Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

poniedziałek, 5 listopada 2007

Pokazali klasę Z (zet)

A fzkt ns kyzhsy, pklumin uftlakuhzyj. To nie błędy literowe, to odzwierciedlenie mowy, jaką stosują PiS-uary (dawniej: PiS-meni) podczas inauguracyjnych posiedzeń obu izb parlamentu.
Inaczej określić tego nie sposób, skoro z ust przechodzących do opozycji wykluwa się jedynie coś zbliżonego do mowy artykułowanej. Niczym pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego (lub Podstawowej Organizacyji Partyjnej) Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (w skrócie: PZPR) przemawiał do posłów Yaro Kaczyński. Skąd to porównanie - bo właśnie sekretarz mówił: som zamiast są, powagom, a nie powagą. Tak to wyglądało, że owa końcówka -om była wyjątkowo mocno akcentowana przez odchodzącego premiera, który - mając do dyspozycji przez te dwa lata wszelkich speców od tworzenia wizerunku - nie potrafił, może nie chciał pojąć, że trzeba się uczyć całe życie.
Na sejmowej sali nie chciał przemówić jego brat (bo podobno źle by się to kojarzyło, gdyby dwóch takich samych stawało po sobie za amboną, pardon, mównicą.
Brat Mniejszy Większy przemówił za to w Senacie z dykcją przedszkolaka żującego garść krówek-mordoklejek. Poplumkał mniej więcej jak Przemysław Peronowy Gosiewski w jakimś lokalnym radiu, gdzie musiał przepraszać za coś tam, co powiedział podczas kampanii wyborczej, a sąd uznał to za nieprawdę. No i mówił tak, że nikt nie wiedział czy faktycznie przeprasza, reklamuje podpaski lub jogurt albo też omawia decyzje komitetu politycznego swej Jedynie Prawej i Sprawiedliwej partii.
I dokładnie tak samo jak mowa wyglądało zachowanie PiS-uarów w nowym parlamencie...
Tak się jakoś utarło w polskiej kulturze politycznej, że najliczniejszy klub ze swego grona wybiera marszałka Sejmu (podobnie jest i w przypadku Senatu). No i co? Owi niedoszli budowniczowie RP (jakiś tam numer) musieli przedstawić swojego kontrkandydata, a kiedy ten ich wybraniec przegrał w głosowaniu z kretesem, jako jedyni nie potrafili złożyć rąk do oklasków, jakie rozległy się na sali. Posłowie innych partii bili brawa na stojąco. Towarzystwo zajmujące miejsca po prawej stronie po prostu siedziało, z zerową choćby próbą udawanej życzliwości. Widać - taka to kultura polityczna. Gdybym chciał to porównać do jakichś piłkarskich rozgrywek ligowych - tę drużynę sejmową umieściłbym w klasie Z (najniższą wedle dawnego nazewnictwa byłą klasa C).
A obrady Senatu - na dokładkę - otwierał wytypowany przez prezydenta niejaki Ryszard Bender, który (o tym już onegdaj wspominałem) oświadczył kiedyś, że obozów koncentracyjnych nie było.
Mało tego - jeszcze przed wyborem marszałka Sejmu - Brat Mniejszy Mniejszy swoimi słowami kończącymi się zazwyczaj na -om zachwalał siebie i swoją świtę. Same, kurde, sukcesy! Nawet w Ministerstwie Fotygi Zagranicznej!
Dorzucę do tego jeszcze wypowiedzi posłów, wyznawców kaczyzmu:
- Ta porażka jest zwycięstwem (Tadeusz Cymański).
- Platforma Obywatelska nie wygrała tych wyborów (Karol Karski).
Przyznam, że już do reszty głupieję. A może to nie ja, ale oni.

Sphere: Related Content

Brak komentarzy: