Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

sobota, 17 listopada 2007

W bastion kaczyzmu...

Uprzejmie proszę Pana Prezydenta o udostępnienie mi nieodpłatnie pomieszczeń w Pałacu Prezydenckim o metrażu minimum 300 metrów kwadratowych. No i jedno ważne, owe pomieszczenia koniecznie znajdować muszą się od frontowej strony obiektu i posiadać duże okna, ponieważ zamierzam na nich umieścić transparenty niekoniecznie pochlebne dla Pana Prezydenta i opcji przez niego prezentowanej. Prośbę swą motywuję tym, że mam takie widzimisię, a podstawą do takiego wniosku z mojej strony niech będzie fakt, iż na skinienie - bo przecież nie sądzę, by maczał Pan w tym swe ręce - nowego szefa komisji weryfikacyjnej do spraw Wojskowych Służb Informacyjnych dał mu Pan pomieszczenia do zgromadzenia w Pałacu Prezydenckim akt wspomnianych służb. Jako obywatel tegoż państwa mam chyba prawo do równouprawnienia, więc oczekuję na pozytywne rozpatrzenie mej prośby.
I na poważnie, chociaż w pewnym obłędzie powyższe wymyśliłem (ale obłęd ten jest i tak bardziej racjonalny od ruchów wykonywanych przez staczających się coraz mocniej po równi pochyłej Braci Mniejszych) każdy z obywateli mógłby wystąpić z wnioskiem o udostępnienie pomieszczeń w gościnnych progach tymczasowej siedziby niekoniecznie apolitycznego prezydenta. I niech mi nikt nie wytyka błędu, że wiezione nocą w tajemnicy archiwa WSI znalazły się nie dokładnie w Pałacu Prezydenckim, ale w siedzibie Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Między bajki nie bowiem zostanie włożone to, by Brat Mniejszy Większy o niczym nie wiedział.
Zastanawiać w tym wszystkim może tylko fakt: dlaczego tak pilnie, pod osłoną nocy, przewożono akta w inne miejsce? Do ostatniego bastionu kaczyzmu.
Wyjaśnienia, że w dotychczasowej siedzibie akta dusiły się z braku miejsca - moim skromnym zdaniem - nie trafiłyby pewnie do przedszkolaków.

Sphere: Related Content

Ścigacze do usług

Zróbmy łapankę w jakimś mieście, ale takim powyżej 200 tysięcy mieszkańców, z zatrzymanych wybierzmy tych, którzy urodzili się mniej więcej przed 1970 rokiem i wrzućmy do komory gazowej. Potem chyba będzie można wreszcie zlikwidować Instytut Pamięci Narodowej.
Nie namawiam nikogo do tak drastycznych posunięć. Przedstawiam tylko hipotetyczną sytuację, bo przecież każda z osób posiadająca odpowiedni wiek mogła być agentem. A zresztą na kogokolwiek z takich zatrzymanych coś się na pewno znajdzie.
Cóż się bowiem dzieje? Akurat w dniu, kiedy powołuje się nowy rząd, instytucja nazywana w skrócie IPN ogłasza, że rozpoczyna śledztwo w sprawie krzywd, jakich doznał onegdaj, za brzydkiej komuny, obecny marszałek Sejmu - Bronisław Komorowski. Skazanym był za opozycyjną działalność, a na pakę skazywał go... Andrzej Kryże, członek kaczego rządu w ministerstwie od sprawiedliwości.
Nic to, że Komorowski dawno temu mówił, iż do nikogo nie ma pretensji, sprawę puścił w niepamięć, bo takie były czasy. Nic to - ścigacze z IPN chcą się przypodobać nowej władzy. Mam nadzieję, że ta oleje z góry takowe działania.
Niestety, nie spodziewam się, by platformersi poszli po aż tyle rozumu do głowy, by ów IPN zwyczajnie rozwiązać. Wymiar sprawiedliwości cierpi podobno na braki kadrowe, sprawy ciągną się latami, a we wspomnianej instytucji siedzi sobie, na wyjątkowo ciepłych posadkach za minimum 5-6 tysiączków na miesiąc, ileś tam tysięcy (a może więcej) prokuratorów, którzy wniosą do sądu kilka spraw rocznie i już. Żeby było jeszcze śmieszniej, wiek owych ścigających jest mniej więcej równa rocznicy ogłoszenia stanu wojennego, więc o tym wydarzeniu towarzystwo to mogło sobie co najwyżej poczytać, nie przeżyć to. I ci właśnie są najmądrzejsi...
Szkoda, że ta instytucja istnieć nie przestanie. Jakaż byłaby oszczędność dla budżetu, no i likwidacja kolejnej placówki działającej na polityczne zamówienie.

Sphere: Related Content

piątek, 16 listopada 2007

Adios...

I stało się. Pierwszy Ptak Mniejszy nie ma już wpływu na rządy w państwie, więc będzie przez jakiś czas szukał wrogów wśród swoich. Jednak styl rozstania z władzuchną pozostawił wiele do życzenia. Stać go nie było na podanie ręki i osobiste pogratulowanie zwycięzcy. Obowiązek poklaunowania przekazał Edgarowi Peronowemu.
Na szczęście, że - gdy nowi ministrowie obejmowali swe urzędy - byli podwładni Yaro mieli na tyle rozumu, by z mniej lub bardziej wymuszonym uśmiechem wprowadzić swych następców w obowiązki. Chwała przynajmniej za to im, bo nie poszli w ślady premieruńcia.
Ale był pewien wyjątek. W sumie czego się spodziewać można było po owej osobie, szczycie niekompetencji, szefowej dyplomatołków? Nowy minister od spraw zagranicznych nie uświadczył swej poprzedniczki. Niejakiej Fotygi nie było. Pewnie nie miałaby nic do powiedzenia, bo pewnie nic nie wie. Łącznie z obyczajami. O dyplomacji nie wspominając.

Sphere: Related Content

Kali-filozofia

-Sfiksowałyście, boście dawno chłopa nie miały! - darł się Maks w "Seksmisji". I chyba miał rację, a bardziej coś przewidział, gdyż Jego Ekscelencja, ex-premier faktycznie, swe życie ogranicza chyba do knowań i szukania wrogów (na gorszych podwórkach), bo to go najbardziej podnieca.
Poza tym, że podejmie się jedynie krytyki, opluwania i wyrzucania z siebie steku absurdów. Tu się nie ma co oszukiwać - Bracia Mniejsi są jednym głosem, jednym ciałem politycznym. Stąd też krytyczna prezydencka ocena kandydatury Zbigniewa Ćwiąkalskiego na ministra sprawiedliwości, bo ten bronił Stokłosę czy Krauzego. Tym też sposobem z palestry wszelakiej należałoby wykluczyć setki adwokatów, ponieważ podjęli się obrony ewidentnych morderców, kanciarzy i maści różnej kryminalistów, którzy prędzej do obozów pracy za swe uczynki winni trafić, i to o chlebie i wodzie, a nie do zwykłego więzienia. Podjęli się obrony, bo taka rola adwokatów. To ich zawód. Ciekawe, że prawnik (podobno) z wykształcenia, jakim jest prezydent, nie wie o tak prostej regule. O odstawionym od władzy bracie jego - też prawniku - już wspominać w tym względzie nie trzeba.
I ta właśnie frustracja oczka małym ciałem i duchem osobnikom przesłania. Skoro naród od kierowania państwem odsunął jednego z nich, dając kredyt zaufania komuś innemu, trzeba go będzie oczerniać. A wszelkie przejawy braku subordynacji wśród swoich, karane będzie z całą konsekwencją. Ci, którzy raczyli mieć swoje zdanie, nie wodza, zostali zawieszeni w prawach członków Jedynie Prawych i Sprawiedliwych.
Widać, wychowanie w owych lepszych miejscach wydaje teraz swoje owoce. A posłanka Szczypińska (ksywa: Odtrącona Narzeczona), panie ex-premierze, nadal czeka. Tyle tylko czy na sfiksowanego czeka?...

