sobota, 4 sierpnia 2007
Szastacz
Autor:
bury
o
21:52
1 komentarze
Etykiety: polityka
Słupek domniemany
Autor:
bury
o
00:21
0
komentarze
piątek, 3 sierpnia 2007
Z wizy(tą) w USA
Autor:
bury
o
23:03
2
komentarze
Etykiety: polityka
Jaka szkoda...
Autor:
bury
o
19:26
1 komentarze
Może jeszcze z Polski?
Wcale nie zastanawia mnie jednak po co ten zabieg. Jest on nazbyt oczywisty - wszędzie gdzie tylko można upchano już swoich, ale nie dla wszystkich wystarczyło miejsc. Idąc tym tropem można mieć uzasadnione obawy czy nie dojdzie do wyrzucania Polaków z... Polski. Efektem będzie choćby spadek bezrobocia i jakies tam kolejne osiągnięcia, którymi poszczycić się raczy ów rząd.
Autor:
bury
o
08:35
0
komentarze
Etykiety: polityka
Byleby dzieci więcej
Autor:
bury
o
00:32
0
komentarze
czwartek, 2 sierpnia 2007
Odszczepieńcy mile widziani
Autor:
bury
o
22:41
1 komentarze
Etykiety: polityka
środa, 1 sierpnia 2007
Epidemia taktyczna?
Autor:
bury
o
22:34
0
komentarze
Etykiety: polityka
Zaścianek, jak zwykle
I tradycji musiało stać się zadość. Przynajmniej tej klubowej, w piłce kopanej. Podniecenie, z jakim co niektórzy żurnaliści podchodzą do rozgrywek naszej piłkarskiej ekstraklasy może porażać, bo przecież w konfrontacji z wcale nie jakimiś potentatami w tejże dyscyplinie wypadamy niczym wyjątkowo ubogi krewny. Wyjątkiem od tej reguły była wygrana Wisły Kraków w towarzyskim zresztą turnieju w USA. Zaznaczam – wyjątkiem.
Tak to już jest, że latka lecą, a w tym naszym sportowym światku piłkarskim zmieniają się tylko nazwiska zawodników, trenerów, działaczy, a efekcik jak zwykle żaden. To chyba polska mentalność, bo inaczej tego określić nie można. Nie wiem zatem po co opracowywano jakąś taktykę, z którą kryto się przed rumuńskimi rywalami, by ich zaskoczyć. No i te komentarze w TV, kiedy piłkarz Mistrza Polski podchodził pod bramkę Steauy, mówiące, że jest dobrze, chociaż kopacz futbolówkę stracił. Było świetnie, tylko jak zwykle to nie nasi wyszli z tej rywalizacji zwycięsko.
A wracając do taktyki – zauważyłem, że od dawna w pucharowych rozgrywkach polskie kluby wychodzą z założenia – byleby tylko nie stracić gola. No i mamy zatem efekt, którego nie zmienimy chyba przez kolejne lata, pozostając futbolowym zaściankiem.
Autor:
bury
o
10:46
0
komentarze
Etykiety: sport
Rozdrapywanie ran...
Takie my są, przaśno, zbożno powszednie,
I jak wiadomo, Polak zawsze ma w dupie
Wszystko, co nie jest Grunwaldem albo Wiedniem.
Trudno nie przytoczyć tego fragmentu mało znanego wiersza jednego z polskich kabareciarzy, w chwili, kiedy rozpoczynają się obchody okrągłej 63. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Nie będę się rozwodził na tematy zasadności tego zrywu zbrojnego, którego efekt był nadzwyczaj mizerny choćby ze względu na fakt zniszczeń i przede wszystkim ogromnej daniny krwi, jaką ponieśli powstańcy oraz zwykli mieszkańcy stolicy. Warszawę praktycznie zrównano z ziemią, zginęło około 200 tysięcy osób.
Z niedowierzaniem spoglądam natomiast na formę obchodów tej rocznicy, która swym rozmachem przyćmiewa inne, wydawać by się mogło, bardziej znaczące daty z kart polskiej historii. Z całkowicie niewiadomych powodów – umownie nazwijmy to – imprezy organizowane są w różnych miastach na terenie całego kraju. Pewnie po to, aby przypodobać się rządzącej ekipie.
Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że przysłuchując się wypowiedziom politykierów z pierwszych stron gazet można odnieść wrażenie jakoby to właśnie Powstanie Warszawskie spowodowało, iż stolica została wyzwolona spod okupacji hitlerowskiej. Cóż, jakie czasy, taka i interpretacja. Szkoda jedynie, że młodzież jest karmiona takimi historyjkami, całkowicie wypaczającymi prawdę...
A jaka ona jest? Przytoczę w tym miejscu komentarz jednego z internautów:
“Dowody wskazują na to, że to silny niemiecki kontratak, a nie świadomy rosyjski sabotaż, powstrzymał wojska radzieckie przed wkroczeniem do Warszawy na początku sierpnia 1944 r. Mniej pewne jest, czy Armia Czerwona mogłaby przebić się przez pancerny pierścień, żeby połączyć się z powstańcami, w czasie gdy w Warszawie jeszcze trwała walka. Co jest oczywiste to fakt, że nie zaczęła się ona jako spontaniczna rewolta. Burżuazyjny rząd polski na emigracji w Londynie oraz prolondyńskie przywództwo Armii Krajowej rozpoczęli zbrodniczą awanturę, której celem było powstrzymanie Armii Czerwonej przed wyzwoleniem Warszawy. Chcieli oni przyjąć Rosjan jako suwerenna władza, spoczywająca na laurach zwycięstwa odniesionego (pozornie) przez uzbrojony naród, w celu zapewnienia kapitalistycznym politykom przedwojennej Polski miejsca w powojennym rządzie. Ale nigdy Armia Krajowa nie była w stanie pokonać lub nawet powstrzymać militarnie nazistów; jej jedyną nadzieją był upadek Niemiec lub zwycięstwo Armii Czerwonej. Był to antykomunistyczny hazard, który przyniósł odwrotne do zamierzonych skutki wraz z przerażającymi konsekwencjami”.
Nie wiem na ile można tak od początku do końca zgodzić się ze wszystkimi podanymi tu faktami, bo pojawiają się i głosy, że dowództwo Armii Czerwonej po prostu zdecydowało się zaczekać, aż walczący skapitulują. Według innej interpretacji - Londyn kategorycznie zabronił wzniecenia powstania, gdyż skutki tegoż ruchu były z góry do przewidzenia. Rozkazu nie posłuchano...
Ciekawi mnie jednak jak długo jeszcze ekipa rządowa – nie licząc się z kosztami – wymachiwać będzie szabelką, gmerać w przeszłości i budować swój wizerunek na ciągłym rozdrapywaniu ran.
Autor:
bury
o
10:43
0
komentarze
Wesoły dzień nam nastał
Przed spółdzielniami mieszkaniowymi zaczęły się nawet tworzyć komitety kolejkowe, pilnujące, by nikt, kto w takowej kolejce nie stał, nie próbował się wcisnąć gdzieś do przodu i wykupił ów chodliwy towar, jakim jest od dziś mieszkanie.
Przyznam, że podziwiam obecnie panującą nam ekipę rządową za tak odważne posunięcie, czyli umożliwienie – za bezcen – wykupu owych mieszkań. Gdybym osobiście był u steru władzy, z pewnością nie zdecydowałbym się na aż taki krok. Nie kieruje mną – co zaznaczam – jakaś zawiść spowodowana tym, że zajmowany przeze mnie lokal jest już od dawna w stanie, do którego sporo osób od dziś dąży, nie w tym rzecz. Muszę jednak stwierdzić, że populizm w naszym kraju był zawsze był na porządku dziennym...
Tak, populizm właśnie, bo PiS jako pierwsza partia w tym kraju zrozumiała, iż wyborcze zwycięstwo odniesie się nie dzięki pięknym słowom, wyważonej kampanii, przedstawianiu tego, co zamierza się dla obywateli uczynić. Wystarczyło ostro krytykować swych politycznych przeciwników, aby wygrać podwójnie – dla rządów Braci Mniejszych, niekoniecznie spełniając prezentowane wcześniej obietnice wyborcze, a jeśli już się coś “chlapnęło”, zawsze można z tego wybrnąć. Przecież właśnie tak wygląda sytuacja ze słynnymi trzema milionami mieszkań, których raczej ani widać, ani słychać nie będzie. Za Gierka, kiedy wybudowano coś około 2,7 mln lokali, kombinaty budowlane wręcz gotowały się od całodobowej roboty. Teraz jakoś w tychże zakładach cichutko.
Do rzeczywistości wypadałoby jednak przejść. Ludzie rozpoczną wykupywanie mieszkań za wspomniany bezcen, staną się w pewnym sensie panami na swych włościach. Nie bez przypadku “naskrobałem” słowa o prowadzonej kampanii wyborczej, bo wśród nas znajdzie się spora grupa, która zachłyśnie się ową własnością i na gwałt będzie starała się odczepić od dotychczasowego zarządcy, czyli od spółdzielni mieszkaniowej, twierdząc: “Ja już tym złodziejom płacić nie będę”. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza, szczególnie przy polskiej mentalności, jest nazbyt wielkie.
Aby nie być gołosłownym, podam przykład pewnego budynku. Aktualne zadłużenie z tytułu niepłaconego czynszu – ponad 150 tys. zł, przynajmniej raz w tygodniu jakaś mniejsza lub większa dewastacja spowodowana przez lokatorów (lub ich gości) jednego z mieszkań, wykonana zazwyczaj pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających. Jakich, tłumaczyć nie trzeba. I w takim to bloku tworzy się wspólnota mieszkaniowa. Nie wspomnę, aby nikogo nie zanudzać, o konieczności przebrnięcia przez gąszcz przepisów, by taką wspólnotę utworzyć. Pytania nasuwają się same: Czy sąsiad, który stracił pracę i nie ma aktualnie możliwości płacenia czynszu zostanie wywalony na zbity pysk, a może jego zdjęcie i personalia wywiesi się na jakiejś tablicy, napiętnując go tym samym? Jak rozwiążemy sprawę (a tacy zazwyczaj nie płacą) lokatorów, takich uciążliwych, dla których rozrywką będzie niszczenie wspólnej własności? Metoda siłowa w grę raczej nie wchodzi, o ile nie chcemy znaleźć się przed obliczem Temidy. To tylko nieliczne wątki, z jakimi możemy się zetknąć, a takich będzie sporo.
Ktoś pewnie stwierdzi, że utworzenie wspólnoty mieszkaniowej nie musi wiązać się z odejściem od tego, by spółdzielnia nadal administrowała budynkiem, może się mocno pomylić. Istnieje przecież coś, co nazywa się rachunkiem ekonomicznym, więc jeżeli spółdzielni przestanie się to opłacać, uzna, że taki interes to wyłącznie same straty i nie zechce, lokatorzy będą musieli wziąć los we własne ręce. Każdy drobiazg, awaria, remont będzie kosztować. Pozostanie szara rzeczywistość...
Może się nieco zagalopowałem i scenariusz nie będzie aż tak czarny, jednak prawdopodobny.
A tym, którzy zamierzają skorzystać na nowym prawie, które – moim skromnym zdaniem – zniszczyć może istniejącą od lat strukturę spółdzielczości mieszkaniowej, radzę się spieszyć. Opozycja z lewicy już zapowiedziała złożenie do Trybunału Konstytucyjnego wniosku o zbadanie czy aby wprowadzone przez obecny rząd przepisy są zgodne z prawem, a to wstecz raczej działać nie będzie. Kto zatem się “załapie”, nie straci.
Autor:
bury
o
09:32
1 komentarze
Etykiety: gospodarka
wtorek, 31 lipca 2007
Kto Ty jesteś?
Rozwaliło mnie ostatnio, co przeczytałem na jednym z chatów:
I co tu dodawać.
Autor:
bury
o
08:35
1 komentarze
poniedziałek, 30 lipca 2007
Towar macany
Autor:
bury
o
20:58
0
komentarze
Etykiety: polityka
Nasza historia kochana
Nie chodzi mi tu wcale o fakt, że raz uczymy się z tejże książki o Bolesławie Krzywoustym, by potem “chronologicznie” z kartami historii przeskoczyć np. do Jana III Sobieskiego (w w międzyczasie była pustka), ale o to, iż nastąpiła zmiana opcji, i to totalna. Jeśli sobie dobrze przypominam, tematyce II wojny światowej poświęcono bodajże 5 stron. Polscy żołnierze walczyli na różnych frontach, czemu poświęcono większość tegoż opracowania. Wszędzie, ale tzw. front wschodni ujęto aż w mniej więcej 5 (słownie: pięciu) zdaniach.
Ciekawi mnie kiedy w podręcznikach do historii ujawnione zostaną choćby te fakty:
- dlaczego Jagiełło po wygranej pod Grunwaldem nie zdobył od razu Malborka, definitywnie rozwiązując Zakon Krzyżacki? Czyżby skądś były naciski, by tego nie robił? Jeżeli były to skąd?
- jakim to cudem Kościuszko przegrał pod Maciejowicami?
- ilu to faktycznie Szwedów i z jaką to kolubryną oblegało Jasną Górę?
Takich pytań mógłbym zadać znacznie więcej, ale po co? I tak znamy jedynie słuszne dzieje...
Obecnie dzieciarnia wie swoje, z podręczników, tych znowelizowanych, zgodnych z tendencjami znanymi od kilkunastu lat.
Moje zdziwienie wzbudził fakt, kiedy miałem okazję z zaprzyjaźnionym Czechem wędrować ulicami jego miasta, czyli Ostrawy. Zapędziliśmy się dość mocno gdzieś tam w jakieś zaułki, aż dotarliśmy przed ładny park. Oczom swym nie wierzyłem...
Na samym czubku zauważyłem gwiazdę, ale nie taką, jaką wiesza się na choince. Poniżej jeszcze ciekawiej, bo stał wykuty w jakimś kamieniu czerwonoarmista, a obok niego drugi jegomość, bardziej w cywilnych ciuchach. - To pomnik żołnierzy radzieckich, mieliśmy tu największą bitwę pancerną, sporo ich zginęło – wyjaśnił mi Czech.
- U nas już dawno by tego nie było, albo grafficiarze wysmarowaliby taki pomnik farbą – odpowiedziałem jeszcze zdziwiony.
- Nie wiem dlaczego, pojąć tego nie potrafię – odrzekł znajomy. - Przecież to nasza historia...
Autor:
bury
o
11:37
0
komentarze
Znów czegoś nie podali?
Niby nic, jednak widzę, że z popularyzacją języka ojczystego coś jest nie tak...
Chodząc do szkół uczono mnie, że imię "Dorota" w wołaczu odmieniać się winno: "Doroto".
Naszło mnie jednak dodatkowe pytanie: Skoro profesora Miodka oskarżano o współpracę z bezpieka, być może jego dotychczasowe nauki jakimś ukazem lub ustawą albo czymś w tym stylu zostały uznane za niezgodne, nieprawe.
Widać, pojawiły się nowe trendy. Może gdzieś tam coś nowego wymyślono i tradycyjnie nie podano do publicznej wiadomości?
Autor:
bury
o
09:13
1 komentarze
Czy to ważne?
Czy muszą to być jakieś wielkie poszukiwania, aby znaleźć odzwierciedlenie powyższego cytatu? Ależ nie – najprościej włączyć sobie abonamentową telewizję publiczną. Z pieniędzy podatników realizowane są liczne programy (nie licząc transmisji z kościołów) poświęcone popularyzacji Jedynie Słusznej Wiary, przeciwko której nic nie mam, bo każdy ma prawo, święte nawet, do wyznawania tego, co jest zgodne z jego sumieniem. Pozostaje natomiast słowo: indoktrynacja, a z tym już godzić się nie sposób.
O tym też fakcie zapomniała pewna grupa Wybrańców Narodu, która dzierżyła stery władzy jeszcze ze dwa lata temu. Posiadała swój żelazny elektorat, a ten niezmiennie wierzył, że nadejdą kiedyś czasy, kiedy nie trzeba będzie patrzeć się na sąsiadów mogących zacząć wyczyniać dziwne gesty, bo nie pojawiliśmy się w niedzielę na sumie. Ta szansa została utracona. Przez nich.
Mamy za to do czynienia z pojawiającymi się co jakiś czas informacjami o wytaczanych procesach z powodu obrazy uczuć religijnych. Tymczasem we wspomnianej telewizji aż roi się od programów popularyzujących Jedynie Słuszną Wiarę...
Zupełnie przypadkiem miałem onegdaj okazję spotkać się z pewną panią poseł, bez żadnego skrępowania przyznającą się do swego radykalnego światopoglądu, przeciwstawiającego się obecnej klerykalizacji (co jednak trzeba zaznaczyć, nie religii). No i zadałem owej pani o znacznie wyższym stopniu naukowym niż mój zasadnicze, dręczące mnie od dawna pytanie: Skoro pojawia się tyle procesów o obrazę uczuć religijnych, dlaczego nikt jeszcze nie wytoczył procesu np. o obrazę uczuć ateistycznych?
- Bo takiej sytuacji nie przewiduje Konstytucja – usłyszałem w odpowiedzi.
Przyznam, że odebrało mi mowę. Dopiero po dłuższym czasie dotarło do mnie kolejne pytanie, którego już nie zadałem, gdyż sensu w tym nie było żadnego: No to na co czekacie?
Widać, czekają na cud. Ale czy to ważne?
Ważniejsze są chyba słupki wyborcze, notowania, sondaże, no i co zrobią ludzie, przy kim postawią krzyżyk, kiedy pójdą do urn. Nie wiadomo tylko czy warto. Tego naprawdę nie wiadomo.
Autor:
bury
o
09:11
2
komentarze