Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

niedziela, 8 lutego 2009

Brat Wielki zawsze potrzebny. W imię czego?

Przestałem się interesować debilandem pod nazwą polityka, bo właściwie nie ma czym. Z jakiegoż to bowiem powodu miałbym podniecać się jakimś nowym image PiS-dzielców, który w praktyce porównać można do emerytowanej dziwki chcącej uchodzić za np. Dziewicę Orleańską (czy coś w tym stylu).
Dopiero dziś - po straszliwie długim czasie - coś mnie ubodło - pewna już chyba śmierć porwanego przed kilkoma miesiącami przez talibów polskiego geologa...
Nie dziwię się - z jednej strony - że polski rząd nijak nie zamierzał (i był w tej kwestii konsekwentny) płacić okupu za porwanego, bo, gdyby stało się inaczej, o czym już zresztą trąbiono, byłaby to zachęta dla porywaczy do kolejnych uprowadzeń. Ci wśród swoich żądań wysunęli również apel o to, by do Afganistanu nie wysyłano z Polski wojska.
Pojąć jednak nie mogę jak to mogę, że akcja wycofywania armii odbywa się w sposób nijaki. W czyje imię i z jakiego budżetu kolejni żołnierze trafiają na tzw. misje pokojowe?
Chyba odpowiedzi udzielić muszę sam: w imię dozgonnej przyjaźni z Wielkim Bratem zza Oceanu, który w zamian daje nam perspektywę zniesienia wiz wjazdowych do USA na tzw. święty nigdy, a i tak część tych, co tam wyrusza, jest zatrzymywana na lotniskach, trafia do więzień, gdzie traktowani są jak pospolici przestępcy, by później być odstawionymi na lotniska i wysyłani do kraju. Rząd polski w ogóle na takie sytuacje nie reaguje, chociaż nasi obywatele posiadają legalnie uzyskane wizy. Podobny przypadek z Islandczykiem zakończył się tym, że ambasador USA został wezwany na dywanik, a wkrótce amerykański rząd prawie na kolanach przepraszał za to zdarzenie.
Mnożyć by można i inne "dowody wdzięczności" amerykańskiej za polskie wojska wysyłane tam, gdzie trafia armia rodem z USA. Nie odczuwam jednak potrzeby.
Widzę jednak, że bez względu na polityczną opcję, rządy znad Wisły muszą posiadać jakieś oparcie w kimś silniejszym. Kimś, kto zawsze w dupę kopać będzie. Mieliśmy kiedyś ZSRR, teraz USA.

Sphere: Related Content