Sphere: Related Content

Ręka pewnie by uschła

Mali to ludzie, i nie o wzrost tu chodzi, ale o mentalność. Do błędów przyznać się nie umieją, a i obyczajów wszelakich nijak im wpoić nie zdołano. Widać, na zbyt dobrym podwórku (a właściwie w domu, bo na owym podwórku niechciani byli) się wychowywali. I tego wychowania za grosz nie ma.
Jak to możliwe, żeby ustępujący z urzędu premier osobiście nie przekazywał swemu następcy stanowiska? Tak właśnie ma być, gdyż Tusk jednoznacznymi słowami się wyraził: - Dotarła do nas oficjalna informacja, że pan premier Jarosław Kaczyński nie będzie uczestniczył w przekazywaniu obowiązków i miejsca pracy.
Dlaczego tak właśnie stać się ma, nie wie nikt poza pewnym ścisłym gronem będącym już na wylocie. Ale i tak każdy jest w stanie dopowiedzieć sobie samodzielnie przyczyny takiego postępowania. Po prostu mikrość wzrostu przekłada się i na charakter, skoro aż do takich kroków używać trzeba.
Ciekawe tylko czy prezydentowi, który zobowiązany jest do uściśnięcia rąk wszystkim członkom nowego rządu i nominowanych ministrów oraz złożenia gratulacji, rączka nie uschnie. Szczególnie, kiedy wręczać będzie stosowny dokument temu, który sprawami zagranicznymi zająć się ma.
Obsesja na punkcie Sikorskiego ma nieco inny wymiar. Podejrzewać bowiem można, że niejaki Radosław niekoniecznie będzie wchodził - jak to czynili Bracia Mniejsi - w cztery litery (i to bez wazeliny) sojusznikowi zza oceanu. Jak na to nie patrzeć, Polska wysyła żołnierzy do Afganistanu i Iraku nie otrzymując w zamian nic. Gdzie owe obiecane kontrakty dla polskiego przemysłu zbrojeniowego i zniesienie wiz? I ten element najprawdopodobniej przez nowy rząd poruszony zostanie. Zakochanym w USA braciom nie w smak takie kroki.
Mniejsza z tym. Fakt jest faktem - porażka boli i do małostkowych główek pewnie długo ona nie dotrze.

Sphere: Related Content

czwartek, 15 listopada 2007

Mnie się nie podoba, weź ty...

Dziwne rzeczy w tym kraju się dzieją. Taki to niby dobry rząd był, taki fachowy, a teraz nie za bardzo się okazuje. Takież to fakty na jaw zaczynają wychodzić.
Gazeta o dźwięcznej nazwie "Rzeczpospolita" wyjawiła bowiem, iż PiS-uarowym ministerstwom jakoś zbyt mocno o rozwój kraju nie chodziło, a bardziej o swoje interesy. Szczególnie pod lupę wzięto te, które miały jakiś wpływ na gospodarkę.
Tyle się przeca o niejakim rozwoju przedsiębiorczości mówiło. A skoro tylko 25 procent istniejących w Polsce firm to własność państwowa, więc tę pozostałą część, dającą ludziom zatrudnienie, winno się szczególnie uszanować. I pokazano jak szanowano, skoro pierwotnie owa przedsiębiorczość przypisana była do Ministerstwa Skarbu, a później do Kancelarii Premiera. O sprawach emerytalnych najpierw decydował Dorn z imienia Ludwik, po nim trudnej sztuki opanowania przepisów wszelakich nauczać się musiał wicepremier Edgar Peronowy Gosiewski. Widać przynajmniej jaki to program gospodarczy funkcjonował. Takowych przykładzików mnożyć tylko można. Chyba szło tylko o to, że jak jednemu posiadane kompetencje się nie podobały, nie za bardzo sobie z nimi radził, dawaj - przesuńmy je na kogo innego, może o cosik pokapuje się w tym bajzlu. I nie bez przyczyny widać teraz dlaczego pod koniec kadencji tak mocno akcentowano stwierdzenie: Ten rząd musi trwać, nie działać.
Tylko działania dwóch: finansów i rozwoju regionalnego uzyskały ich pozytywną ocenę. Gospodarka i rolnictwo mają za sobą sukcesy, ale też ewidentne porażki. Pozostałych sześć, w opinii dziennikarzy albo wypełniały polityczne koncepcje partii, z jakich wywodzili się ich szefowie, albo okupowały się w swoich branżach.
Pozytywy - mimo wszystko - też były. Przypisano go Zycie Gilowskiej, która doprowadziła do tego, że za niespełna dwa lata dojdzie do obniżki podatków, no i (co z całym szacunkiem należy przyznać) resort od rozwoju regionalnego stanął na wysokości zadania, gdzie fachowo wykorzystywano unijne pieniążki.
Ktoś mógłby zapewne powiedzieć, że się czepiam, bo - jak powiedział znany ekonomista, zresztą spec od wszystkich dziedzin nauki, kultury i sztuki - Włodzimierz Iljicz Lenin: Tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi. Tyle tylko, że robić też coś należy, nie trwać.
To ostatnie słówko PiS-uary zaczerpnęły chyba od Tadeusza, z zawodu ojca. Ciekawe czy zażąda tantiem za autorskie prawa?...

Sphere: Related Content

środa, 14 listopada 2007

Król jest nagi !!!

Ile to byłoby 1,8 procent posła PiS? Przykładowo mógłby to być jeden Gosiewski i pół Cymańskiego albo cały Dorn wraz z Kaczyńskim? Trudno mi z kolei określić czy taki Kalisz to nie byłoby za dużo jak na 1,053 procent posła LiD. Pewnie w miejsce tego ostatniego wypadałoby wprowadzić do takich procentowych danych jednego Olejniczaka z kilkoma kanapkami na drugie śniadanie. Idąc tym tropem - ile Tuska w Tusku byłoby potrzebne do osiągnięcia 2,25 procent posła Platformy Obywatelskiej oraz np. takiego Pawlaka, by wyszło 1,03 procent parlamentarzysty tej partii. No i niech mi do cholery powie, jak dzielić? W poprzek? Od głowy, nóg? Gdzie ten skalpel przyłożyć?
To wcale nie jakiś matematyczny bełkot. To po prostu punkt widzenia frustratów, którzy nijak jeszcze nie mogą przełknąć tej gorzkiej pigułki, jaką postawiono przed nimi po 21 października, czyli po wyborach.
A poszło podczas posiedzenia Sejmu o sprawę obsady komisji do spraw służb specjalnych. Idąc tropem wyborczego hasła PiS-uarów mówiącego o tanim państwie, chcieli oni zaproponować, by komisja owa miała siedmiu członków (a za członkostwo w komisji takiej - jak pomnę - dodatkowe pieniążki są dla posłów). I trzy godziny debaty sejmowej minęło na wymądrzanie się przez Jedynie Prawych i Sprawiedliwych, by wreszcie uciąć dyskusję i przegłosować. PiS-uary chciały forsować opcję: 3 posłów PO, 2 PiS i po jednym LiD i PSL. Na to samo by wyszło, gdyż i tak byliby w mniejszości. Więc pojąć nie można o co właściwie poszło. Pewnie o ich zasady. Zasady taniego państwa.
A ów dylemat, jaki mam do tej pory odnosi się do słów Edgara Peronowego Gosiewskiego, który stwierdzić w trakcie posiedzenia sejmowego raczył: - PO powinna mieć w komisji 2,25 posła, PiS 1,8, LiD 1,053 a PSL 1,03.
I właśnie ten detal, a dokładniej bełkot Peronowego pokazuje jednoznacznie, że ten były król jest zwyczajnie nagi! Na dodatek nie ma jakichkolwiek argumentów, a tylko własne widzimisię.
Mieszać, knuć, skłócać, krzyczeć, podsłuchiwać, donosić - to ten styl. Niczego innego po partii, której nazwa nigdy adekwatna do poczynań nie była, spodziewać się nie można.
Aby było jeszcze śmieszniej, PiS-uary - na znak jakiegoś protestu - postanowiły, że do wspomnianej komisji nie wytypują nikogo od siebie. Na drzewo zatem...

Sphere: Related Content

wtorek, 13 listopada 2007

Mentalność kacza...

