Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

niedziela, 19 sierpnia 2007

Z zapchaną treścią...

O tym, że podróże kształcą, nie trzeba tłumaczyć nikomu. I tak się złożyło, że miałem okazję ostatnio podróżować właśnie różnymi środkami transportu. Przeżycia cudowne, a właściwie pouczające. Łącznie z zapchanym...
Był sobie pociąg przemierzający trasę z północy na południe Polski, i to trasę wcale niemałą, bo tak prawie przez cały kraj. Standard podobno w miarę wysoki, gdyż ów skład mienił się być tak zwanym pospiesznym. Wjechał zatem sobie na stację, z niewielkim, bo kilkunastominutowym opóźnieniem. Jako że nie obowiązywały miejscówki, każdy na własną rękę starał sobie znaleźć - prawem dżungli - jakieś siedzisko. Z tym zbyt wielkiego kłopotu nie było. Co ważne, zaznaczyć trzeba, jak na klasę tego pociągu, w miarę czysto i estetycznie. I z głośnika zainstalowanego w przedziale każdym rozbrzmiewał co jakiś czas głos jakowyś, podobno zapowiadający zbliżającą się stację, przypomnienie, aby nie zapomnieć o bagażu itp. Zaznaczyć trzeba to słowo "podobno", ponieważ wypowiadający się do mikrofonu jegomość (kierownik pociągu zapewne) winien bardziej informacje te w języku migowym zapowiadać, a to ze względu na tembr głosu swego, nijak nie nadający się do przekazywania informacji wszelkich. Ale gadał płynnie, jeno bezgłośnie. Przynajmniej się starał.
Starania owe i wątpliwe wrażenia estetyczne zepsuło nadejście konduktora niejakiego, który albo kłopoty domowe przeżywa, albo lewonożne wstawanie z łóżka odbył dnia tegoż. Każdy odwiedzany przez niego przedział (a dokładnie pasażerowie) dowiadywał się o problemach z pokazywanymi mu biletami lub też z nieścisłościami w dokumentach okazywanych mu, a do ulg uprawniających. Jegomość ów oświadczył między innymi, że pewien dokument nie może być laminowany, gdyż w takiej postaci jest on nieważnym. Odpowiedzieć jednak nie raczył jak się jego wypowiedź ma do nowej postaci dowodów osobistych czy też praw jazdy. Pogoniły go dalej pewnie obowiązki zawodowe albo tak zwana potrzeba. Skłaniać się można bardziej ku temu drugiemu wariantowi, bo toaleta była faktycznie pierwsza klasa, zresztą w wagonie klasy tejże. Tyle że pierwsza klasa - inaczej. Woda - zero, mydło, chyba zeżarte przez pasażera, który wcześniej ów wychodek odwiedzić miał okazję. Co bardziej wrażliwy pewnie dorzuciłby do owego wychodka górą, niż dołem, bo zawartość nie zachęcała do korzystania z tego ustrojstwa. Za to do korzystania z usług zachęcał przez wspomniany bezgłośny jegomość, co usłyszeć można było przez głośnik stojąc wyłącznie nieopodal niego.
Był i dalekobieżny autobus firmy mieniącej się być prywatną, więc podobno na pasażerach takowej zależy, by zyski jakoweś osiągać i w rozwój inwestować. Nijak jednak nie przystawało to do zachowania kierowcy, któryż to oczekujących na wejście pasażerów przytrzymać raczył jakieś pół godzinki przed odjazdem, szwendając się bez celu po okolicy, by na kilka minut przed ostatecznym czasem wpuszczać ich do środka i ruszyć z takim też opóźnieniem. Na kolejnych przystankach (a noc już była) z pretensjami do chcących tamże wsiąść się zgłaszał, że biletów nie kupili w nieczynnych od wielu godzin punktach, tylko u niego zamierzają je nabywać.
Nie ma się jednak czym przejmować. Mamy w zamian przystanek we Włoszczowie, budują się nowe tory kolejowe (o drogach czy autostradach lepiej nie wspominać), o czym z dumą jesteśmy co jakiś czas informowani. Mamy zatem formę. Pewnie na treść przyjdzie poczekać...

Sphere: Related Content

Brak komentarzy: