (lecz obleczona patyną) Kaczka w obronę swą wzięła dwóch dziennikarzy, których policja przed oblicze sądu doprowadziła. "Gazetę Polską" oni reprezentują, czyli opcję jaką - wiadomo, więc sercu Yaro bliscy oni, a ci którzy do sądu ich podali to zapluci reakcjoniści pewnie w rękach układów i oligarchii jak mniemam. Bo to telewizja TVN przeca!
No i skoro siłą do sądu doprowadzono, gdyż na poprzednią rozprawę nie raczyli się stawić usłyszeliśmy z ust Yaro, że: - Do władzy dochodzi grupa, która stanowi realne zagrożenie dla demokracji, a potem: - Szykuje się putinada.
I teraz po pierwsze: wiem, że Brat Mniejszy Mniejszy ma zwyczajnie kompleks rosyjski, na dodatek obraża nie tak odległy od Polski kraj i stawia siebie w nadzwyczaj idiotycznym świetle, a w sumie i cały naród, świadomie dążąc do zaognienia stosunków międzynarodowych. A sam wspominał coś o czyimś amerykańskim kompleksie...
A po drugie, najważniejsze: Porażka pewnie już tak główkę poraziła, że nie za bardzo pamięta premieruńcio o swych niedawnych (i swojej świty) poczynaniach, kiedy to zatrzymywano co rusz obywateli, którzy grzecznie stawiali się na każde wezwanie sądu. Na nich policję polityczną zwaną CBA nasyłano, nie zwykłych funkcjonariuszy policji. W kajdankach, przed kamerami ich wyprowadzano na dodatek. O Barbarze Blidzie nie wspomnę.
I może jeszcze o moralności prawić będzie?
Oby to już konferencja ostatnia była.

Sphere: Related Content

czwartek, 1 listopada 2007

Lekturowe sprzątanie

Czy w Ministerstwie Edukacji nie można urządzić gabinetu osobliwości? Taki pomysł przedkładam. Jak sobie przypominam, każdy z szefów tego resortu palnął jakąś mniejszą lub większą gafę, podjął jakąś kontrowersyjną decyzję. Z pewnością i kolejny minister z czymś niezbyt mądrym wyskoczy, co spotka się z ostrą krytyką, więc będzie w stanie dołożyć i swoją cegiełkę do wspomnianego gabinetu...
Przerost formy nad treścią mieliśmy jednak w ostatnich miesiącach. O mundurkach już nie wspominam, bo sprawa tychże wdzianek w niebyt powolutku idzie - ma być tak, że dobrowolnymi one się staną, a decyzja o ich noszeniu lub nie zależeć będzie od rodziców i pedagogicznego ciała.
Pozostała jednak słynna sprawa kanonu lektur, jakie to uczniowie czytać mają. Sam jako z wykształcenia polonista stwierdzić mogę, że chyba tylko niektóre semestry swego nauczania mogły nieść ze sobą większą liczbę tak zwanych dzieł literatury do przeczytania. Tu jednak człek wiedział na co się decyduje i zmiłowania nie było.
Co z kolei ma powiedzieć dzieciarnia, której zarzucono do przerobienia kolosalne wręcz ilości stron, z którymi uporać się muszą? Dwie-trzy lekcje na omówienie lektury i zabieramy się za następną.
I ten właśnie wariant ma zostać zmieniony. Już dziś wiadomo, że giertychowo-legutkowe pokłosie (to właśnie nominuję do gabinetu osobliwości) ma stać się tematem debaty, gdyż choćby Polska Izba Książki czy Stowarzyszenie Nauczycieli Polonistów już protestują przeciwko nadmiernemu obciążeniu uczniów zbyt bogatym zestawem lektur. Poczekajmy zatem jaki w tej sprawie ruch wykonany zostanie, byleby tylko obietnice w niepamięć nie poszły.
Niestety, śmiem podejrzewać, że sprzątanie po ekipie Jedynie Prawych i Sprawiedliwych trwać nie będzie aż całą kadencję. Chociaż do roboty w tym względzie jest naprawdę zbyt wiele...

Sphere: Related Content

Bastion Kaczyzmu

Na jakąś godzinę przed premierową emisją w telewizji miałem okazję obejrzeć kolejny odcinek zrealizowanego przez Agnieszkę Holland serialu "Ekipa". Mimo że to political fiction, przyznam - idealnie oddaje ostatnie kocie ruchy kaczej odchodzącej władzy.
W serialu pracownicy premiera ogłosili strajk włoski przeciwstawiając się tym samym poczynaniom Sejmu. Posłowie bowiem forsują pomysł upolitycznienia urzędów państwowych, czyli najzwyczajniej w świecie - wywalenia na zbity pysk doświadczonych ludzi, którzy na tej robocie zęby zjedli, są fachowcami pełną gębą, polegać na nich można zawsze, a w zamian za nich wstawienie na ciepłe posadki swoich. Tyle tylko, że kiedy minie kadencja - dochodzi do całkowitej wymiany urzędników, a ci następni - jak to pięknie w filmie określono - będą niczym tabula rasa.
Coś w tym stylu wyczyniają właśnie Jedynie Prawi i Sprawiedliwi. Dziwnym trafem z Rady Bezpieczeństwa Narodowego odwołany został Bogdan Borusewicz, który zrezygnował ze współpracy z PiS-menami. Co ciekawe, we wspomnianej radzie nadal zasiadają pomazańcy Braci Mniejszych, choćby w stylu minister (jeszcze) od zagranicznych spraw - Fotygi (w jakiej roli poza zasiadaniem ona tam występuje, nad czym radzi, pojęcia nie mam). Mamy tamże jeszcze np. Religę i Dorna. A takową radę powołuje prezydent, więc może i tak bywać, że NIKT z przyszłego rządu w tej ekipie się nie znajdzie. Jeżeli dorzucimy do tego nominację Antka Policmajstra Macierewicza na sekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej, mamy komplet przejawu Kaczyzmu w czystej postaci. Niech zatem nikt nie mówi, że odchodząca ekipa nie wykonuje właśnie upolitycznienia najważniejszych funkcji w państwie.
Ciekawe czy na posiedzenie takiej rady zaproszony zostanie m.in. Radosław Sikorski, do którego mściwi Bracia Mniejsi obecnie wręcz nienawiścią pałają. Przewidywany na stanowisko ministra spraw zagranicznych człek o kluczowych sprawach dotyczących bezpieczeństwa kraju wiedzieć wszak nie tylko powinien, ale musi.
Kaczyzm jednak takich sytuacji pewnie nie przewiduje, bo zgodnie z jego ideologią najważniejsze jest niszczenie, nie budowanie. Dlatego pani Holland gratuluję.

Sphere: Related Content

I co, że agent?

Michał Boni do moich ulubieńców nie należał nigdy, a właściwie odczuwałem do niego pewną niechęć, podobnie jak do rządu, w którym onegdaj był. Nie w tym jednak rzecz, by od razu skreślać człowieka tak doszczętnie, bo z wiekiem raczej rozumu przybywa, nie ubywa (chociaż znam pewne wyjątki od tej reguły).
Teraz u Tuska miał objąć stanowisko ministra od pracy, ale wyznał, że współpracował z bezpieką, więc jakoś tak się dzieje, iż automatycznie kandydatem do tej funkcji być przestał. Zastanawiam się dlaczego, odrzucając na bok swe wszelkie do niego uprzedzenia.
Boni oświadczył w jakich okolicznościach był szantażowany i na dodatek zagrożono, że jego czteroletnia wówczas córka może trafić pod tak zwaną opiekę państwa. Proszę mi pokazać rodzica, który - chcąc ochronić dziecko - nie zgodzi się na takową współpracę. Pójdzie przecież na każdy z możliwych układów. A towarzystwo pod tytułem Kaczyland cieszy się niepomiernie.
Chciałbym zobaczyć jacy byliby mądrzy, gdyby ich dosięgnął wówczas taki los...
Zresztą lepiej chyba zatrudnić kompetentnego byłego agenta niż politruka, który jeno krzyczeć umie.

Sphere: Related Content

Kaczor - Donald 1:0

Gdybym chciał użyć sportowego nazewnictwa, obstawiłbym właśnie taki wynik w starciu pomiędzy prezydentem a przyszłym premierem. Niestety, w przypadku Brata Mniejszego Większego (podobnie zresztą jak w stosunku do pozostałych PiS-menów) trzeba podjąć walkę wedle ich reguł i na próbę ataku odpowiadać po prostu ciosem, na dodatek powalającym.
Dziwię się więc Tuskowi, że z jego ust padło słowo przepraszam na okoliczność choćby jego wypowiedzi mówiących o braciach K. grających w tej samej drużynie mimo faktu, iż prezydent winien być apolityczny.
Przyszły premier powinien zatem zażądać, by Lech Kaczyński cały naród przeprosił za swe zachowanie w USA przed wyborami, gdzie urządził totalną agitkę na rzecz PiS. I nawet słowem lider PO nie winien wspominać, do swej głowy nie dopuszczać, aby miał sam za cokolwiek przepraszać.
Ostatnie dwa lata jednoznacznie pokazały, że Jedynie Prawym i Sprawiedliwym wystarczy dać brud zza paznokcia, a zeżrą całą rękę. Nie inaczej się stało w tym przypadku. Kiedy Tusk rzekł o jakichś przeprosinach, natychmiast pojawiły się kolejne roszczenia, a - śmiem twierdzić - przyjdą następne. Byleby udowodnić swoje wydumane racje i pokazać małostkowość. A było pokazać gest Kozakiewicza.
Czekam tylko na dzień, kiedy w nowym Sejmie dojdzie do głosowania nad powołaniem komisji mających zająć się śmiercią Barbary Blidy, skorumpowaniem byłej posłanki PO i aferą dotyczącą próby wręczenia łapówki Jondrkowi Lepperowi. Czy w tym przypadku PiS-meni będą nadal tak butni? Liczę, że rura im zmięknie, i to wyjątkowo mocno, a winni trafią za kraty.
Wtedy pogadamy o sondażach poparcia dla politycznych partii i o tym kto kogo winien przeprosić.

Sphere: Related Content

wtorek, 30 października 2007

Apolityczność z proroctwem w tle

O tym, że najpierw pojawia się sztuka przez duże S, a dopiero potem życie przekonałem się niejednokrotnie. Jak bowiem inaczej określić słynne słowa Nuty z "Vabanku": Podsłuchowywać, podsłuchowywać...

-...są pewne formy grzecznościowe, których winny dotrzymywać obie strony. Ja mam cały zestaw wypowiedzi Tuska, które są po prostu obelżywe wobec mnie.
- Tusk powinien najpierw przeprosić?
- Nie mówię, co ma zrobić. Jeśli ma zostać szefem rządu Rzeczypospolitej, to sam powinien wiedzieć.
To niewielki zaledwie fragment wywiadu, jakiego prezydent udzielił gazecie pod tytułem "Rzeczpospolita".

No i znów wszystko jasne - zacietrzewienie, niemożność pogodzenia się z porażką i (przede wszystkim) tradycyjne szukanie haków. W inny sposób ująć tego nie można, jeżeli - jak by na to nie patrzeć - głowa państwa zbiera wypowiedzi zwycięzcy, by je w jakiś sposób wykorzystać. Chyba takie postępowanie niegodnym jest z wyznawaną wiarą, gdzie wiecznie wspomina się o miłosierdziu. Być może w grę wchodzi wyłącznie Stary Testament. Tam rzeczywiście - oko za oko...

O apolityczności prezydenta już nawet wspominać nie warto, bo sam niezbyt przychylnie odnosi się do nowej koalicji: Gdyby to ode mnie zależało, to dla mnie najlepszą koalicją dla Polski, mającą większość pozwalającą zmienić konstytucję, byłaby koalicja PO – PiS. Z uwzględnieniem tego, że te wybory wygrała Platforma.

I mógłbym tak cytować dość długo, tylko właściwie po co? Apolityczność prezydenckiego urzędu jest taka, jak widzi ją każdy. Znów sztuka okazała się prorocza.

Sphere: Related Content

Na odejście...