Już nic nie qmam, niczym ta żaba. Platforma Obywatelska zaproponowała posłowi PiS, Pawłowi Zalewskiemu, by ten zajmował (podobnie jak w poprzedniej kadencji) funkcję sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. I z tego powodu u PiS-uarów rozpętała się burza.
Zalewski wraz z Dornem i Ujazdowskim kilka dni temu zrezygnowali z funkcji wiceprzewodniczących kaczej partii. Na takie posunięcie większość Jedynie Prawych i Sprawiedliwych zareagowała histerycznie, oświadczając, że to zdrada, powinni odejść, bo niszczą wizerunek ugrupowania itp. Teraz już w ogóle wariatkowo na taką propozycję dla Zalewskiego PiS prezentuje.
Byłbym totalnym głupcem, gdybym stwierdził, że w PiS nie ma ludzi realnie podchodzących do życia, posiadających swoje zdanie, a nie tylko bezkrytycznie wpatrzonych w swych przywódców, bez zacietrzewienia, niekoniecznie szukający wiecznie wrogów. Być może takim właśnie jest Zalewski i dlatego zaproponowano mu przewodniczenie komisji. Być może...
Widać jednak po zachowaniu jego partyjnych kolegów, że po dwóch latach rządów i frustracji wywołanej przegranymi wyborami, nie zamierzają ponosić jakiejkolwiek odpowiedzialności za państwo, a jedynie krytykować i niszczyć. Oto mentalność kacza.

Sphere: Related Content

poniedziałek, 12 listopada 2007

Merytoryczny, twoja mać...

Ze względu na braki w wiedzy psychiatrycznej nie mam pojęcia czy najgłębsze stadium ograniczenia umysłowego, czyli idiota, mam jeszcze jakieś stopnie owego zidiocenia. Odchodzący w kierunku opozycji światek Jedynie Prawych i Sprawiedliwych zdążył się już na tyle zamotać, że nie ma pojęcia (bez słowa chyba lub prawdopodobnie) o czym mówi, co rzekło się wcześniej, a na dodatek przewidywalność takowego postępowania jest równa zeru lub nawet poniżej tegoż zera.
Mowa o niekoniecznie moim ulubieńcu, przyszłym ministrze od zagranicznych spraw - Radosławie Sikorskim, do którego prezydent ma jakieś zastrzeżenia...
Pierwszy temat względem owych zastrzeżeń - prezydent nie powie o swych obiekcjach przyszłemu premierowi, dopóki ten nie zostanie szefem rządu. Tak bez żadnego uzasadnienia. To wersja pierwotna. Potem jednak powód się znalazł - Tusk nie ma jeszcze uprawnień umożliwiających mu dostęp do tajemnic państwowych, więc dowie się o zastrzeżeniach Brata Mniejszego Większego kiedy premierem zostanie i wtedy będzie tak porażony, że Sikorskiemu da totalnego kopa, a sam poczuje się wyjątkowo niedobrze, bo cała ta jego Platforma Obywatelska - ze względu na zglebienie kandydata do posady w MSZ - straci w sondażach a PiS-uary zatriumfują. Już w tym momencie przestało mi się cokolwiek zgadzać. O jakiej to tajemnicy państwowej mowa, skoro i tak wszystko na jaw, do społeczeństwa wyjść ma? Społeczeństwa nie posiadającego uprawnień do tych państwowych tajemnic. Przeciek w tej kwestii przecież być musi, inaczej cała ta prezydencka ciuciubabka sensu nijakiego nie ma. Tylko główka, w której mózg skurczył się do rozmiarów co najwyżej orzeszka laskowego mógł wpaść na tak niedorzeczny pomysł. A jeszcze prezydencki rzecznik, niejaki Kamiński (ksywa: Pinochet) oświadcza, że zarzuty nie mają charakteru kryminalnego, tylko merytoryczny.
I teraz sprawa druga: na Śląsku działał pewien weterynarz, który miał to nieszczęście być kiedyś członkiem PZPR. Sędziwy pan okazał się lekarzem od zwierząt tak dobrym, że - mimo swej partyjnej przeszłości - był przez okoliczną ludność prawie noszony na rękach. Uczynny, operatywny, zawsze służył pomocą. Nie spodobał się rządzącym tam PiS-uarom, którzy wbrew wszelkim obyczajom i prawu, doprowadzili do jego zwolnienia, bez uzasadnienia, co pociągnęło za sobą falę protestów, w tym nawet Solidarności, obcej przecież PZPR pod względem ideowym. O zwolnieniach innych osób, jakie raczyły stanąć po stronie weterynarza, protestującym przeciwko PiS-uarowym praktykom, wspominać nawet nie trzeba. W sumie załamany bezprawiem weterynarz popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Sprawcy nieszczęścia - a niech mnie służby PiS-owskie zgarną - okazali się być takimi skurwysynami, że mieli czelność pojawić się na pogrzebie, a potem zawiadomić prokuraturę, donosząc na ludzi, którzy podczas pochówku ostro wyrażali się o kaczych janczarach i ich rządach. To owa druga sprawa.
I wniosek: o jakich merytorycznych zarzutach ktokolwiek ma czelność mówić? Kiedyś przestępców kamieniowano. W majestacie prawa i sprawiedliwości.

Sphere: Related Content

niedziela, 11 listopada 2007

Klimatyczna znikomość upatriotycznienia

Jakież to tłumy przewinęły się dziś przez uroczystości wszelakie, na czas państwowego święta. Nieco większe one były niż kupujących w marketach, jednak stopień upatriotycznienia niezbyt wysokim jest...
O czym tu zresztą dyskutować, skoro chłód (tradycyjnie zresztą jak co roku), apel poległych, msza, apel poległych, defilada wojskowa, msza, msza, złożenie kwiatów, msza, złożenie wieńców, msza, defilada wojskowa, apel poległych, msza. I tak w kółko. Tyle tylko czy dokładnie tak wyglądało świętowanie 11 listopada 1918 roku, dniu, w którym Polska odzyskała niepodległość?
Dlatego też (chociaż historia dat zazwyczaj nie wybiera) cieplejszy klimat przydałby się na takie świętowanie. Jeżeli już komuś ów 22 lipca kompletnie nie w smak, warto byłoby się zastanowić nad 3 maja, kiedy to uchwalono pewną konstytucję, która co prawda nigdy w życie nie weszła, ale była najnowocześniejszym dokumentem ówczesnego świata, nie tylko Europy. To podobno też obchodzone w Polsce święto państwowe. A tak - iluż to ludzi nos z domu wytknąć raczyło, by pognać na uroczystości?
Stopień patriotyzmu obejrzałem sobie na jednym z blokowisk. Na przynajmniej kilka tysięcy okien czy balkonów znaleźć można było flag w sztukach - czterech. Poza tym kilkanaście miejsc z suszącymi się lub wietrzącymi ubraniami. Ale te ostatnie raczej za przejaw patriotyzmu uchodzić nie powinny.

Sphere: Related Content

...chciał powiedzieć

Jarosław Kaczyński wychowywał się w lepszym miejscu niż Donald Tusk. Tak sam powiedział, nawiązując do miejsca dziecięcych zabaw obecnego szefa platformersów. Chciał chyba w ten sposób dać Donkowi coś w rodzaju prztyczka w nos, ale mu nie wyszło, bo wywyższanie się w jakimkolwiek państwie chluby nie przynosi.
Próbowano z tej bezsensownej wypowiedzi Yaro wycofywać się różnymi ustami PiS-uarów, twierdzono, że nie o to mu chodziło, niekoniecznie go zrozumiano w sposób prawidłowy. No i tym też sposobem pojawiła się cudna myśl Tadeusza Cymańskiego (ksywa: Klaun), rzecz jasna członka wspomnianej partryji: - Każdą myśl należy odpowiednio odczytywać.
Zatem mamy do czynienia ze znanym stwierdzeniem: - Każdy uczeń musi wiedzieć co poeta (czytaj: Kaczyński) chciał powiedzieć.
Ze swej strony podam dwa inne cytaty:
- Abstrakcyjnej prawdy nie ma. Prawda jest zawsze konkretna.
- Po pierwsze uczyć się, po drugie - uczyć się, po trzecie - uczyć się.
I cytaty owe dedykuję ustępującemu premierowi. Jakoś czytelniejsze one są od tego, co opowiada Yaro. A autorem powyższych myśli jest nie kto inny jak Włodzimierz Iljicz Lenin.

Sphere: Related Content