Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

środa, 29 sierpnia 2007

Zgoda Mniejszy Mniejszy, jednak coś tu...

Może niektórzy będą zaszokowani, ale zdarzają się przypadki, że można zgodzić się z Bratem Mniejszym Mniejszym (nie mylić z Bratem Mniejszym Większym, czyli prezydentem). Oświadczył on bowiem, iż utrzymanie płacy minimalnej na obecnym poziomie może szkodzić gospodarce, a na dodatek dojdzie do sytuacji, w której nie będzie komu pracować. Po raz pierwszy usłyszeć można w miarę mądre słowa. Tylko w miarę...
W spocie reklamującym PiS i poczynania Brata Mniejszego Mniejszego dowiadujemy się przecież, że ludzie już teraz zarabiają sporo, no i stać ich na niemałe wydatki, więc w którymś miejscu ktoś musi zwyczajnie kłamie. Nie wszyscy są przecież właścicielami prywatnych firm lub pracują w tak zwanej administracji samorządowej czy też rządowej. Ci płace mają zazwyczaj na najniższym poziomie.
Wieść zapewne ich mogła ucieszyć, że podpisano porozumienie z Solidarnością (a gdzie inne związki zawodowe?). Mówi ono, iż od stycznia przyszłego roku najniższe wynagrodzenie ma wynieść 1126 złotych. Ale brutto rzecz jasna. Daje to mniej więcej dziewięć stówek na rękę, o ile nie odliczymy jakichś innych kosztów. A średnia krajowa to - bagatela! - ponad 2800 złotych. Zastanowić się można skąd brani są obywatele zarabiający takie, a nie inne pieniądze, by taka średnia wyjść mogła. Z pewnością nie z przypadku.
Pewien detal z przeszłości nie daje mi jednak spokoju. Pamiętam jak przed wieloma laty w telewizyjnych wiadomościach o 19.30 podano informację o przyjęciu Hiszpanii do Unii Europejskiej. Rozwinięto ten element o płace, dodając, iż aby każdy z obywateli tego kraju zarabiał na poziomie innych państw unijnych należałoby dodać do wszystkich pensji 35 procent. I padły też inne słowa. Wynikało z nich, że gdyby Polska miała wówczas znaleźć się w owej Unii i miałoby dojść do takiego wyrównania finansowego, konieczne byłyby 75-procentowe podwyżki.
Nie jestem ekonomistą, nie wiem jaki byłby skutek pewnego posunięcia, jednak twierdzę, że chyba dobrym rozwiązaniem - przy zamrożeniu cen - byłyby właśnie duże podwyżki. Jak bowiem to się dzieje, iż w krajach unijnych ludzie tych pieniędzy mają więcej, to i więcej wydają, a taki obrót gotówki zwyczajnie gospodarkę napędza. Nikt przecież nie będzie trzymał telewizora, w którym kineskop już dawno nawalił i męczył oczu, bo go nie stać na kupno nowego. Podobnie z żywnością, jak sądzę, byłoby. Emeryt nie brałby 10 dekagramów pasztetowej na tydzień, tylko zjadłby porządnie. Przykładów pewnie każdy podałby wiele, ale nie w tym rzecz, tylko o sam fakt.
Ale tego Brat Mniejszy Mniejszy i jemu podobni nie pojmą. Po prostu zarobki inne i punkt siedzenia...

Sphere: Related Content

1 komentarz:

malawika pisze...

Doprawdy interesujące.... Jednak czy zdążą z realizacją tego pomysłu zanim wszyscy zdolni do wykonywania pracy wyjadą? Czy przewidzieli, że ludzie chcą również zakładać własne firmy? Co wtedy z nimi?