Jeżeli nic się nie zmieni, do czasu zmiany władzy nie będzie już polskich Sił Zbrojnych, dowództwo zostanie doszczętnie zweryfikowane i odesłane na zieloną trawkę, a i żołnierze powyżej szeregowca - zdegradowani...
Scenariusz ten jest jak najbardziej możliwy, skoro minister od obronności wyraził chęć mianowania na sekretarza stanu w kierowanej przez siebie instytucji niejakiego Antoniego Macierewicza. Decyzja - ze wszech miar polityczna, mająca jedynie na celu dopieprzenie nadchodzącej ekipie, pozostawienie sporego g..., w które wdepnąć trzeba będzie.
Nie bez przyczyny taka sytuacja wydaje się być prawdopodobna, skoro w destrukcji ów polecany przez Szczygłę do nominacji wydaje się być lepszy od Braci Mniejszych. Dziwnie przecież się składa, że w opinii międzynarodowej nikt pojąć nie mógł jak to jest możliwe, aby rząd ujawniał personalia swych szpiegów, i to bez względu na to czy byłych czy też obecnych. A tego właśnie dopuścił się Macierewicz, likwidując Wojskowe Służby Informacyjne. I teraz w swe ręce może dostać tradycyjnie rozumiane wojsko.
Pomny słów Olka Spromilonego z debaty z Bratem Mniejszym Mniejszym: Pan zepsuje nawet to, co pan już zepsuł, nie mam złudzeń, że jeszcze spory bałagan wykonany zostanie.
A zastanawiający jest fakt, iż ŻADEN z dotychczas przejmujących władzę rządów nie dokonał czegoś w rodzaju bilansu otwarcia, czyli jawnego raportu pokazującego co pozostawili poprzednicy. Oby wreszcie doszło do takiej inauguracji.

Sphere: Related Content

poniedziałek, 29 października 2007

Niekochani...

Powyborcze sondaże mniej już interesować mogą, mimo wszystko coś z nich wynika - niektórym łuski z oczu opadły. Pewnie po tym, co zobaczyli, kiedy już wyniki ogłoszono, gdy widać styl, w jakim przegrani ze swą porażką pogodzić się nie chcą, brnąc dalej w jakieś zapowiedzi rozliczania, odwetu. Ich kultura osiągnęła też wyjątkowo niski poziom, skoro prezydent żąda przeprosin od przyszłego premiera za stwierdzenia o jednomyślności bliźniaczej. Jak Tusk nie przeprosi, Kaczyński nie złoży gratulacji na okoliczność zwycięstwa w wyborach. Mamy zatem do czynienia z mentalnością obrażonego przedszkolaka.
A pojąć nijak nie sposób jak (nie tylko w rozumieniu biologicznym) nie zgodzić się z szefem PO mając na względzie przedwyborczą wizytę apolitycznego (podobno) prezydenta w USA, gdzie Jedynie Prawi i Sprawiedliwi zdobyli przytłaczającą przewagę głosów. To pewnie był tylko przypadek...
Zachowanie się politycznych liderów pokazuje przynajmniej jak teraz odbierają ich wyborcy. Ci zbyt przychylnie nie spoglądają na Braci Mniejszych i ich janczarów, skoro z 32 procent notowania spadły im do 23 procencików. Tymczasem PO zyskało z 41,51 do 44 procent, a PSL poparłoby obecnie 11 procent (wyborczy wynik - 8,91). Spadek o około 1 procent (do 12) odnotowała lewica. Jakoś źdźbło w cudzych oczach PiS zauważa, natomiast kłody ogromniastej w swoim już nie...
Rozpacz nie tylko w PiS-owskich kręgach, ale również wśród elektoratu tychże. Jak to bowiem możliwe, by tak prokatolickie społeczeństwo nie raczyło wysłuchać grzmiących nawet w czasie wyborczej ciszy swych pasterzy? Gdzie podziały się te wszystkie intencje, modły, a na dodatek wytykanie obecnej jeszcze opozycji agresji, nieodpowiedzialności i zarzut namawiania młodych, by poszli na wybory (pewnie w IV RP prawa wyborcze miałyby być przyznawane po deklaracji obywatela, że głosować będzie na wiadomo kogo).
Prób wyjaśnień porażki było sporo, ale najtrafniej rzecz ujął Tadeusz R., z zawodu ojciec: - Teraz niekoniecznie trzeba mieć karabiny maszynowe, żeby kogoś zabić. My tego doświadczamy na co dzień, tych wszystkich oszczerstw, pomówień. To jest walka cywilizacji i to jest w całym świecie. Czy Polska tę próbę przetrwa? To zależy od naszej mocy. Polska jest szczególną areną walki. Szatan się uwziął na Polskę, bo to jest najsilniejszy kraj katolicki w świecie.
No tak, skoro szatan maczał tu swe palce i Bóg musiał interweniować. Wiadomo zatem już kogo kocha...

Sphere: Related Content

Zdrowaśkizm, gdy rozum śpi...

Niektórych pewnie zrażę do siebie tym, co poniżej, ale trudno...

"Zamiast przesuwać koraliki w palcach wciska się guzik "Kolejny", kiedy natrafiamy na koralki między dziesiątkami (kolej na "Chwała Ojcu") telefon wibruje. Dzięki temu możemy używać go dyskretnie w autobusie, tramwaju, gdziekolwiek. Komórka może być w kieszeni, wystarczy wyczuć klawisz (w zależności od budowy klawiszy, można czasem wyczuć je nawet od zewnątrz)".
To tekst instruktażowy do filmiku, jaki pojawił się w internecie. Chodzący, chadzający albo wcale nie przychodzący do kościoła mogą oddawać się modlitwie za pomocą telefonu komórkowego. Zastąpić on im może różaniec. Wcale nie robię sobie śmiechu, gdyż temat jest jak najbardziej autentyczny (niedowiarków odsyłam na stronę: http://www.artur.nsm.com.pl/mobilka/?id=15363).
Można sobie wybrać intencję, a jeżeli zapomni się kolejności, telefon wszystko przypomni. Niezbędny jest do komórkowej modlitwy specjalny programik, jaki za opłatą można sobie ściągnąć.
Zastanawiam się jednak nie nad ową nowością, ale nad sensem. Co właściwie ma oznaczać bezmyślne odklepywanie zdrowasiek? Czy nie lepszy jest choćby monolog, gdzie wierny zwraca się do Boga, ale swoimi słowami?
Pewnie to pozostałość. Historyczna zresztą - różaniec zaczęto przecież odmawiać nie za czasów Chrystusa, a w XII wieku jako modlitwę, która np. braciom zakonnym nie umiejącym czytać zastępowała odmawianie psalmów. Dorzućmy do tego spowiedź przed duchownym, która obowiązkiem stała się od 1215 roku.
Nijak pojąć nie mogę sensu wiary straszącej szatanem, piekłem, pełnej zakazów, których sami przewodnicy duchowi przestrzegać nie potrafią, na dodatek nie zachęcając wiernych do samodzielnego poszukiwania w tym, co podobno jest najcenniejsze, czyli w Biblii. Katechizm i zdrowaśki wystarczyć muszą.
Zresztą papież Pius XI jednoznacznie stwierdził:

"Gdyby wam kto głosił Ewangelię
różną od tej, którą [...] otrzymaliście
od pobożnej matki, z ust wierzącego
ojca, z nauki wychowawcy wiernego
samemu Bogu i Kościołowi -
Niech będzie przeklęty!”
.

O komentarz niech każdy pokusi się samodzielnie.

Mało tego, buszując po internecie natrafiłem na dość ciekawą ankietę. Jako że jest ona niezwykle długa, przytoczę tylko jedno z pytań, na które każdy niech udzieli szczerej odpowiedzi.

Które czynniki spowodowały, że przyjąłeś(ęłaś) swą religię? Możesz zaznaczyć kilka pozycji.
- Indoktrynacja ze strony rodziców
- Indoktrynacja w szkole
- Indoktrynacja przez otoczenie
- Potrzeba posiadania powodu, aby żyć
- Wrodzony konformizm
- Chęć, aby mi wskazano, kim gardzić
- Mój wymyślony przyjaciel dorósł
- Nie cierpię myśleć samodzielnie
- Chęć poznania dziewcząt/chłopców z kółka parafialnego
- Strach przed śmiercią
- Chęć wkurzenia rodziców
- Potrzeba oderwania się od pracy na jeden dzień w tygodniu
- Chciałem(am) być czegoś pewny(a)
- Lubię muzykę organową
- Chcę być ministrem/posłem/senatorem
- Chcę być ambasadorem w Watykanie
- Chciałem(am) poczuć się moralnie lepszy(a)
- Zmuszono mnie torturami
- Jałowiec stanął w płomieniach i mi kazał


Inkwizycja, krucjaty, palenie na stosach, pochwała faszyzmu, nieomylność papieży, celibat, seksualne afery, Radia Maryja. Wymieniać można długo, ale po co?
Teraz jeszcze na dokładkę religia w szkołach z obowiązkowym wpisem na świadectwie, gdzie młodzież tez przeżywa dobrowolny przymus, skoro podobno przedmiot ten do obowiązkowych nie należy. Tymczasem wypada poczytać sobie jakiekolwiek forum, na którym uczniowie jednoznacznie mówią jak wygląda owa dobrowolna edukacja:
“Jeden ksiądz wymagał ode mnie przyniesienia pozwolenia na niechodzenie na religię od mojego proboszcza (którego zresztą nie mam). Faktycznie, zero przymusu, pełna dowolność i równe traktowanie wszystkich. Już sam fakt, że religia w szkole istnieje, jest jedynie ładną metodą
wytykania palcami innowierców (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Wierzę w co wierzę, i nikomu, a zwłaszcza osobom obcym w szkole, nie muszę się z tego spowiadać”.
“W mojej byłej klasie 3 osoby chodziły na religię z wewnętrznej potrzeby (patrzta, się wzięłam i wywiad przeprowadziłam), 5 dlatego, że nie chciało być wytykanym palcami za to, że nie chodzą, a 17 dlatego, że im kazali rodzice. Mniemam, że w mojej obecnej klasie i innych jest podobnie”.


Za brzydkiej komuny był marksizm i leninizm. Teraz?...

Sphere: Related Content

niedziela, 28 października 2007

Czkaweczka demundurkizacyjna

Za karę wyborcy odsunęli Romana Sztywnego, bo z edukacji jaja sobie robił. Degiertychizacja i delegutkizacja pewnie z czasem stanie się faktem, chociaż sporo litrów artykułów winopodobnych na podzespołach siarkowych obywatele (zwani przez pewnego pana dziadami) w bramach pochłoną, zanim ich uczynki pójdą w prawno-legislacyjny niebyt. Powielanie - wzorem Chińczyków - jednolitego umundurowania to coś, co spędzać będzie długo sen z powiek. Tym bardziej szefom szkół, którzy pospieszyli się z tym posunięciem.
I sprawa ta się czkaweczką odbić może, skoro formowany rząd zapowiada, że jednoznacznie powie: won wspomnianym mundureczkom. Totalitarnie chcieli dzieciątka szkolne poubierać, by się dziatwa za bardzo nie wyróżniała strojami spośród rówieśników. Niestety, jak to jest, że biedny naród, co to uzależniony od psychiczno-emocjonalnych zachowań wybrańców był, musiał płacić z własnej kiesy za umyślone na górze pomysły. Demundurkizacja oświaty zajmie jednak nieco czasu, a z pewnością zdążyć się z tym nie uda do 2 grudnia, kiedy to wszyscy uczniowie odziani w te stroje być mają. Pewnie zatem kto nie zdąży się ubrać na chiński wzór, ukaranym zostanie, a dokładniej dyrekcja szkoły takowej, bo nie dopilnowała terminów. Problemik jednak w tym, że zaledwie miesiączek później – jak domniemywać można – nowy rząd przeforsuje zapowiedź swą o delegalizacji mundurków. To się właśnie nazywa paranoją.
A jeszcze cosik przydałoby się do tego paszteciku dorzucić – cóż poczną ci, którzy mundureczki już swym niebożątkom nabyć zdążyli? Jeżeli one w obowiązku noszenia nie będą, a kupili je w stanie dobrowolnego przymusu? Zwróci im wyłożoną mamonę kaczyńsko-giertycho-lepperowy rządzik upadły, czy też – o ile ktoś wystąpiłby do sądu z wnioskiem o ściganie za bezprawne np. wyłudzenie (bo chyba tak można określić mundurkową sprawę) – znów sprawa zrzucona zostanie na spadkobierców rządów Braciuni Maluśkich?
To nie jedyny absurdzik, jaki wraz z nowym szkolnym rokiem się pojawił. Bełchatów taki rygorem sobie stoi, szkolny rzecz jasna. Za zapomnienie przez ucznia tenisówek na zmianę, by po swej oświatowej placówce w ubłoconych glanach nie ganiał trza zapłacić jeden zeta, a w innej szkole brak indentyfikatora karany jest kwotą o połowę mniejszą. Jak ktoś kasy nie ma, odpracować swe roztargnienie może sprzątaniem.
No i kolejny dobrowolny przymus mamy, a niejaka inspekcja pracy zainteresować się owym procederem powinna, gdyż nieletniego do roboty zmuszanie jakoś tak niezgodne z czymś tam jest chyba. Jak robić nie chce, płacić ma, a gotówa na szkolne cele przeznaczoną ma zostać. Cel może i szczytny, jednak metody do życzenia wiele pozostawiają. Skądś ów dobrowolny przymus pamiętam...

Sphere: Related Content