Zanim wejdziesz...

W USA mamy Disneyland, w Danii - Legoland, a w Polsce? Odpowiedź jest prosta - Kaczyland, Kleroland.
Nie poradzę nic, że mój obraz władzy najwyższej jest tak niski...

wtorek, 9 października 2007

Wybory - jak wiele to znaczy

Nie wiem czy słowo wybory ma dokładnie takie samo znaczenie w sposobie jego pojmowania przez - śmiem podejrzewać - większość społeczeństwa a tym, co rozumie premier Yaro. Co tu bowiem wiele mówić czy też pisać, skoro jedna odsłona z cyklu debat już się odbyła, zapowiadają się następne, ale - w natłoku zajęć - po czasie dotarło do mnie, że te politykierskie rozmowy są czymś w stylu nie do końca dobranego małżeństwa. Związek taki przecież ani rozsądku nie ma, a o uczuciach miłosnych nawet wspominać nie warto, skoro tylko kłótnie i dogryzanie (wzajemne).
Ale nie o tym miało być. Rzecz bardziej w poczuciu swej nieomylności Yaro prezentuje, gdyż z góry swych politycznych przeciwników ustawiać próbuje. Debatę z Kwaśniewskim odbył, marniutko mu poszło, ale nadal przekonanym jest o swej nieomylności. Tusk mu rękawicę w twarz rzucił, a ten jakoś nie zauważył, że mu coś pysk obiło. Nie zauważył, bo - mimo mikrego wzrostu - nosem stara się, tak na pokaz, sufit orać. Ze swej pychy i nie do końca rozumianego przeze mnie przekonania o nieomylości, o tym, że tego, co Yaro chce - chcą i Polacy.
Premier oświadczał, że spotka się ze zwycięzcą debaty Kwaśniewski - Tusk, i tylko z takowym. Przegrany niech się na drzewo uda. Problem tylko w tym - skąd on to niby będzie wiedział kto jest owym przegranym, skoro z byłym prezydentem dał totalnego ciała, a poczuł się zwycięzcą. Widać - prawda jest jak d..., każdy ma swoją.
I podejrzewam, że po piątkowej debacie z Donaldem, na którą zgodził się mniej więcej w stylu robienia totalnej łaski, będzie podobnież cieniutki, za to z poparciem Rydzyka Tadeusza, z zawodu ojca i rzeszy otumanionych prymitywnymi hasłami. Ale wybór rozmówców pozostawia sobie...

Sphere: Related Content

Brak komentarzy: