Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

czwartek, 4 października 2007

Układ to my

Już niebawem każdy z nas stanie się potencjalnym członkiem układu, oligarchą, łże-elitą, ewentualnie jakimś wykształciuchem. Wszystko to dzięki decyzji, jakiej inicjatorem byli nie-wykształciuchy z ramienia (bo przecież nie z głowy) Jedynie Prawych i Sprawiedliwych, którzy zadecydowali, by polityczna policja zwana inaczej biurem antykorupcyjnym otrzymała dostęp do dokumentów znajdujących się w zasobach ZUS. W sumie dane dotyczą ze 25 milionów obywateli niekoniecznie zgadzających się na życie w wyimaginowanych przez Braci Mniejszych realiach IV RP.
Wieść ta jest już wszystkim dobrze znana, podobnie jak próby tłumaczenia, że CBA będzie mieć wgląd jedynie w znikomą część informacji zawartych w ZUS-owskich danych. Wyjaśnienia takie może uspokoiłyby dzieci z najmłodszych grup przedszkolnych, gdyż te starsze przejawiają już tendencje do samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków. Gdyby było inaczej, z pewnością PiS nie ukrywałby tak mocno tego posunięcia.
Ważniejsze od tego, co zrobiono wydaje się jednak to, co stać się może. W tym przypadku trudno nawet o jakiekolwiek skrzywienie twarzy mogące przypominać choćby w znikomym stopniu śmiech czy ironię.
Nie od dziś znane jest stwierdzenie: Daj mi człowieka a znajdę na niego paragraf - i tym też sposobem znajdujące się w posiadaniu policji politycznej dokumenty posłużyć mogą jako metodę do zwalczania opozycjonistów obecnej władzy. Ot, wystarczy jakieś mniejsze lub większe uchybienie, które nawet urzędnicy skarbowi uznają za wybaczalny błąd, by już rozkręcić informację o aferze stulecia. A niech jeszcze taki opozycjonista posiada swoją własną firmę, jej pracownicy zostaną zmuszeni pod groźbą ujawnienia niekorzystnych dla nich danych (nawet takich wyssanych z palca), bądź też wizją dożywotniego bezrobocia, do zeznawania przeciwko swemu pracodawcy, który ulubieńcem władz nie jest. Mało tego - każdemu pracującemu prędzej czy później zdarzy się zachorować i udać się przy tej okazji na zwolnienie lekarskie. Na tapecie CBA znaleźć się może lekarz wypisujący L4, podejrzany, że wziął w łapę za wypisywanie takich zwolnień np. nader chorowitemu pacjentowi, co już wydać się może podejrzane. Warto przy tej okazji wspomnieć o całej historii dolegliwości wymagających pomocy medycznej i właśnie zwolnień lekarskich, jakie trafiają do ZUS oraz - niebawem - do CBA. Jak te informacje mogą być wykorzystane, nawet pisać nie śmiem, bo ogarnia mnie zwyczajne przerażenie.
Jeżeli rzeczywiście tak się stanie, warto byłoby się zastanowić nad połączeniem skarbówek z policją polityczną i wprowadzeniem jeszcze jednego przepisu, aby instytucje te zajęły się wypełnianiem zeznań podatkowych obywateli, ale w taki sposób, by wszelkie zwroty pieniążków trafiały bezpośrednio do kasy tejże państwowej firmy (jedna decyzja władz i sprawa załatwiona).
Podejrzewam, że to początek planu inwigilacji mniej lub bardziej prywatnego życia tych, którzy jeszcze nie zdecydowali się na emigrację. Pewnie za jakiś czas dowiemy się, iż każdy z obywateli będzie musiał mieć zamontowanego chipa, pokazującego dokładne miejsce jego pobytu.
Orwell w pas się kłania a - jak trafnie określił to jeden z komentujących tę wieść - Stalin rży ze śmiechu a Gomółka mu wtóruje. Historia zatoczyła koło...
Czy jeszcze wam do śmiechu mniejsze lub większe wykształciuchy?

Sphere: Related Content

Brak komentarzy: