Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

poniedziałek, 30 lipca 2007

Czy to ważne?

Nieważne, czy Polska będzie bogata, czy biedna - ważne, żeby była katolicka” - tak przed laty swe poglądy na temat wizji kraju jeden z ówczesnych, dziś już nieco zapomniany, działaczy Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. I to wówczas w randze wicepremiera. Jego personalia pamiętam, nazbyt dobrze, ale pozwolę sobie na spuszczenie zasłony miłosierdzia w kwestii imienia i nazwiska. Dlaczego tak robię? A dlatego, że skoro dziś ci, mieniący się od lat chrześcijanami, z ustami pełnymi nienawiści do wszystkiego, co nie jest po ich myśli, ja – skromny szaraczek – wykonam ten gest i to ja zacznę wybaczać. Jakże jednak te słowa wypowiedziane kilkanaście lat temu stały się prorocze, no i jak wpłynęły na obecną wizję Polski.
Czy muszą to być jakieś wielkie poszukiwania, aby znaleźć odzwierciedlenie powyższego cytatu? Ależ nie – najprościej włączyć sobie abonamentową telewizję publiczną. Z pieniędzy podatników realizowane są liczne programy (nie licząc transmisji z kościołów) poświęcone popularyzacji Jedynie Słusznej Wiary, przeciwko której nic nie mam, bo każdy ma prawo, święte nawet, do wyznawania tego, co jest zgodne z jego sumieniem. Pozostaje natomiast słowo: indoktrynacja, a z tym już godzić się nie sposób.
O tym też fakcie zapomniała pewna grupa Wybrańców Narodu, która dzierżyła stery władzy jeszcze ze dwa lata temu. Posiadała swój żelazny elektorat, a ten niezmiennie wierzył, że nadejdą kiedyś czasy, kiedy nie trzeba będzie patrzeć się na sąsiadów mogących zacząć wyczyniać dziwne gesty, bo nie pojawiliśmy się w niedzielę na sumie. Ta szansa została utracona. Przez nich.
Mamy za to do czynienia z pojawiającymi się co jakiś czas informacjami o wytaczanych procesach z powodu obrazy uczuć religijnych. Tymczasem we wspomnianej telewizji aż roi się od programów popularyzujących Jedynie Słuszną Wiarę...
Zupełnie przypadkiem miałem onegdaj okazję spotkać się z pewną panią poseł, bez żadnego skrępowania przyznającą się do swego radykalnego światopoglądu, przeciwstawiającego się obecnej klerykalizacji (co jednak trzeba zaznaczyć, nie religii). No i zadałem owej pani o znacznie wyższym stopniu naukowym niż mój zasadnicze, dręczące mnie od dawna pytanie: Skoro pojawia się tyle procesów o obrazę uczuć religijnych, dlaczego nikt jeszcze nie wytoczył procesu np. o obrazę uczuć ateistycznych?
- Bo takiej sytuacji nie przewiduje Konstytucja – usłyszałem w odpowiedzi.
Przyznam, że odebrało mi mowę. Dopiero po dłuższym czasie dotarło do mnie kolejne pytanie, którego już nie zadałem, gdyż sensu w tym nie było żadnego: No to na co czekacie?
Widać, czekają na cud. Ale czy to ważne?
Ważniejsze są chyba słupki wyborcze, notowania, sondaże, no i co zrobią ludzie, przy kim postawią krzyżyk, kiedy pójdą do urn. Nie wiadomo tylko czy warto. Tego naprawdę nie wiadomo.

Sphere: Related Content

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

"Skoro pojawia się tyle procesów o obrazę uczuć religijnych, dlaczego nikt jeszcze nie wytoczył procesu np. o obrazę uczuć ateistycznych?"

BRAWO!

mola pisze...

"Poznac swinie przy korycie, bo rozplywa sie w zachwycie"! tym koscielnym rowniez! Wszyscy "wielcy" tego grajdolu korzystali i korzystaja z dobrodziejstw koscielnych, padali na ryje przed oltarzami, chociaz nie zdawali sobie sprawy jakie akurat to swieto, zarli z suto zastawionego stolu, zapraszani na wigilie, pasterki, rezorekcje itp. itd. calymi rodzinami tam bywali...na tych plebaniach. No to jak? "Swoim" maja wytaczac procesy? Doc bym stworzyla skrot na wzor CHWDP, ale brzmialby KKŁnU!Bog zaplac!