Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

piątek, 7 września 2007

Patataj, patataj

Od lat slyszałem, że wykształcenie jest podstawą do dalszego życia. Z czasem jednak pogląd ten można zweryfikować, kiedy widzi się jakie są realia. I trudno przewidzieć czy obecnie dzieciakom zechce się uczyć, szczególnie przy tym, co pozostawiają po sobie giertychowo-legutkowe rządy.
Najpierw na tapetę poszedł Gombrowicz, który niby to homoseksualizm szerzy. Wyszedł z tego niezły młyn, odwołano Romana Pięknego Sztywnego, by nastał niejaki Legutko (z nadania Brata Mniejszego Mniejszego). Ten dopiero rzutem na taśmę przedstawił nowy spis lektur, jaki obowiązuje od tego roku szkolnego. Zestaw, już oficjalny, przypomina coś, co można będzie nazwać wyścigiem.
Z lat swych szkolnych pamiętam, że nauczyciele bez najmniejszego problemu byli w stanie poświęcić na omówienie mniej lub bardziej (to moja subiektywna ocena) wartościowych dzieł literatury polskiej, a bywało, że i światowej. Był na to czas, bo po prostu lista lektur, mimo że wcale niemała, dawała belfrom spory komfort. Stąd też pozwalaliśmy sobie nawet na żarty, wymyślając nowe tematy prac w stylu: "Hans Kloss jako spadkobierca Konrada Wallenroda". Był na to czas. Wracając jednak do spadku, jaki dziś uczniowie otrzymują po rządach wspomnianych ministrów, nie należy się spodziewać, aby jakakolwiek lektura mogła zostać zrozumiana.
Przyznam, że nie liczyłem ileż to powieści, poematów czy też wierszy "przerobić" będzie musiał uczeń gimnazjum, liceum i technikum, ale będzie tego tak mniej więcej na regał, i to niekoniecznie mały, z biblioteki. Co zatem w związku z tym?
Krótko rzecz ujmując, pewna polonistka przyjęła ów spis z niemałym przerażeniem, bo wygląda na to, że uczniowie nie będą robić nic innego, jak tylko czytać, czytać i jeszcze raz czytać, nie mając właściwie czasu na inne przedmioty. Poza tomiskami Sienkiewicza, Orzeszkową, Prusem, Żeromskim do łask wracają m.in. "Noce i dnie" Dąbrowskiej. Dorzućmy do tego romantyków, literaturę młodopolską i mamy niezły pasztet. Realnie wyglądać będzie to tak: ze dwie lekcje na jedną lekturę (poprzedzoną długim czytaniem) i szybko przejście do kolejnej lektury.
Sytuację tę można tylko przyrównać do wycieczki krajoznawczej: "Na prawo widzimy Kraków, na lewo Częstochowę, jedziemy dalej".
Program, niestety, zrealizować trzeba w całości, a to choćby z tego powodu, iż po zakończeniu edukacji na każdym z poziomów trzeba zdać egzamin. Czy uczeń powie przed taką komisją egzaminacyjną, że książki jakiejś nie zna, bo nie omawiano tego na lekcjach? Ot i polska rzeczywistość.

Sphere: Related Content

Brak komentarzy: